Postaw mi kawę na buycoffee.to

Jak Białystok rosyjskiego cara Mikołaja II przechytrzył ?

   Car zgodził się na małą „dobudówkę” w Białymstoku, a zbudowano kościół wielokrotnie większy od pierwotnego, i to zgodnie z pozwoleniem władcy.

   Każdego roku tysiące pielgrzymów modli się w Sanktuarium NMP Matki Miłosierdzia w Białymstoku, ale na początku XIX wieku, gdy miasto pod zaborami zostało stolicą rosyjskiego obwodu, dzisiejsze sanktuarium było małym kościółkiem rodu Branickich, i to jedynym w mieście.

  Od połowy XIX wieku zaczęto wysyłać do władz carskich petycje o pozwolenie na budowę nowej świątyni. Niestety, odpowiedzi były odmowne, gdyż kościół zagrażał spokojnie prowadzonej akcji rusyfikacyjnej. Dopiero w 1897 r., gdy car Mikołaj II miał osobiście odwiedzić Białystok, mieszkańcy opracowali misterny plan. 

   Oficjalnym powodem wizyty były manewry wojsk rosyjskich. Car wraz z małżonką zostali oprowadzeni po przystrojonym świątecznie miasteczku, a na zakończenie wizyty dostali piękny album ze zdjęciami znanego fotografa białostockiego, mistrza Sołowiejczyka, oprawiony w skórę z wytłoczonymi herbami Białegostoku oraz imperium rosyjskiego. Ten gest niezwykle spodobał się carowi. Wprawdzie Mikołaj II nie wydał pozwolenia na budowę nowej świątyni, ale zgodził się na wykonanie niewielkiej „dobudówki” do istniejącego już kościoła Wniebowzięcia  NMP. 

 

  W 1898 r. władze Białegostoku otrzymały z Petersburga oficjalne pozwolenie na niewielką rozbudowę jedynego w mieście kościoła. Sprytni mieszkańcy rozumowali, że car nie odwiedzi miasta po raz drugi i nie dostrzeże samowolki budowlanej. Dlatego na mocy pozwolenia zaprojektowali „dobudówkę”, która tak naprawdę była kilkakrotnie większa od istniejącego kościółka.

  Plany świątyni sporządził Józef Pius Dziekoński, jeden z najlepszych ówczesnych architektów. Nadał powstającej katedrze styl neogotyku wiślano-bałtyckiego. Był to wówczas najbardziej ceniony styl w polskiej architekturze kościelnej. Strzelistość i monumentalność to dwie główne cechy powstałej świątyni zgrabnie połączonej z już istniejącym budynkiem. Rozebrano prezbiterium starego kościoła i dobudowano prostopadle do jego osi nową strzelistą konstrukcję. W 1905 r. świątynia była gotowa. Obyło się bez skandali i grzywien, bo wszystko szło zgodnie z oficjalnym pozwoleniem…

   Wileński tygodnik „Przyjaciel Ludu” napisał: „kościół białostocki nie jest jeszcze wykończony, ale to, co już zrobiono, jest tak piękne, gustowne i stylowe, że warto (…) zwiedzić Białystok jedynie dla obejrzenia tej świątyni wspaniałej”.Świątynia otrzymała tytuł Sanktuarium Ostrobramskiej Matki Bożej Miłosierdzia na Białostockiej Ziemi. 25 marca 1992 r. Jan Paweł II nadał diecezji białostockiej rangę archidiecezji, a tym samym bazylika Wniebowzięcia NMP uzyskała status archikatedry. Gdyby car mógł to przewidzieć… 


Agnieszka Wolinska- Wójtowicz

1897 r Car Mikołaj w Białymstoku

    Białystok - Unikalne zdjęcie - 1897 r. Ulica Bema . Wizyta Cara Mikołaja w koszarach II Muriompolskiego Pułku Huzarów . Do 1914 r stacjonowało tu 550 żołnierzy i 437 koni.

kadr. Tomasza Wiśniewskiego

Batem go!

