Postaw mi kawę na buycoffee.to

Do końca była twarda i odważna. Poznajcie historię łączniczki AK

   Jadwiga „Jadzia” Dziekońska zginęła 19 maja 1943 roku na ulicy Stołecznej w Białymstoku. Za zasługi w 1943 roku odznaczono ją Krzyżem Walecznych. To zapomniana postać podziemia.

  To była wspaniała, pełna życia dziewczyna, która pięknie wpisała się w dzieje Białegostoku - podkreśla profesor Adam Dobroński, historyk. Mówi o Jadwidze Dziekońskiej, bohaterskiej łączniczce Armii Krajowej. Urodziła się w 1916 roku w (pow. łomżyński). Była córką Ignacego i Marianny, którzy trudnili się rolnictwem.

  - W tej rodzinie było dziewięcioro dzieci. Jadzia miała trudne dzieciństwo. Gdy dorosła, zapragnęła poświęcić się młodzieży. Była harcerką, ukończyła różne kursy, nawet gospodyń wiejskich. Zatrudniła się w szkole w Konarzycach. I tam się realizowała - opowiada prof. Adam Dobroński.

  We wrześniu 1939 roku wybuchła II wojna światowa. Jadwiga Dziekońska zaczęła działa w konspiracji. W czasie okupacji była początkowo kurierką Polskiej Organizacji Zbrojnej. Wówczas, nie było jeszcze Armii Krajowej. (Powstała 14 lutego 1942 roku - przyp. red.). - Niedoceniona jest praca kurierek. A przecież musiały one nosić wypchane teczki bibułą, czasami granatami. Były w każdej chwili narażone na wpadkę, a nawet na śmierć - zauważa Adam Dobroński.

  W 1942 roku Dziekońską do Białegostoku ściągnął Józef Ochman „Ligoń”, który był szefem łączności w komendzie okręgu AK. W tym czasie Polska Organizacja Zbrojna weszła w skład AK.

  „Jadzia”, bo takim pseudonimem posługiwała się Jadwiga Dziekońska stała się szefową służby kurierskiej. Kierowała kolportażem pisma „Informacja” oraz pomagała w organizowaniu oddziałów partyzanckich. - Z tych licznych zasług Jadzi, chciałbym przypomnieć o jednej - opowiada prof. Adam Dobroński.

  Największą akcją Armii Krajowej w Białymstoku było uwolnienie więźniów z tzw. „piętnastki”. W czasie okupacji pod tym numerem przy ulicy Sienkiewicza mieściła się siedziba gestapo. - Tam aresztowano i umieszczono naczelne dowództwo białostockiej AK. Głupio wpadli. Na szczęście, znalazł się Zbigniew Rećko, pseudonim „Trzynastka”, który był tłumaczem w gestapo. Upił nocną straż i wyprowadził AK-owców. Ale przecież trzeba było ich jeszcze dostarczyć na tak zwane „meliny”. I wtedy pojawiła się „Jadzia” - opowiada Dobroński.

  Za to 20 kwietnia 1943 roku „Mścisław”, czyli Władysław Liniarski odznaczył Jadwigę Dziekońską - Krzyżem Walecznych. - Nadszedł 2 maja 1943 roku - czarny dzień dla białostockiej konspiracji akowskiej. Dosyć przypadkowo w niemieckie ręce wpadło dwóch kurierów. Potem były kolejne aresztowania. Ta konspiracyjna sieć zaczęła się rwać - relacjonuje historyk.

  Józef Ochman, dowódca, nakazał swoim podwładnym zerwanie wszelkich kontaktów. „Jadzia” nie podporządkowała się.

  - Trzeba ją usprawiedliwić. Nie wykonała rozkazu, bo w jednym z punktów kontaktowych przy ul. Stołecznej, gdzie odbywały się aresztowania, pozostała dwójka małych dzieci. Ich rodziców zabrało gestapo. Dziewczyna poszła sprawdzić co się z tymi dziećmi dzieje. Z jednej ze skrytek po drodze miała też zabrać prasę.

