Pochód 1 maja 1960 roku w Białymstoku mógł być jednym z najbardziej katastrofalnych w dziejach Europy, i był chyba jedynym niezakończonym w dziejach naszego miasta. W pierwszym powojennym dwudziestoleciu pochód maszerował od ulicy Kilińskiego, przez Rynek Kościuszki i ul. Lipową. Jedynie słuszną trybunę stawiano zwykle przed obecnym Archiwum Państwowym, ale - czy to się władzom ludowym podobało czy nie najlepszy punkt widokowy stanowiły schody kościoła farnego. Pobożni po zakończeniu mszy odwracali się tyłem i patrzyli na pierwszomajowe przedstawienie. A było to wtedy naprawdę niezłe widowisko, jak wspominają Białostoczanie. Na platformach ciężarówek jechały kukły zgniłych imperialistów, niesiono makiety jakichś budowli, grały dęte orkiestry.
W 1960 trybunę postawiono na Lipowej (koło skrzyżowania z ul. Sienkiewicza). To zdjęcie zostało zrobione tuż przed wypadkiem. Zuchy wznoszą właśnie entuzjastyczne okrzyki na cześć towarzysza Wiesława. - Niespodziewanie usłyszeliśmy warkot samolotu - opowiada Andrzej Lechowski, dzisiaj dyrektor Muzeum Podlaskiego, który jako czterolatek uczestniczył w tym pochodzie - Ktoś powiedział, że lotnik zrzuci na towarzyszy z trybuny wiązankę kwiatów. Patrzymy w górę. Nagle samolot śmigłem i podwoziem zaczepia o kabel nagłaśniający rozwieszony między Domem Towarowym "Społem", a budynkiem mieszkalnym po drugiej stronie. Samolotem zaczęło rzucać, charczał dziwnie, przeleciał nad klasztorem. Potem słyszeliśmy jakiś hałasy, huki, łamały się drzewa i ucichło. Wszyscy jak jeden mąż z wrzaskiem rzucili się, zobaczyć co się stało.
Andrzej Lechowski: Istną zmorą muzealników było przygotowywanie corocznych wystaw rocznicowych: na 1-go Maja, na Rewolucję Październikową, Dzień Zwycięstwa itd. To były straszne nudy: zdjęcia z opisami. Zawsze dokładnie sprawdzała je cenzura, ale przez wiele lat nikt dopatrzył się, że zdjęcie pogrzebu robotnika (z okresu międzywojennego) nie przedstawiało pierwszomajowej demonstracji. Pamiętam też, że przed 1-ym Maja w mieście odbywała się mała wojna między plastykami, o to kto będzie dekoratorem pochodu. Była to bowiem praca łatwa i dobrze płatna. Jeden z artystów miał patent na to, by wielkie płaszczyzny kryć czerwoną farbą za jednym pociągnięciem (inni musieli dwa razy) i on zwykle dostawał największe zamówienia.
Dzięki przypadkowi i umiejętnościom lotnika (legendy białostockiego aeroklubu Konrada Wicińskiego) w 1960 na Rynku Kościuszki nie doszło do masakry. Pilotowi cudem udało się wylądować na głównej alei Pałacu Branickich. Sam miał uszkodzony kręgosłup. Pochodu nie udało się już sformować na nowo. Wszyscy byli wstrząśnięci, ale i szczęśliwi, że nikt nie ucierpiał.
Te pierwsze pochody w latach 50, 60 miały swój urok - twierdzą Białostoczanie. To był festyn. Wielu się cieszyło: "Idzie pierwszy maja, będą piwo sprzedawali". Inni liczyli na lepszy program w telewizji. Piewszomajowa radość była po części wzniecana przez propagandę, ale w duże mierze była też autentyczna. Ludzie cieszyli się, że mogą pokazać efekty swojej pracy, tym bardziej, że po wojnie były one widoczne (szczególnie w budownictwie). Trzeba było oczywiście podpisywać listy obecności.
Hasła zdobiące poszczególne budynki były układane i rozdzielane odgórnie z Centralnego Komitetu. Uczniowie, którym dawano do wyboru tabliczki z napisem "Pokój" lub "Socjalizm" rzucali się na "Pokój" (swoja drogą niezwykle wyglądała porzucona na środku placu cała pryzma "Socjalizmów"). Trzeba było wysłuchać betonowatej przemowy I sekretarza KC. Ale to wszystko nie przeszkadzało ludziom zwyczajnie się bawić. W latach 70 pochody zaczęły chodzić od Filharmonii, przez ul. Curie- Skłodowskiej (trybuna stawała gdzieś koło Horteksu) .
Pierwszomajowe pochody znienawidzono naprawdę dopiero gdzieś w latach 80-tych (ich trasa prowadziła już od ul. Branickiego, ówczesnej Lenina przez Al. Piłsudskiego). Ale nachalna propaganda i ich socjalistyczna ideologia przebrały miarę, narastał kryzys gospodarczy i polityczny w kraju. Wtedy to Białostoczanie zaczęli unikać pochodów, wstydzili się w nich uczestniczyć, a młodzież wrzucała czerwone szturmówki do studzienek kanalizacyjnych (zapewne po dziś dzień znaleźć tam można pokaźną ich kolekcję).
uu.