Postaw mi kawę na buycoffee.to

Kokaina bez recepty

  W 1922 roku władze Białegostoku zakazały aptekom sprzedaży bez recepty kokainy . Miejscowi narkomani jakoś sobie radzili. Fałszerstwem lub przekupstwem potrafili zaspokoić swój nałóg. Aż wybuchła afera.

  W międzywojennej Polsce sięganie po iluzje narkotyczne nie było masowym zjawiskiem. Proceder oczywiście istniał. Opium, kokaina czy morfina pojawiały się w sferach artystycznych, wojskowych, urzędniczych albo lekarskich jako zastępnik i tak nie zastąpionej gorzałki. Narkotyki miały rzecz jasna swoją cenę. Sprowadzane w latach 30. głównie z Niemiec (Hamburg) do Gdańska, a później do Warszawy - kosztowały około 8 tys. zł za kilogram. Bezpośredni użytkownicy musieli płacić 10 złotych za gram białego proszku. Chyba, że ten i ów postarał się o receptę od zaprzyjaźnionego lekarza. 

  Prasa białostocka z owego czasu pisała często o aptekarskich wyłudzaczach. Głośna afera miała miejsce w 1936 roku. Policja zaczęła otrzymywać donosy, że w Ubezpieczalni Społecznej nad wyraz dużo zużywa się morfiny. 

  Wszystkie ślady prowadziły do Marty Michalskiej, sekretarki naczelnego lekarza. Ta młoda osóbka znana była z nieprzyjemnego charakteru, personel jej nie lubił, ale czuł respekt, w końcu była to prawa ręka szefa, czyli dr. Jana Szymańskiego. Agentów śledczych zastanowił fakt, że Szymański wystawia na nazwisko swojej sekretarki dużo recept na morfinę. Trwało to już tak długo, że w końcu musiało się wydać. 

  Co się okazało - naczelny lekarz i jego sekretarka byli zatwardziałymi narkomanami. Gdy spostrzegli, że wypisywanie recept na jedno nazwisko zaczyna budzić podejrzenie, wyłudzali recepty od innych lekarzy, bądź po prostu kradli. Michalska obchodziła rejonowe placówki Ubezpieczalni i wyjmowała morfinę z podręcznych apteczek. Dyżurujące pielęgniarki bały się cokolwiek powiedzieć. Wszechwładna sekretarka wzbudzała w nich paniczny strach. Zdarzało się i tak, że lekarz wezwany do nagłego przypadku nie znajdował w apteczce środka przeciwbólowego. Kiedy dwojgu narkomanów zaczął palić się grunt pod nogami, postanowili wyjechać do Częstochowy. Zanim jednak doszło do przeprowadzki, dr Szymański trafił do aresztu. 

  Rok później Białystok miał kolejną, narkotykową aferę. Na ławie oskarżonych sądu okręgowego zasiadło 13 osób. Pozew brzmiał - wyrób i sprzedaż środków odurzających. Winowajcami byli okoliczni farmaceuci i felczerzy. 

  Sprawa rozpoczęła się od rewizji w mieszkaniu Floriana Godlewskiego, właściciela apteki w Wasilkowie. W jego domu przy ul. Mazowieckiej wykryto nielegalne laboratorium i hurtowy skład materiałów aptecznych. Były to przede wszystkim środki odurzające i pigułki przeciwbólowe. Akt oskarżenia zarzucił Godlewskiemu wytwarzanie specyfików o charakterze narkotycznym i ich rozpowszechnianie za pośrednictwem właścicieli aptek. 

  Oskarżenie było poważne, jednak sądowi zabrakło zdecydowanych argumentów prawnych. 12 aresztowanych zostało więc uniewinnionych, zaś Godlewskiemu sąd polecił zapłacić 500 zł grzywny za niezarejestrowany skład medyczny i brak książki rozchodów. 

  Przy okazji procesu wyszło, że Wojewódzki Inspektor Farmacji wiedział o dodatkowym zajęciu Godlewskiego, a nawet miał udział w jego interesie.