  To było 19 maja 1943 roku. Dochodziła godzina 16. Dziekońska szła Stołeczną. Nagle spotkała dwóch niemieckich żandarmów. Przeszła koło nich obojętnie. I chyba nie wytrzymała napięcia. Odwróciła się. Chciała zobaczyć czy oni już sobie poszli. Niestety, jeden z nich też się odwrócił. Próbowali zatrzymać Jadzię. Na szczęście, w pobliżu pojawił się mężczyzna z teczką. Jego też Niemcy uznali za konspiratora. Jeden z żandarmów próbował go złapać. Jadzia została z drugim. Chciała uciec, ten dopadł ją, broniła się. Wyjęła klucze. Próbowała okładać żandarma. Strzelił pierwszy raz. „Jadzia” upadła. I zaczęła rzucać w jego twarz kamieniem. Zdenerwowany żandarm strzelił trzy razy. Tak ją dobił. Wcześniej miała krzyknąć: „Żywej mnie nie weźmiesz”.

  Zwłoki łączniczki zabrało gestapo. Zostawiło je w szpitalu PCK przy ul. Warszawskiej. - Liczyli na to, że ktoś przyjdzie je zobaczyć, a przy tym zdradzi się. Nie mogli jej zidentyfikować, bo jako zawodowa łączniczka, Jadwiga nie mogła przy sobie nosić żadnych dokumentów. Niemcy nie wiedzieli kogo tak naprawdę zabili - opowiada Adam Dobroński. Ponoć do szpitala przyszła siostra „Jadzi”, ale ona też nie zdradziła się.

   Nie wiemy gdzie została pochowana łączniczka białostockiej AK. Jej symboliczny grób znajduje się na cmentarzu komunalnym. W 1981 roku imieniem Jadwigi Dziekońskiej nazwano skwer w pobliżu naszych Spodków.


Julita Januszkiewicz

Wzgórze św. Rocha. Butelka z wódką z powstania styczniowego

  Wykopano ją w 1925 roku, podczas ekshumacji przed budową kościoła. Leżała w jednej z trumien. Zmarły trzymał ją pod pachą. Alkohol zaraz został wypity, ale szkło przetrwało do dzisiaj.

- To nasza rodzinna pamiątka. Mam ją po ojcu - rozpoczyna swą opowieść Leopold Popławski.

  Był 1925 rok. Jego 35-letni wówczas ojciec Franciszek pomagał przy ekshumacji szczątków na wzgórzu św. Rocha. Dwa lata później miała ruszyć budowa w tym miejscu kościoła, a jako że przed laty istniał tu cmentarz, należało przenieść groby.

- Ówczesny proboszcz ks. Adam Abramowicz poszedł na Rynek Sienny i poprosił, by przyprowadzono go do herszta lokalnych zakapiorów. Ten od razu spełnił prośbę księdza. Zebrał grupę osiłków i razem poszli wykopywać groby. Za którymś razem dołączył do nich i mój ojciec - mówi Leopold Popławski.

  Wśród wielu odkopanych grobów znalazł się jeden szczególny. Trumna była bardzo ciężka. Okazało się, że zbito ją z grubych, dębowych desek.

- Chłopcy wzięli więc dwa sznurki pod spód i zaczęli powoli wyciągać trumnę na powierzchnię. Zawadzili jednak o brzeg wykopu. Uchyliło się wieko, którego nie trzymały już pordzewiałe gwoździe. Chcąc nie chcąc zobaczyli więc, co było w środku - opowiada nasz rozmówca.

  W trumnie leżał szkielet. Zmarły miał pod pachami dwie litrowe butelki wódki.

- Chłopcy z Siennego Rynku aż podskoczyli ze szczęścia. Zaraz wzięli się do otwierania butli. Wypili jedną i rozbili o sąsiednie nagrobki. Ojciec nie pił. Poprosił tylko chłopców, by nie rozbijali drugiej butelki i mu ją oddali, gdy będzie pusta. 

  Tak też zrobili. Ojciec opowiadał, że kiedy wracał do domu, widział jak chłopcy leżeli gdzieś pokotem w krzakach - śmieje się Leopold Popławski.

