Postaw mi kawę na buycoffee.to

Ach, jak ta Ambia grała !

  Studenci i taki zespół? Dziś trudno w to uwierzyć. Ale to fakt. Akademia Medyczna miała zespół muzyczny, który był konkurencją dla Radia Białystok. Rozgłośnia chciała go nawet przekształcić we własną orkiestrę rozrywkową.

  Zespół tworzyli studenci medycyny. Jednym z jego liderów był Jerzy Tomzik, muzyk, pedagog, twórca Białostockiego Studia Piosenki, a w latach 50. student medycyny. Najpierw zespół prowadził Jerzy Kurpios, późniejszy pediatra. Po nim przejął go Witek Koczyński,  Jerzy Tomzik. A grali Mirek Zdanowicz na saksofonie, na gitarze Andrzej Nowiński, zmarły urolog, na drugiej gitarze Tadeusz Jóźwik (pracował potem w Zakładzie Medycyny Sądowej), na kontrabasie Jerzy Głowacz, który przez wiele lat był radiologiem w Zambrowie, a na perkusji Jurek Danilewski. Ach, jak ta Ambia grała!

  Był to pierwszy zespół jazzowy na Białostocczyźnie. Ambia grała na sylwestrach i na balach. Słynne Bale Medyka, kostiumowe, odbywały się w Pałacu Branickich, a organizował je między innymi prof. Jan Stasiewicz, wtedy aktywny student medycyny.

- Ćwiczyliśmy w akademiku, uczelnia przyznała nam specjalnie do tego celu pokój. Kosztem nauki, oj tak - uśmiecha się Jerzy Tomzik - bo gdyby nie zespół, to zostałby lekarzem. Zatracił się w muzyce kompletnie.

  Grali między innymi w Klubie Siedmiu, gdzie działał młodzieżowy kabaret Koliber, w którym śpiewała Łucja Prus. Lucynka, jak ją nazywali, była wówczas uczennicą liceum na Kościelnej. Uczyła się także grać na skrzypcach w szkole muzycznej przy Sienkiewicza, prowadzonej przez siostry Frankiewiczówny. Teraz jest tam Akademia Teatralna. Miła, skromna, ostrzyżona na Polę Negri. Pierwszą piosenką, jaką śpiewała, była "Alabama" Ludmiły Jakubczak. Nawet dostała taki przydomek - "Alabama".

  Jerzy Tomzik przyjechał do Białegostoku w 1955 roku. Z Częstochowy. Miał kontynuować tradycje rodzinne, ojciec był lekarzem dentystą. Ambicją więc rodziców było, by syn skończył medycynę. On jednak został muzykiem. Jak mówi, trochę z przypadku.

- Moja mama była utalentowana muzycznie i bardzo chciała, abym ja grał. W latach 50., kiedy nie było jeszcze szkół muzycznych, rodzice zorganizowali mi lekcje prywatne. Więc ciągnęło mnie i później do muzyki. Pamiętam, u profesora Popowicza, w sali, gdzie odbywały się wykłady z chemii ogólnej, stał fortepian Bechsteina. I ja tam grałem Beethovena, Chopina.

  Był piątym rocznikiem studentów medycyny. Uczelnia działała już pięć lat. Kwitło życie studenckie. Akademik w parku cieszył się dużym powodzeniem, bo znajdowała się tam stołówka. Stołowali się prawie wszyscy, także asystenci i profesorowie.

- Mieliśmy swój radiowęzeł Supeł. To była jedna z najlepszych studenckich rozgłośni radiowych w Polsce. Robiliśmy audycje, puszczaliśmy na akademik muzykę jazzową, a podczas wypadków węgierskich w 1956 roku leciało nawet Radio Wolna Europa. Aż dziw, że nie zwinęli nas ubecy - opowiada Jerzy Tomzik.

  Może dlatego, że nadchodziła odwilż polityczna. Do władzy doszedł Gomułka. Ludzie mieli nadzieję na zmiany. W czasie wydarzeń październikowych przed Pałacem Branickich odbyła się wielka manifestacja. Brali w niej udział także studenci.   Pochód ruszył pod farę, a potem się rozlał na całą Lipową i poszedł aż do kościoła św. Rocha. Krzyczano: "Grodno, Wilno do Polski", "Rokossowski do domu". Studenci zorganizowali kwestę na Węgry, oddawali krew. Wtedy powstał taki dowcip: Po co Charles de Gaulle przyjechał do Polski? Żeby francuskim kluczem odkręcać rosyjską śrubę.

  A jaki był wtedy Białystok? - Dźwignął się z ruin, ale był bardzo okrojony. Kończył się już przy hotelu Turkus, dalej rozciągały się pola - wspomina Jerzy Tomzik. - Nie było jeszcze alei 1 maja. Zapamiętałem charakterystyczny język ze wschodnim zaśpiewem, jakim tu się posługiwali ludzie, to słynne śledzikowanie. Na cukier mówiono "mączka", na padaczkę "przypadek".

  A co z Ambią? Istniała aż do 1963 roku.


Alicja Zielińska

Translate