Postaw mi kawę na buycoffee.to

Białostocki Amfiteatr

    Występowali tu m.in.: Violetta Villas, Goran Bregovic, Helena Vondraczkowa. Jedni wspominają go z sentymentem. Inni podkreślają, że był pozbawiony jakiegokolwiek zaplecza i miał kiepską akustykę. Jeszcze inni oburzają się, że wyrósł w miejscu dawnego cmentarza. Jedno jest pewne – białostocki amfiteatr przez lata przyciągał tłumy mieszkańców spragnionych festynów i koncertów. Amfiteatr był jedną z wielu realizacji, które miały pokazać, że Białystok staje się nowoczesny.

– I faktycznie, powstanie amfiteatru było w tamtych latach wielkim wydarzeniem. Inną sprawą jest to, że jego lokalizacja była fatalna. Obiekt miał przez to kiepską akustykę. Władze pragnęły pewnie postawić amfiteatr w centrum miasta, by mieszkańcy mogli słuchać jak – podczas różnej maści uroczystości – ze sceny wychwala się władzę ludową. Efekt był taki, że dźwięk zamiast na widownię, szedł bardziej na okoliczne budynki .


  Styl, w jakim został zbudowany amfiteatr można określić jako późny modernizm. Autorem projektu był ówczesny architekt miejski, Mirosław Zbichorski.

– Szczególnie było to widoczne w drugiej połowie lat 80., kiedy oferta kulturalna Białegostoku była praktycznie żadna – mówi Hanna Warakomska, dziennikarka, która brała udział w organizacji popularnej imprezy rozrywkowej „Raz do roku w Białymstoku“.

   Amfiteatr, choć przez białostoczan był lubiany, to tak naprawdę przez większą część roku stał pusty, a na ławeczkach urzędowali jegomoście z butelkami z piwem. Faktem jest jednak, że w czasach swej świetności to właśnie tutaj białostoczanie mogli usłyszeć takie gwiazdy jak Maryla Rodowicz, czy Czerwone Gitary.

  Pierwsza impreza „Raz do roku w Białymstoku“ odbyła się w 1985 roku. Pomysł na jej zorganizowanie narodził się w redakcji „Kuriera Podlaskiego” (nieistniejącej już gazety).

– Chodziło o przedstawienie dwuletniego dorobku gazety – opowiada Hanna Warakomska, autorka nazwy imprezy. – Wygrałam redakcyjny konkurs. Pamiętam, że pierwszą edycję imprezy zorganizowano z pieniędzy funduszu przeciwdziałania alkoholizmowi.

  Z czasem impreza na stałe wpisała się w życie kulturalne Białegostoku. Słynęła m.in. z konkursów z atrakcyjnymi nagrodami. Można było np. wygrać komplet pościeli, żelazko, czy pluszową zabawkę, co w tamtych czasach ciągłego niedostatku, liczyło się szczególnie. Początkowo „Dni Białegostoku” odbywały się w czerwcu (w rocznicę założenia „Podlaskiego”), a później w okolicy 27 lipca, by uczcić rocznicę wyzwolenia Białegostoku spod okupacji hitlerowskiej.

– Tak się akurat złożyło, że jedna z imprez przypadła na dzień moich imienin. Na scenie pojawił się redakcyjny kolega Andrzej Koziara, który przy pełnej publiczności złożył mi uroczyście życzenia. Potem usłyszałam zarzuty od władz partyjnych, że zamiast czcić państwowe święto, urządzamy tu sobie czyjeś imieniny – śmieje się Warakomska.  Niezależnie od tego ku czyjej czci koncerty organizowano uczestnicy mieli 7- 8 godzin dobrej zabawy. Po festynie (który po trzech latach przeniósł się do amfiteatru na dzisiejszym bazarze przy ul. Kawaleryjskiej), przychodził czas na wieczorne występy gwiazd.

  Jako pierwszy na Kurierowej imprezie wystąpił popularny w latach 80. zespół Żuki. Kapela była wystylizowana na Beatlesów i grała ich największe przeboje. W następnych latach „Raz do roku w Białymstoku“ stało się na tyle popularne, że gwiazd wielkiego formatu nie trzeba było specjalnie namawiać do występu w naszym mieście. Artyści nie mieli też wyszukanych wymagań co do koncertowego zaplecza, czy warunków pobytu. Zapleczem był zresztą pożyczany od wojska namiot, który rozstawiano z tyłu sceny.