  Zachodzi w głowę, kim był zmarły, któremu włożono pod pachy alkohol. Może była to jego ostatnia wola? Może za życia lubił trunki? Jedno jest pewne. Na tamten świat miał zabrać nie byle jaki alkohol. Na butelce widnieje nazwa znanej lwowskiej firmy Józefa Adama Baczewskiego, która słynęła nie tylko z trunku, ale też ozdobnych opakowań.

- Proszę popatrzeć, tutaj pod wieczkiem jest nawet miejsce na pieczęć - pokazuje Leopold Popławski.

  Opowiada, jak kiedyś butelkę oglądał kolega, który przez wiele lat pracował w białostockiej hucie szkła.

- Odwrócił ją denkiem do góry i powiedział, że butelka faktycznie jest stara. Bo denko nie powstało tak jak cała butelka poprzez „wydmuchanie” gilzy, lecz zostało wspawane. Świadczą o tym chropowatości na brzegach. Już od lat nie produkuje się w ten sposób butelek - tłumaczy Leopold Popławski.

  Firma J.A. Baczewski istnieje zresztą do dziś. W 2011 roku, po 72 latach na emigracji, marka wróciła na polski rynek. Jest ceniona wśród smakoszy na całym świecie. Zdobywa prestiżowe nagrody w międzynarodowych konkursach, m.in. w Chicago i San Francisco.

- Chłopcy z Siennego Rynku wypili więc nie byle co - śmieje się pan Leopold.


Tomasz Mikulicz

W przedwojennej Polsce wcale nie było taniej niż dzisiaj

   Najłatwiej powiedzieć: kiedyś było inaczej. Nie zawsze to jednak oznacza, że lepiej. Jak żyło się przed wojną? Nasi pradziadkowie mieli zdecydowanie gorzej. Przyczyn tego było wiele, m.in. skandalicznie niskie zarobki i wszechobecna drożyzna.

  Bilet do kina

Przed wojną do kina chodził każdy. Nic dziwnego, jeżeli bilety były aż tak bardzo tanie. Przykładowo: seans filmu 'Paweł i Gaweł' w gwiazdorskiej obsadzie Adolfem Dymszą i Eugeniuszem Bodo kosztował 40 gr. Mieszkańcy nie narzekali też brak miejsc do oglądania filmów. W samej Warszawie działało ich 70!

- Kino od swoich początków uchodziło za rozrywkę wręcz jarmarczną, dla niewymagającej publiczności .Na początku XX wieku nawet 9 na 10 widzów to byli robotnicy. Z czasem przekrój społeczny widowni oczywiście się poszerzał. Nie mniej jednak w repertuarze nad filmami np. historycznymi przez lata dominowały komedie i melodramaty.

   Dlaczego kino kiedyś kosztowało tak mało? - Było  niestrukturalizowane. Dzisiaj w cenie biletu zawierają się m.in. koszty produkcji, promocji, dystrybucji, a do tego jeszcze podatek i procent dla PiSF 

  Chleb, mleko i cukier

Pieczywo w przedwojennej Polsce kosztowało mniej więcej tyle, co... bilet do kina. Za mleko i bochenek chleba trzeba było zapłacić 30 gr, za masło: 4 zł za kg, ziemniaki: 10 gr za kg, jaja (od 5 do 6 groszy za sztukę). Na jedzenie robotnice przeznaczały 70 proc. pensji. Oczywiście zamożne warszawianki nie chodziły same po zakupy. Zajmowała się tym służba.

  Samochód

Popularny przed wojną fiat 508 kosztował 5,5 tys zł. Kogo było stać na auto? Na pewno nie funkcjonariusza policji, lekarza ani nauczyciela. O zakupie samochodu mógł sobie też pomarzyć robotnik. Aby kupić sobie auto musiałby odkładać (w całości) swoją pensję przez około 15 lat.

- Niewykwalifikowany robotnik zarabiał poniżej 100 zł, dniówkowy: między 30 a 60 zł miesięcznie (czyli za dniówkę - powyżej 1 zł 

  Oczywiście były też na rynku droższe modele samochodów. Opel Olimpia kosztował - 6 300 zł, Chevrolet - 7 640 zł, Mercedes-Benz 230 - 17 tys zł.