Włodzimierz Jarmolik 

Białystok- Wrzesień 1939 r

     Prawie dwa tygodnie zajęło niemieckiemu Wehrmachtowi dotarcie do przedmieść Białegostoku. Granica była całkiem niedaleko, w okolicach Grajewa i Prostek. Niecałe 70 km. Niesłusznie wydarzenia sprzed 85 lat nazywane są kampanią wrześniową. W ujęciu wojskowym kampania znaczy tyle, co krótkotrwałe działania wojenne. Tymczasem wojna, która zaczęła się 1 września 1939 roku trwała prawie 5 lat. Nasze naczelne władze wojskowe i państwowe nie podpisały aktu kapitulacji, a żołnierze pozostali wierni złożonej przysiędze aż do całkowitego pokonania niemieckiego najeźdźcy…

     Białystok już przed wojną był ważnym węzłem drogowym i kolejowym. Był też ważną bazą zaopatrzeniową naszych wojsk. Jednak w planach Naczelnego Wodza nie zakładano obrony miasta. Siły SGO Narew był zbyt szczupłe, zbyt rozciągnięte na długiej linii granicy z Prusami Wschodnimi. Obrona Białegostoku wymagała poświęcenia zbyt dużych sił własnych. Pierwsze dni września mijały w mieście dość spokojnie. Od pierwszego dnia wojny nastąpiła konsolidacja społeczeństwa, które wzięło czynny udział w organizowaniu samoobrony oraz pomocy wzajemnej. Niepoślednią rolę spełniali harcerze, którzy pełnili służbę informacyjną oraz sanitarną. 

     Dopiero 5 września zaczęła napływać pierwsza fala uciekinierów. W dniu następnym wojewoda białostocki Henryk Ostaszewski wydał polecenie ewakuacji urzędów oraz instytucji państwowych do Wołkowyska. Wojewoda pozostał w naszym mieście. Po wyjściu na front oddziałów stacjonujących w Białymstoku załogę wojskową miasta stanowiły: batalion marszowy 42 Pułku Piechoty, batalion wartowniczy nr 32, dwa szwadrony marszowe: Suwalskiej i Podlaskiej Brygady Kawalerii, pluton marszowy 14 DAK oraz kompania przeciwlotniczych karabinów maszynowych. Ich zadaniem byłam ochrona magazynów wojskowych oraz zapewnienie porządku w mieście. 

   Dowództwo objął ppłk. Zygmunt Szafranowski. 11 września sytuacja uległa gwałtownemu pogorszeniu. Do miasta napłynęła kolejna, trudna do opanowania, fala uciekinierów. W oddali słychać było odgłosy artylerii, zaś wieczorami  w oddali łuny pożarów. W tym samy dniu lotnictwo niemieckie zbombardowało, pomimo dobrze widocznych znaków Czerwonego Krzyża wymalowanych na dachach wagonów,  polski pociąg sanitarny stojący na bocznicy Dworca Poleskiego. Ppłk. Szafranowski powołał dowództwo obrony Białegostoku. Został jego szefem, zaś zastępcą mianował kapitana Tadeusza Kosińskiego. Plan obrony zakładał powstrzymanie Niemców na linii rzeki Narew oraz w rejonie Puszczy Knyszyńskiej. Tymczasem  do Białegostoku dotarły mocno skrwawione szwadrony 2 Pułku Ułanów, które wcześniej wzięły udział w bojach nad Narwią. 

Reduta nad Narwią

  13 września 1939 roku niemieckie oddziały Brygady Fortecznej „Lotzen” dotarły na przedpola Białegostoku. Doszło do wymiany ognia z polską placówką w Żółtkach. Punkt oporu był dobrze wybrany- na wysokim brzegu rozległej doliny rzeki Narwi. Żołnierze polscy stawiali skuteczny opór w dniach 12-14 września. W obronie wysuniętej rubieży Białegostoku wzięli udział żołnierze z jednostek białostockich: 42 Pułku Piechoty, 10 Pułku Ułanów oraz 14 Dywizjonu Artylerii Konnej. 150- osobową załogą dowodził por. Witold Kiewlicz, który uzyskał wsparcie kilku ciężkich karabinów maszynowych nadesłanych z Białegostoku. Najcięższe walki miały miejsce 14 września. Niemcy użyli artylerii i w dwóch punktach sforsowali Narew- w rejonie spalonego mostu w Żółtkach oraz w pobliskiej wsi Dzikie. Żołnierze polscy wycofali się do Białegostoku, wzmacniając siły broniące miasta. 

