Postaw mi kawę na buycoffee.to

Zima

   Zima tego roku nam się spóźnia i mało kto – tak myślę – się martwi z tego powodu. Po prostu odzwyczailiśmy się od zimowego szaleństwa. Dla spędzających czas wolny przed telewizorami to nie ma większego znaczenia, dla kierowców to wygoda, dla zmarzluchów sama radość. Spokojny sens pracowników służb wyspecjalizowanych w odśnieżaniu.

  Z obowiązku historyka przywołam co ciekawsze wątki zimowe. W 1970 lub 1971 roku jechałem okazją na kwerendę archiwalną do Białegostoku. Gdzieś przed Jeżewem zobaczyłem widok, który mnie mocno zadziwił i ucieszył. W polu, daleko od szosy, stała chata zasypana od nadwietrznej śniegiem niemal po komin, a z drugiej strony gospodarz wykopał tunel, by można było wyjść na podwórko. Jakby mało tego, to pewnie synalek zjeżdżał z dachu na sankach. Niestety, nie miałem aparatu fotograficznego i tego widoku nie mogę Państwu pokazać.

  Kolejne wspominki wiążą się z zimą stulecia. Tuż przed Sylwestrem 1978 roku tak powiało, że w Suwalskiem zaspy sięgnęły niemal metra, wcześniej na szosach zrobiło się ślisko, a później długo trzymał mróz. Stanęła komunikacja w miastach i pekaesowska, zabrakło węgla w elektrociepłowniach i na pomoc wojsko wysłało czołgi. Filia UW zorganizowała powitanie Nowego Roku w Płoskach nad Narwią. Kto zdołał dotrzeć mógł jeść za kilkoro, ale z powrotem do domu miał wielki kłopot. Ta zima dobiła ekipę tow. Edwarda Gierka. Cieszyli się zaś niektórzy szkolnicy, bo mieli wyjątkowo długie ferie zimowe.

  Bywały i później srogie ataki zimy, ale już bardziej lokalne. Z konferencji naukowej w Tykocinie wracaliśmy saniami zamiast autobusem i to na siagę, bo śnieg zasypał szosę na odcinku do Jeżewa. A na następny dzień zaczęła się nagła odwilż. Topienie się mas śniegu zapowiadało groźbę powodzi i walkę saperów o uratowanie drewnianych mostów. Stał taki i w Broku nad Bugiem, co sprytniejsze chłopaki skacząc po krach wyławiali z Bugu ogłuszone ryby. A na Filii UW opowiadano, jak z pomocą dodatkowej lokomotywy umożliwiono prof. Andrzejowi Wyrobiszowi dojechanie do Białegostoku, bo pośpieszny utknął w zaspach pod Łapami.

   Właśnie czytałem wspomnienia prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego z Kołymy („białe krematorium”), gdzie łagiernikom pozwalano nie wychodzić do pracy w kopalni złota, gdy temperatura spadała poniżej minus 65 stopni Celsjusza. Z pamiętników polskich Sybiraków można natomiast wyczytać i o okrutnościach zimy z 1939 na 1940 rok. Chyba najbardziej odczuli tamte mrozy wywiezieni przez NKWD 10 lutego na białe niedźwiedzie.

  By zakończyć milej wspomnijmy nasze harce, także w Białymstoku, na łyżwach (przed wojnę najmilej było w parku przy Pałacu Branickich), szusowanie na sankach (na przykład ze wzgórza św. Rocha, co mogło skończyć się tragicznie) i na nartach (Pietrasze, Supraśl i okolice). Wędkarzy mogliby opowiedzieć o godzinach spędzonych na lodzie, a myśliwi o polowaniach (raz tylko dałem się namówić na udział w nagonce na zające).

Jak będzie w tym roku? Najlepiej zapytać górali z Lipowej.

  A na zdjęciu miły i niegroźny widok z obrzeży Białegostoku z pierwszych lat powojennych. To tylko szron na brzozach, a dom ma wysoką podbudowę. Na Syberii jest ona tak skonstruowana – widziałem to pod Irkuckiem – że wiatr nawiewa śnieg pod spód, co częściowo zabezpiecza przed mrożeniem od dołu. To może jeszcze jedno pytanie: Słyszeliście pękające w sadach od mrozu pnie i konary drzew? I przypominam o dokarmianiu ptaków!