   Do tego trzeba było doliczyć miesięczne utrzymanie auta. Jak wynika z przedwojennych ogłoszeń benzyna (80 litrów) kosztowała - 56 zł, oliwa - 3,60 zł, podatek drogowy - 3,5 zł, garażowanie - 20 zł, mycie i smarowanie - 15 zł. Razem: 98,10 zł.

  Wizyta w kawiarni

Kawa, lody a może ciasteczko? W kawiarni  serwowano m.in. białą (1,20 zł), czarną (1 zł), gorącą czekoladę (1,65 zł), ciastka (0,30 zł), lemoniadę (1,50 zł), krem z konfiturami (1,90 zł). Jeśli natomiast mielibyśmy ochotę na coś mocniejszego to zapewne skusilibyśmy się na mazagran, popularny przedwojenny koktajl kawowy z dodatkiem koniaku lub rumu.  Kosztował 1,25 zł.

  Papierosy

Okazuje, że nałóg kiedyś również sporo kosztował. Miesięczny wydatek na papierosy mógł kosztować nawet 15 zł. Skąd to wiemy? Z czasopism kobiecych, które zachęcały swoje czytelniczki do prowadzenia tzw. rozchodów i przychodów domowego budżetu. W 'Mojej Przyjaciółce' pisano: A więc: mieszkanie - 55 zł, życie na cztery osoby - 90 zł. Światło, prąd do radia i abonament - 14 zł. Opał - 8 zł. Pensja służącej z Kasą Chorych - 25 zł. Papierosy - 15 zł. Różne drobne - 12 zł. Nieprzewidywalne wydatki - 20 zł. Razem: 239 zł.

-Bez rezerw na obuwie, garderobę, jakąś rozrywkę. Ty przynosisz do domu 160 zł. Czyli albo brnąć w długi, albo pracować obojgu.'

  Super gadżet, czyli radio

Dzisiaj nie wyobrażamy sobie życia bez gadżetów elektronicznych, komputerów, smatfonów, tabletów. Przed wojną szczytem marzeń było radio.  Na przyzwoity - jakbyśmy dzisiaj powiedzieli: sprzęt - należało wyłożyć przynajmniej: 115 zł, czyli jedną (ale całą) wypłatę. Tyle kosztował pierwszy polski radioodbiornik 'Volksempfanger'. Biorąc więc pod uwagę, że niewykwalifikowany robotnik zarabiał miesięcznie poniżej 100 zł, a posterunkowy policji - 150 zł to niestety, ale nie każdy mógł sobie pozwolić na taki zakup.

  Sklepy zachęcały też do zakupu modnych zegarków (od 17 zł) i budzików (od 20 zł) firm Gustaw Becker i Junghans. 'Elegancka i modna oprawa z niklu lub drewna' - reklamował towar Dom Towarowy Braci Jabłkowskich (dzisiejszy odpowiednik centrum handlowego).

  Ubrania

Ubrania kiedyś też nie byłe tanie. Za letnią sukienkę z bawełny należało zapłacić 20 zł. Z kolei popularna marka Bata proponowała buty w różnym przedziale cenowym: czółenka na wysokim obcasie - 8,90 zł, pantofelki odpowiednie do noszenia w domu - jak reklamowano - 'przy kuchni i poza domem' - 7,90 zł, lakierowane czółenka na niskim obcasie - 19,90 zł i gumowe śniegowce w kolorze czarnym z aksamitnym kołnierzykiem - 9,90 zł.

   Kino domowe i aparat

Co jest najlepszym podarkiem na gwiazdkę? Oprócz sprzętu reklamowano również działającą w Warszawie wypożyczalnię zaopatrzoną w filmy: religijne, naukowe, sportowe, komiczne i dramaty. Można było również nabyć aparaty fotograficzne: od 36 zł.

 Zabiegi kosmetyczne

Owłosienie na rękach i nogach można było usunąć, płacąc za kurację: 9 zł. Panie chętnie pozbywały się też wąsów. Dzisiaj depilacja laserowa kosztuje kilkaset złotych.


Natalia Bet

Translate