Atak na Białystok

    W mieście panował spokój. Czynne były sklepy i kina. Ukazywał się Dziennik Białostocki. W magistracie urzędował prezydent Seweryn Nowakowski. W nocy z 14 na 15 września obrońcy otrzymali amunicję, opatrunki oraz żelazne racje żywnościowe. Rankiem 15 wrześnie żołnierze zajęli stanowiska bojowe. Główne siły polskie zostały rozmieszczone w rejonie dzielnic Wysoki Stoczek- Marczuk. Tutaj też okopał się pluton artylerii. Linie obrony wiodły także przez Białostoczek, Pietrasze oraz Nowe Miasto. Około godziny 9 na przedmieściach Białegostoku pojawiły się niemieckie patrole zwiadowcze. 

   Żołnierze broniący rejonu Wysokiego Stoczka powitali wroga silnym ogniem z karabinów maszynowych oraz dwóch dział. Wehrmacht podciągnął artylerię oraz wozy pancerne. Na Wysoki Stoczek spadły bomby lotnicze. Żołnierze polscy rozpoczęli odwrót w kierunku rzeki Białej. Osłaniał pluton sierż. pchor. Antoniego Maleckiego, wsparty skutecznym ogniem dwóch karabinów maszynowych, których stanowiska znajdowały się na cmentarzu św. Rocha. Tymczasem nieprzyjaciel uderzył w rejonie dzielnicy Pietrasze. Broniące tego odcinka szwadrony 2 Pułku Ułanów poniosły duże straty. Trwał napór nieprzyjaciela w rejonie Nowego Miasta i Starosielc. Szczupłym siłom polskim groziło całkowite okrążenie. W godzinach popołudniowych ppłk. Szafranowski wydał rozkaz wycofania się w kierunku Wołkowyska. 

   Doszło do walk osłonowych w rejonie Wygody i Dojlid. Dzięki temu główne siły polskie, w sposób uporządkowany, ruszyły szosą do Królowego Mostu. Prezydent miasta wydał zarządzenie otwarcia magazynów wojskowych oraz cywilnych, aby ludność mogła pobrać znajdujące się tam zapasy żywności. Późnym popołudniem do Białegostoku weszły oddziały brygady fortecznej Lozten…

   W trakcie walk poległo kilkudziesięciu żołnierzy Wojska Polskiego, w tym szef sztabu obrony Białegostoku kpt. Tadeusz Kosiński. W walce powietrznej zginęło 2 polskich lotników. Na cmentarzu farnym znajduje się kwatera żołnierska poległych we wrześniu 1939 roku. Jest tam 111 mogił. Nieznane są straty niemieckie.

PS. Zapewne w tym dniu pojawiły się w mediach wspomnienia, ale też i rozważania o agresji niemieckiej na Polskę. Od wielu lat zawsze przewija się wątek nieudzielenia nam pomocy przez Anglię i Francję.

    Bez zgłębiania rozważań twierdzę, że w 1939 roku te dwa państwa nie miały żadnych możliwości przyjścia nam z obiecaną pomocą. Dlaczego więc każdego kolejnego wrześni wypomina się właśnie niedotrzymanie zobowiązań sojuszniczych wobec Polski. Ano dlatego, żeby odwrócić uwagę od głównego sojusznika III Rzeszy, dzięki któremu Adolf Hitler mógł rozpocząć swój agresję. Sojusz Niemiec z Sowietami dał początek okrutnej wojnie.  


Marian Olechnowicz

Translate