  Przedwojenny ,autentyczny dorożkarz Hone Sybirski oprowadza po ulicach i zaułkach dawnego Białegostoku.  

 Przedwojenni dorożkarze białostoccy używali bata nie tylko do popędzania swoich koni. Bardzo często ów "bodziec" slużył im do odganiania różnych podejrzanych osobników , którzy ciągle kręcili się w poblizu dorożek. Byli to tzw. "potokarze" , czyli złodzieje specjalizujący sie w sciganiu rozmaitych rzeczy z jadacych lub stojacych furmanek i wozów . Hone Sybirski miał z nimi również nieraz doczynienia.

   W mieście bylo kilka rejonów działalności "potokarzy" . Wyznaczał je przede  wszystkim zwiększony ruch pojazdów z końskim napędem. Polowanie na " towar" odbywało się np. bardzo często u wylotu dróg wiodących poza Białystok . Na końcu takich ulic jak : Antoniuk Fabryczny czy Wasilkowska , którymi uddawano się w kirunku Bacieczek , Suprasla bądź Wasilkowa , grasowały całe bandy złodziejaszków ,czychajacych na mniej uwaznych woźniców.

   Innym  miejscem aktywności "potokarz" były okolice dworca. Zarówno na ul. Kolejowej przy dworcu głównym jak też na ul. Towarowej , gdzie mieścil się dworzec fabryczny , zawsze panował spory ruch konny. Kursowały tędy dorożki  z pasażerami śpieszącymi się na pociąg , a także furmanki i platformy wożące towary do pobliskich składów.

   Jednak najwięcej okradano wozów na Rynku Siennym i przyległych do niego uliczkach: Młynowej , Mazowieckiej  i  Suraskiej. Tutaj "pracowali" przede wszystkim "potokarze" specjalizujący się w okradaniu chłopskich furmanek. Używali oni do tego sposobu prostego, acz niemal zawsze skutecznego. Oto jedez z członków kilkuosobowej zwykle szajki złodziejskiej, jakiś niepozorny małolat, podchodził do siedzącego na wozie kmiotka i z bezpiecznej odległości poza zasięgiem bata, zaczynał go draznić. Wyzywał , puł ,rzucał kamieniami. Rzadko który woźnica potrafił utrzymać nerwy na wodzy. Zeskakiwał z kozła i trzymanym biczyskiem próbował dosięgnąc bezczelnego pętaka. Tymczasem gdy on zajmował sie ratowaniem swojego honoru wspólnicy "prowokatora" podkradali sie od tyłu i chwytali z furmanki  to co wpadło im w ręce.

   W swerze zainteresowań zainteresowań "potokarzy" mieściły sie również dorożki jadace ulicą. Najpierw obserwowali oni uwaznie postoje , zwłaszcza ten przy Rynku Kosciuszki. Kiedy do dorozki wsiadał klient z dużą ilością pakunków, stawał się natychmiast "obiektem" dla złodziei .  Śledzili więc cierpliwie jego jazdę , żeby w sprzyjajacym momencie podbiec i dokonac kradzieży. 

   Kiedy "potokarzom" nie udawało się ściągnąc czegoś lepszego ,azdowalali się nawet ...dorozkarskim batem .To był ich najwiekszy wróg. Niejeden ze złodziejaszków nosił na twarzy jego znaki.  Dlatego też nic dziwnego ,że kiedy jeden z synów Sybirskiego , który zastępował własnie ojca w kursach po mieście , odszedł na chwilę od stojącej na postoju dorożki ,pozostawiony na koźle bat ...zniknął ! Trzeba było jechać do domu po inny . Tego dnia do pojazdu kierowanego przez Sybirskiego - juniora lepiej sie było nie zbiżać. No chyba że się było uczciwym pasażerm. 


Jan Molik

Translate