– Raz tylko mieliśmy problem. Chodziło o Violettę Villas – wspomina Hanna Warakomska. – Gwiazda przyjechała wynajętym przez nas białym mercedesem. Po koncercie udała się do Hotelu Cristal. Następnego dnia rano auto podjechało, a Violetta Villas nie wyszła. Stwierdziła, że bardzo się jej w Białymstoku podoba i nie zamierza tak szybko wyjeżdżać. Odbyliśmy w redakcji naradę, co dalej robić? Przypomnieliśmy sobie, że dzień wcześniej gwiazda zażyczyła sobie, by podczas koncertu wręczono jej bukiet róż.

  Jeden z kolegów udał się więc do hotelu z wielkim bukietem. Violetta Villas grzecznie podziękowała i powiedziała, że kwiaty chętnie położy w kościele na ołtarzu. Piosenkarka zamierzała bowiem zwiedzić nasze świątynie. Redakcja musiała zapłacić za kolejną dobę hotelową. 

  Sytuacja przestawała już być zabawna, bo myśleliśmy, że nic nie stoi na przeszkodzie, by pani Violetta zabawiła w Białymstoku chociażby i przez cały miesiąc. Ostatecznie, ktoś z redakcji nastraszył gwiazdę, że jeśli nie wsiądzie do mercedesa, będzie musiała wracać do domu pociągiem drugiej klasy. Tym razem podziałało.

  Tego typu anegdot związanych z występami w białostockim amfiteatrze jest mnóstwo. Jedna z nich dotyczy Macieja Maleńczuka, który z zespołem Homo Twist zagrał w ramach ostatnich, organizowanych tu Juwenaliów. Działo się to w 2006 roku, kiedy wiadomo było już, że w miejscu amfiteatru powstanie nowy budynek opery. Tuż przed występem, wśród organizatorów powstał popłoch. Homo Twist miał niedługo wchodzić na scenę, a nikt nie mógł znaleźć frontmana.

  Okazało się, że ten niezbyt dobrze się poczuł i zasnął w jednym z ustawionych na zapleczu toi toiów. Dobudzony wokalista postanowił się przejść i przez nieuwagę wpadł do jednego z dołów wykopanych pod przyszłą inwestycję.

– Z tymi dołami też mieliśmy przygodę. Dzień przed rozpoczęciem imprezy musieliśmy wynająć koparkę, by przynajmniej częściowo je przysypać – śmieje się Marcin Leoszko, ówczesny organizator Juwenaliów.

  Poza Maleńczukiem (ostatecznie wyszedł na scenę i dał całkiem niezły koncert), w 2006 roku w amfiteatrze występował też Kult i Acid Drinkers. Do ostatniej chwili nie było jednak wiadomo, czy koncerty w ogóle się odbędą.

– Przez kilka miesięcy poprzedzających imprezę, amfiteatr zmieniał trzy razy swego właściciela. 

  Na początku było nim miasto, później marszałek województwa, a na końcu – opera. Teren miał być udostępniony za darmo. W ostatniej chwili okazało się, że za wszystko trzeba płacić – wspomina Marcin Leoszko.

  Nad ostatnimi wydarzeniami kulturalnymi w białostockim amfiteatrze zawisło fatum. Po zejściu ze sceny zespołu Hurt, kończącego imprezę, studenci mieli obejrzeć mecz Polaków, w ramach trwającego wówczas mundialu.

– Z powodu problemów technicznych zabrakło nam sygnału. Na rzutniku nie pojawił się więc obraz. Pewnych rzeczy po prostu się nie przewidzi – podkreśla Marcin Leoszko.

  Na juwenalia do amfiteatru przyjeżdżały takie zespoły jak: Dżem, Republika ,IRA, Kobranocka, czy Big Cyc.

 W swoich ostatnich latach amfiteatr był już bardzo zaniedbany. 


Tomasz Mikulicz

Translate