Postaw mi kawę na buycoffee.to

Nasza droga jedynka. Nasi wspaniali profesorowie

   Czasy były trudne, władza ludowa narzucała nową, obcą nam zupełnie ideologię polityczną,  wszędzie węszyła bezpieka, ale dzięki temu, że z domu wynieśliśmy wiarę i patriotyzm, to udało się nam zachować swoje przekonania. 

  Zawdzięczamy to także wspaniałej postawie naszych profesorów, którzy nie tylko nas uczyli, ale i dodawali nam otuchy jak również pomagali w trudnych chwilach skończyć naukę - o nauczycielach, których się pamięta przez całe życie, opowiada Jerzy Szóstko, absolwent Męskiego Liceum 1 w Białymstoku.

  Popularna jedynka po wojnie była tu, gdzie obecnie jest VI LO. Dzieliła sale z liceum żeńskim nr 2. Chłopaki uczyli się na parterze i wchodzili od ulicy Kościelnej, dziewczęta ulokowano na piętrze z wejściem od Warszawskiej.  Ja rozpocząłem naukę w wyremontowanym już budynku 1 września 1951 roku - wspomina Jerzy Szóstko.

 - Wcześniej jednak musiałem zdać sprawdzian, który niestety nie za dobrze mi poszedł. Wchodziliśmy po dwóch. Kolega był świetnie przygotowany, recytował jak z nut. Ja nie miałem szczęścia, dostałem takie pytania, na które nie za wiele wiedziałem.

  Podziękowano nam, wychodziłem ze spuszczoną głową i nietęgą miną. Przed wyjściem usłyszałem takie słowa: popiół i diament. To na pewno dotyczyło mnie, nie wytrzymałem i odpowiedziałem: czasem i z popiołu wyrastają piękne kwiaty. 

  Jak opuszczaliśmy pokój, wyszła polonistka Czułajewska i zwróciła się do mnie: to jedno zdanie, młodzieńcze zadecydowało, że zostałeś przyjęty. Zapamiętałem to sobie i wziąłem głęboko do serca. Potem starałem się jak mogłem, aby nie zawieść panią profesor. Moje referaty czy sprawozdania, szczególnie o tematyce sportowej były odczytywane na głos przy całej klasie. To mi wychodziło.

  Dobrymi polonistami byli też Wanda Chmielewska i Choroszucha. Historii uczył Wacław Kłosowski, wspaniały człowiek - przy każdym temacie dodawał jakieś ciekawostki czy anegdoty, co zważywszy na realia rzeczywistości powojennej nie było proste. Musiał bowiem te wstawki umiejętnie dobierać, bo łatwo było się narazić politycznie.

  Profesor od łaciny Edward Szelachowski miał opinię nauczyciela, który potrafił nauczyć języka każdego. Był osobowością i świetnym pedagogiem. Bardzo wierzący, z czym się nie krył, wielki patriota - uczestnik kampanii wrześniowej, uczył na tajnych kompletach. Niestety zaszczuty przez przewodniczącego ZMP, został wyrzucony ze szkoły. Wstąpił do zakonu i poświęcił się pracy duchownego. Biologii uczyła pani Saganowicz, bardzo lubiłem ten przedmiot.

  Matematykę miał dyrektor Włodzimierz Kuryliszyn. Jego słynne powiedzonko: "ja i konia nauczę", było na ustach wszystkich uczniów. Ale chociaż udawał srogiego belfra był człowiekiem gołębiego serca.

  Wymagającą, ale i świetną nauczycielką matematyki była też pani Zubelewicz. Lekcje rysunku prowadził artysta malarz Józef Zimmerman, animator kultury - bardzo go lubiłem i ceniłem. Byłem u niego w mieszkaniu, z podziwem oglądałem ogromną kolekcję obrazów. Namawiał mnie, abym po dziewiątej klasie rozpoczął naukę w Technikum Plastycznym, gdyż widział we mnie talent malarski. Po latach żałowałem, że nie posłuchałem jego rad.

  Wuefista Matysiewicz bardzo dbał o to, abyśmy byli sprawni fizycznie, ale też i wspierał nas. Kolega Zbigniew Łopianecki opowiadał niedawno podczas spotkania u mecenasa Jerzego Korsaka, jak mu bardzo pomógł w trudnych chwilach skończyć ogólniak i zdać maturę.

  Okres naszej nauki przypadł na najgorsze czasy stalinowskie. Ale nie daliśmy się złamać. Pozostaliśmy sobą. Wielu zostało lekarzami, specjalistami różnych zawodów, dziennikarzami, publicystami, księżmi, aktorami, muzykami Jedynkę ukończył słynny oszczepnik Władysław Nikiciuk, medalista mistrzostw Europy i olimpijczyk.


Alicja Zielińska

Dom przy ul. Piwnej 12

  Dom przy ul. Piwnej 12, a obecnie ul. Marii Skłodowskiej-Curie 24, jeszcze do niedawna wykorzystywany był na mieszkania pracowników uczelni medycznej , a becnie przez zakład pogrzebowy.

