Przedwojenny ,autentyczny dorożkarz Hone Sybirski oprowadza po ulicach i zaułkach dawnego Białegostoku.
Stałymi klientami przedwojennych dorożkarzy białostockich byli zawodowi wojskowi. Nawet w czasach inflacji i kryzysu gospodarczego , na postoju zjawiał się np. oficer 42 Pułku Piechoty w towarzystwie ładnej panienki i polecał jechać pod wskazany adres w mieście. Wysiadając zamawiał od razu kurs do koszar. Jesli gośc był podpity i zadowolony z kilku upojnych godzin, dorożkarz mógł liczyć na całkiem przyzwoity napiwek. Niestety, zdarzały się tez przykre wyjatki.
W pierwszej połowie lat trzydziestych istnym postrachem dorożkazry znad Białki był niejaki Alojzy malinowski, sierżant 42 PP. W Białymstoku pojawił się on zaraz po zakończeniu I wojny światowej. Jako zdemobilizowany żołnierz szybko znalazł sobie miejsce w szeregach organizującej sie policji polskiej. Cóż kiedy rola zwykłego posterunkowego szybko znudziła byłego frontowca. Po kilku nieodpowiedzialnych wyczynach przełożeni mieli go również serdecznie dośc. Malinowski zmienił więc mundur na inny i został zawodowym wojakiem. Wkrótce dosłużył się stopnia sierżanta.
Mając charakter awanturnika i duzy pociag do alkoholu podoficer ów raczej rzadko przebywał w domu z żoną igromadką małoletnich dzieci. jesli akurat nie miał słuzby, to mozna było go spotkać nieodmiennie w którejs z licznych białostockich restauracji. szczególnie ulubionym lokalem Alojzego Malinowskiego było jednak " Perskie Oko" przy ulicy Piłsudskiego (Lipowa). Tutaj właśnie regularnie przepijał swój żołd w kompanii podobnych mu zawadiaków i panienek, nie specjalnie dbajacych o swoja reputację.
Po każdej libacji w " Perskim Oku" Malinowski udawał sie zwykle na postój dorożek mieszczacych się obok pobliskiego kina " Modern" (Pkój) i kazał wieźć się na ulicę Cygańską , przy której mieszkał. Dorozkarze białostoccy dobrze wiedzieli, że po drodze bedzie jeszcze awanturował się , przeklinał , a nawet wymachiwał i wygrazał pistoletem. Gdy przychodziło natomiast do płacenia za kurs to okazywało się często , że pijany sierżant nie ma juz ani grosza. W kieszeni tkwił natomiast rewolwer , który mógł wystrzelić. Takiej " zapłaty" nie chciał otrzymac jednak żaden z dorożkarzy . Odjeżdżali więc stratni , obiecując sobie w duchu nigdy już nie zabierać tego klienta.
Na poczatku 1936 roku watpliwa przyjemnośc odwiezienia sierżanta Malinowskiego do domu spotkała Mejera Podryckiego z ul. Brukowej. Jego dorożka Nr 126 stała pierwsza na postoju, kiedy żołnierz awanturnik , po suto zakrapianej kolacji opuścił " Perskie Oko ". Cóz było robić. Podrycki wypełnił swój zawodowy obowiązek i dostarczył pasażera na ulicę Cygańską ( przy Młynowej ). Kiedy przyszlo do płacenia , Malinowski o dziwo sięgna do kieszeni , lecz wydobył z niej tylko 50 groszy. Dorożkarzowi należało sie jednak 80. Sierzant nie słuchał wcale jego protestów, lecz mocno chwiejnym krokiem ruszył w kierunku furtki .
Dorożkarz Podrycki postanowił zaryzykować. zeskoczył z kozła i pobiegł za pijanym sierzantem glośno dopominając się reszty pieniędzy. na podwórku Malinowski raptem odwrócił się i po chwili rozległy sie strzały z rewolweru. Dorożkarz zaczą uciekać. Niestety ! W jego plecach ugrzezły dwie kule. Ranny dotarł jeszcze do swojej dorożki i przy niej zwalił sie na ziemię. Przewieziony niedługo potem do szpitala św. Rocha po kilku godzinach zmarł.
Tymczasem pijany sierżant - sprawca zabójstwa dorożkarza wymierzył sobie sprawiedliwośc. Potkną się na oblodzonych schodach i postrzelił sie śmiertelnie w brzuch.
!0 stycznia 1936 r odbył się w Białymstoku uroczysty pogrzeb dorożkarza Mejera Podryckiego. Pochowany został on za koszt Gminy Wyznaniowej Żydowskiej. W pierwszym szeregu żałobników kroczył, podpierany przez swoich synów ,nestor dorozkarzy białostockich - 88 letni Hone Sybirski
Jan Molik