W latach 1935-38 na uliczkach Chanajek rządziła rodziną Edelsztajnów. Byli to Feliks i Brocha - rodzice, oraz ich synalkowie - Zelik i Alter. Mieszkali oni przy króciutkiej uliczce Pieszej, odchodzącej od Sosnowej, pod nr 4. Naprzeciwko, pod 3, zamieszkiwał ich krewniak - Chaim Edelsztajn. Brocha przy wydatnej pomocy indywidualnej w swoim domu nielegalną noclegownią i oczywiście tajny wyszynk. Zatrzymywali się tam różni rajzerzy, nawet ze Lwowa, pomniejsi złodziejaszkowie z kraju, a nawet dziewczyna występująca się w przypadku na świecie. Policja zabezpieczała zapisy przybytek. trwanie postępowania. Sąd grodzki właścicieli na krótkim areszcie.
Tymczasem trójka młodych Edelsztajnów buszowała po lokalnych uliczkach i miejscach, gdzie można było napić się i zabawić. Ich sylwetki były szeroko stosowane na Krakowskiej, Marmurowej czy Brukowej. Specjalność braciszków była wymuszaniem pieniędzy na wódkę. Nie oszczędzali byle klientów chanajkowskich prostytutek, jak i ich sąsiadów z zaułków. Straszyli szpadryną albo majchrem. Zniknęła więc dawna solidarność. 4 komisariat odebrał co i rusz skargi na bezwzględnych Edelsztajnów. 5 kwietnia 1937 r. „Echo Białostockie” odnotowało taką oto skargę, którą na policję skierowano Zelik Cywes (Krakowska 18). „Te jołd, daj na wódkę. Nie dam. To zaraz flaki ci wypuścim i girę z wyeliminowanym wyrwiem”.
W tym czasie żale na komisariacie wylewał Bernsztajn z Marmurowej, a nawet Połtyjer Rozengarten, syn osławionego „Jankieczkie”, który wyszedł z więzienia i niebezpieczeństwo się przejąć kontrolę nad interesami ojca. Edelsztajnowieli im pobiciem a nawet coś gorszego. Policjanta, który podlega po prostu zdębiał. Co się dzieje, chanajkowskie łobuzy biją się między sobą, należy do policji na skargi, nie wystarczy im już własne dintojra.
Zapłać opryszków tak nie było. Kolejne zażalenie na Edelsztajnów komisariat zarejestrowane w grudniu 1937 r. Złożył je najpierw Mejer Złotnik z ul. Piłsudskiego. Odwiedził na ul. Krakowską w wiadomym celu. Bracia Zelik, Alter i ich krewny Chaim dzielili od niego 2 litry wódki. Ten z oburzeniem. Koniec spraw był prosty, obita twarz i podarta marynarka.
Pewnego grudniowego wieczoru jeszcze nieprzyjemność spotkała Stanisława Majewskiego, również na ul. Krakowskiej. Podeszli do niego trzej Edelsztajnowie. Zelik oskarżył go o obciążające zeznania na policji. Miał po nich odsiedzieć 6 miesięcy. Za to należy się dwa litry wódki. Z braku gotówki Majewskiego. Następny w ruchu pięściarskim i noże. Pobity i pokłuty nieszczęśnik trafi do szpitala. Następnie następuje zastosowanie i skarga na później. W publikacji 1938 r. następuje kolejny proces z przerwaniem Edelsztajnów.
W świetle zeznań Majewskiego sprawa przedstawia się w ten sposób, że Zelik E. pomówił go o donos na zwykłe, jakoby ten ukradł komuś zegarek i za to musiał odsiedzieć pół roku. Bracia Edelsztajnowie dostali 6-miesięczne wyroki w zawieszeniu na 5 lat, a ich krewny Chaim został uniewinniony.
Włodzimierz Jarmolik