    Dzisiejszy przebieg ul. M. Skłodowskiej-Curie jest w dużej mierze efektem powojennej odbudowy Białegostoku. Nie jest jednak całkowicie nową ulicą. Pod jej południową część wykorzystano istniejącą od połowy XIX ul. Piwną, której nazwa pochodziła od funkcjonującego przy niej składu piw. Z dawnej zabudowy Piwnej zachowało się zaledwie kilka budynków. 

    Skupione są one w okolicy, która kojarzy się większości białostoczan z zespołem szpitali. Dziś chciałem zwrócić uwagę na jeden z nich - dom przy ul. Marii Skłodowskiej-Curie 24.

   Zanim budynek ten uzyskał obecny adres, jeszcze jakiś czas po wojnie przyporządkowany był do ul. Piwnej 12. Najwcześniejsze informacje o działce, na której stoi dom, pochodzą z lat 80. XIX w. Stanowiła ona wówczas część areału Lasu Zwierzynieckiego, w 1839 r. oddanego przez cara miastu Białystok. 

   Do ostatnich dekad XIX w. grunta te pozostawały niezabudowane, chociaż w ich sąsiedztwie postępował proces podziału nieużytków na parcele miejskie i ich zagospodarowywania. Uległ on przyspieszeniu po zlokalizowaniu w 1884 r. w pobliżu Lasu Zwierzynieckiego koszar 61. Włodzimierskiego Pułku Piechoty.    Już na mapie z 1886 r. widoczna jest wyraźna zabudowa wokół koszar. Ale położone obok nich place przy późniejszej ul. Piwnej były wciąż wolne od zabudowy. W związku z tym władze miasta zdecydowały w 1883 r. o ich sprzedaży drogą licytacji. Kolejne próby wyzbycia się wszystkich 21 działek podejmowano w 1884 i 1889 r., ale aż do 1904 r. posesja pozostawała własnością miasta.

   Dopiero 9 czerwca 1904 r. nabył ją podpułkownik Aleksander Sitarski. Razem z bratem Michałem służył w pobliskich koszarach 61. Włodzimierskiego Pułku Piechoty - w 1900 r. wymieniano go w funkcji komendanta 14. roty, a Michała na stanowisku sekretarza sądu wojskowego. 

   Najprawdopodobniej Sitarski wykupił ziemię z zamiarem osiedlenia się na niej, ale planów tych ostatecznie nie zrealizował. 18 października 1911 r. dymisjonowany już Aleksander Sitarski sprzedał nieruchomość podchorążym ze swego "rodzimego" pułku, Pawłowi Korolewowi i Filipowi Grigorjewowi. Przedmiotem transakcji był wciąż niezabudowany plac. Nabywcy działkę posiadali do sierpnia 1915 r., czyli do ewakuacji Białegostoku przez władze rosyjskie przed zbliżającymi się wojskami niemieckimi.

   Po 1919 r. z racji nieobecności w kraju dotychczasowych właścicieli działki przy ul. Piwnej 12, włączono ją do grupy nieruchomości opuszczonych, przejętych na rzecz gminy miasta Białystok. Tuż przed 1929 r. nabyła ją Stefania Frick. Była żoną Stefana Fricka, pełniącego wówczas funkcję sędziego grodzkiego, później podprokuratora, a od 1937 r. sędziego śledczego przy Sądzie Okręgowym w Białymstoku.

Małżonków Fricków było więc stać, aby na nabytej przed 1929 r. działce sfinansować w latach 1937-1939 budowę zachowanego do dziś okazałego, modernistycznego domu. 

    Do zestawu typowych cech tej architektury należą w tym przypadku kubiczna forma willi złożona z kilku zestawionych ze sobą brył sześciennych, centralna klatka schodowa z oknem o charakterystycznej formie zwanej potocznie "termometrem", skromne elewacje, podzielone rytmiczne trójdzielnymi otworami okiennymi, oraz charakterystyczne balkony w południowym narożniku budynku z siatkową balustradą.

Wąskie grono architektów pracujących w Białymstoku pozwala na wskazanie przypuszczalnego autora projektu. Mógł nim być inż. Szymon Pappe, aktywnie działający na terenie miasta w ostatnich latach okresu międzywojennego. Obiekt włączono niedawno do Szlaku Białostockiej Architektury Modernizmu, opracowanego przez Fundację Uniwersytetu w Białymstoku.

Po II wojnie światowej dom opustoszał, a jako mienie opuszczone został przejęty przez Tymczasowy Zarząd Państwowy. 

   W 1946 r. przekazano go sąsiadującemu bezpośrednio z działką szpitalowi. W przechowywanych w Archiwum Państwowym w Białymstoku aktach ówczesnego Zarządu Miejskiego zachowała się petycja powstałej w 1950 r. Akademii Lekarskiej dotycząca domu przy ul. Piwnej 12. Pisano w niej, że "nowo utworzona Akademia Lekarska spotkała się w Białymstoku z dużymi trudnościami mieszkaniowymi - większość personelu naukowego stanowią profesorowie przeniesieni z innych miast.