Adam Czesław Dobroński (adobron@tlen.pl

Pamiątki z drewnianej szkatułki

    Mam w domu trzy choinkowe bombki. Znowu nie zawisną na świerkowym drzewku.  Bo moja rodzina stara się nadążać za trendami, czyli bombki mają być współczesne, najlepiej w jednym gatunku i kolorze. Nie walczę o moje bombki na choince, a to dla świętego spokoju. A może faktycznie za bardzo by się kłóciły z całą resztą? Bombki z mojego dzieciństwa, mój skarb i wspomnienie. Te dwie, do siebie podobne, mają prawie 70 lat. 

   Zawisły na choince, gdy mnie jeszcze na świecie nie było. I na początku cieszyły mojego brata. Tę bombkę w kształcie laleczki sam w sklepie wybrałem. Miałem wówczas może pięć lat. Jest więc  prawie moją rówieśniczką. Mam jeszcze w pudle kilka bobmek z drzewka bożonarodzeniowego z mieszkania moich kochanych rodziców. Nie wyrzuciłem tych ozdób na śmietnik. Bo są cząstką radosnego, acz minionego czasu, kiedy byliśmy wszyscy razem. 

  Choinka z mojego dzieciństwa. Zawsze stroiliśmy ją w dniu Wigilii. Nigdy wcześniej. Pamiętam, że z ojcem wybieraliśmy się po nią na pobliską tzw. węgłówkę. Mama krzątała się w kuchni, a ja z bratem wieszałem ozdoby. Ojciec nie przeszkadzał, ale bacznie naszej pracy się przyglądał. Prawdziwe drzewko świerkowe, pachnące lasem. 

   Stało tuż przy stoliku, na którym znajdowało się radio z zielonym oczkiem. Chociaż czasy były wówczas inne, politycznie smutne, to im bliżej wieczora, tym częściej słychać było śpiew kolend. Im bliżej wieczora, tym częściej wyglądałem przez okno w poszukiwaniu na niebie pierwszej gwiazdy. 

   Nieraz mróz malował na oknach swe obrazy, więc chuchaliśmy, dmuchaliśmy, ogrzewaliśmy szybę, abył łatwiej było dojrzeć tę gwiazdę. Czasem wybiegaliśmy na ganek, aby spojrzeć w niebo. Bo bez niej nie można było zasiąść do wigilijnego stołu. A w mieszkaniu cieplutko, a kuchni pysznościami pachnąco… I to cudne drzewko świerkowe, nie tylko bombkami, ale i piernikami oraz cukierkami czekoladowymi przystrojone. 

  Całe włosem anielskim połyskujące. Pachnące lasem… Hm… Te czekoladowe cukierki właśnie mnie się przypomniały. Jakoś nie wszystkie mogły dotrwać do wigilijnej gwiazdki, chociaż nadal wisiały na drzewko, jakby całkiem nienaruszone. Brat, moi rodzice- wszyscy razem. Dlatego te trzy bombki są dla mnie jak najcenniejsze pamiątki. 

   I z tych moich wspomnień płyną życzenia: moim bliskim, przyjaciołom, znajomym, moim dawnym uczniom- aby cieszyli się w te święta szczęściem bycia ze swymi rodzicami. A kiedy ich już zabrakło, to właśnie w tym dniu najbardziej o nich pamiętali. 

Bo możemy być najszczęśliwsi w swojej rodzinie, ale kiedy rodziców zabraknie- jesteśmy na tym świecie sierotami. Tym bardziej więc życzę spokojnych, rodzinnych, zdrowych Świąt Bożego Narodzenia…

PS. I warto przy tym naszym wigilijnym stole opowiedzieć młodszemu pokoleniu o babciach, dziadkach, a także o naszym dzieciństwie- paczkach od Świętego Mikołaja, smakołykach świątecznego stołu, zwyczajach…  Niechaj właśnie w tym dniu  grzecznie wysłuchają. Przynajmniej w tym dniu.


Marian Olechnowicz

Translate