Niewielki własny domek wybudowali Rodzice w 1,5 roku .Był to drewniany budynek z bali zwożonych z okolic Siennego Rynku, pochodzących z rozbiórki budynku, kupionego przez Dziadka z przeznaczeniem dla Taty i jego brata.
Wozili to tzw. platformą zaprzężoną w dwa wynajęte konie. Mama sprzedała swoje szumne palto podbite futrem z okazałym, szalowym kołnierzem i za zarobione pieniądze kupili rodzice brakujące drewno i inne elementy. Ściany parteru budynku obił Tata płytą suprema, owinął to siatką rabitza i otynkował. Budynek z zewnątrz wyglądał jak murowany. W środku budynku był trzon kominowy z zintegrowanymi piecami - kuchennym z okapem, piekarnikiem, fajerkami i chromowanymi zwieńczeniami, oraz niejako przyrośniętym do niego piecem grzewczym ogrzewającym dwa pomieszczenia.
Tak oto, Tata wybudował dom, zasadził drzewo, syna już miał a przed jego urodzeniem przedobrzył sprawę i postarał się o dwie córki. Przydały mi się te Siostrzyczki. Pamiętam, jak siadywaliśmy wokół pieca, ja podkładałem do niego wióry, które przynosił Tata we worze ze stolarni Stryja po sąsiedzku, które stanowiły dobre uzupełnienie węgla, a Siostrzyczki na zmianę czytały mój ulubiony "Potop" (byłem wtedy pierwszoklasistą i dopiero składałem litery). Tak, nie umiejąc czytać poznałem treść całej Trylogii. Potrafiłem nawet cytować powiedzonka Zagłoby i Rocha Kowalskiego.
Tadeusz Wrona