    Brak mieszkania zniechęca wielu profesorów do przeniesienia się do Białegostoku. Ponadto w okolicy II-go Szpitala nie ma żadnego budynku mieszkalnego, a niektórzy pracownicy kliniki winni mieszkać na jej terenie lub w pobliżu". 

   17 kwietnia 1950 r. Zarząd Miejski przychylił się do prośby dyrektora Akademii. Lokatorami budynku byli znani lekarze m.in.: Ludwik Komczyński, w latach 1962-1970 rektor Akademii Medycznej oraz Feliks Oleński, znakomity chirurg, w latach 1962-1964 pełniący funkcję prorektora ds. klinicznych.


Wiesław Wróbel 

Tajemnicza tablica przy VI LO

  "Jasiu, odeszłeś za wcześnie. Pamiętamy o Tobie - Przyjaciele". Taka tablica wisi na murach za VI LO w Białymstoku już kilka, jeśli nie kilkanaście lat. Nie ma na niej żadnej daty, żadnego nazwiska ani informacji, co się stało z Jasiem. Naprzeciw płotu stoi niewielki krzyż. Pod nim zwykle palą się znicze i stoją kwiaty. Mogłoby się wydawać, że od zawsze. I nadal ktoś ciągle pamięta o Jasiu.

  Nad rzeką Białą chodzi wielu ludzi. Młodzież do szkoły, dorośli do pracy, mieszkańcy okolicznych bloków na spacer. Nikt z zagadniętych osób nie pamięta, od kiedy wisi ta tablica. I co się właściwie stało z Jasiem.Sama tablica też niewiele mówi. No może poza imieniem tego, który odszedł. Reszta jest legendą. Jej wersje bardzo różnią się od siebie.

   Wersja 1. - uczeń VI LO

Pierwszą historię sama pamiętam jeszcze z liceum. Jasio miał być uczniem VI LO, maturzystą. W drodze do szkoły został napadnięty i pobity. Zmarł. Tablicę mieli umieścić koledzy z klasy. Kiedy to było? Dziesięć lat temu, kiedy ja chodziłam tamtędy do VI LO, tablica już była. Jednak dyrekcja szkoły nie pamięta żadnego zabitego tam maturzysty. Nie ma o nim żadnej oficjalnej wzmianki.

   Wersja 2. - pijackie porachunki

Internauci są zdania, że to nie mógł być licealista. Głównie ze względu na charakterystyczny błąd w pamiątkowej tablicy. Jeśli umieściliby ją koledzy ze szkoły, napisaliby "odszedłeś".Jeśli mnie pamięć nie myli, to były porachunki pijackie. Ofiarę bito, idąc wzdłuż ul. Sienkiewicza (od Rynku Kościuszki) do miejsca, w którym wisi tabliczka. Zdarzenie miało miejsce w nocy - uważa Smooth.

   Wersja 3. - to było 40 lat temu

Nikt nie pamięta, kiedy dokładnie zawieszono tablicę. Prawdopodobnie w latach 90. Prawie dwadzieścia lat temu. Pojawiają się jednak głosy, że mogło to być dużo wcześniej. Ta tablica wisiała już w latach 70. Przeglądałem właśnie wczoraj zdjęcia na blogu mego starszego kolegi i właśnie widziałem tę tablicę z okresu, kiedy on tam się uczył. Teraz sprawdziłem jego rocznik, to lata 67-71, więc wisi ona już sporo .

   Wersja 4. - pobity 50-latek

Nikt też nie jest pewien, ile dokładnie lat miał Jasio. Może zdrobniała forma, jaką zwrócili się do niego przyjaciele, jest myląca. Jasiu był mieszkańcem bloku obok liceum i zginął skopany przez gnojków z dobrze sytuowanych rodzin, kiedy wyszedł do sklepu pod ZURT-em po mleko. Tablicę i krzyż naprzeciwko niej ufundowali przyjaciele z bloku i oni też zapalają tam znicze. Nie był żadnym uczniem, tylko człowiekiem około pięćdziesiątki. Napastnicy zostali złapani, ale jakie wyroki dostali, to nie wiem do końca, podobno mieli dość wysoko postawionych starych - pisze Kudłaty.

   Wersja 5. - wysłany po zakupy

Historię o Jasiu pamiętają też panie portierki z VI LO. Chociaż żadna nie wie nic na pewno. Ten chłopak nie uczył się u nas - mówi jedna z nich. - On tylko mieszkał tu niedaleko. Ich zdaniem, to było na początku lat 90. Jasio miał kilkanaście lat. Mama wysłała go po zakupy. Chyba wieczorem. Chłopaka ktoś ciężko pobił pod murami szkoły właśnie. Niedługo potem zmarł w szpitalu. Jakoś w tym samym czasie nasz maturzysta wpadł pod pociąg - opowiada pani portierka. I tak jakoś ludzie połączyli te dwie historie. Skoro to chłopak zginął, to sprawą pewnie zajmowała się policja. Białystok ma wiele tajemnic- Ta tablica też jest jedną z nich. Przy tylu wersjach pewne wydaje się tylko to, że doszło do pobicia i że ofiara zmarła. Dlaczego? To już legenda.


Kurier Poranny 2009 r.

Translate