Postaw mi kawę na buycoffee.to

Blanka Commichau


  W wieku XIX, w Białymstoku powstaje przemysł włókienniczy. Jego dynamiczny rozwój sprawia, że miasto zyskuje przydomek Manchesteru Północy.   Fabrykanci z Niemiec, Austrii, Rosji zjeżdżają tu z rodzinami i osiadają na stałe. A ich żony - włączają się w życie publiczne? 

- Wyróżniała się zwłaszcza Blanka Commichau z domu Hane. To ona właśnie prowadziła pierwszy salon artystyczny w XIX-wiecznym Białymstoku. Niemka, urodzona w 1834 w Hamburgu, do Białegostoku przybyła jako żona Rudolfa Moritza, jednego z braci Commichau, założycieli słynnej fabryki włókienniczej "Rudolf Commichau i Synowie". 

  Blanka pochodziła z kupieckiej rodziny, ale o artystycznych zamiłowaniach. Za sprawą matki skończyła konserwatorium muzyczne w Hamburgu i Weimarze.   Była dobrze zapowiadającą się pianistką, a zarazem wielbicielką teatru. Nic więc dziwnego, że te pasje przeniosła na grunt białostocki. 

  Kiedy małżonkowie Commichau zamieszkali w 1859 roku w pięknej kamienicy przy ul. Warszawskiej (obecnie mieści się tu Wydział Ekonomiczny Uniwersytetu), wkrótce otworzyły się podwoje ich domu dla melomanów i miłośników teatru. Wśród zapraszanych artystów występowali tu m.in. pianista Cyril Kleiber z Weimaru i Aleksander Haman, skrzypek z Sankt Petersburga. 

  Wieczory artystyczne u Commichau skupiały nie tylko środowisko niemieckich imigrantów, ale także przedstawicieli białostockiej inteligencji.   Panny i kawalerowie z mieszczańskich rodzin przygotowywali wspólnie przedstawienia teatralne. Delikatna, a zarazem słabego zdrowia Blanka zmarła w 1878 roku, a jej mąż Rudolf wkrótce opuścił Białystok, zmarł w 1901 roku w Berlinie. 

Alicja Zielińska

Ulica św. Rocha 14. Fabryka R. Commichau




    W temacie nieistniejących nieruchomości, które przed II wojną światową zlokalizowane były przy ul. św. Rocha. Ilustracją  do dzisiejszego tekstu jest również zdjęcie, wykonane przez Józefa Sołowiejczyka w 1897 r. Został na nim uwieczniony zespół budynków określonych przez autora jako „fabryka Commichau”.

  Fotograf ustawił się po stronie ul. Nowoszosowej (dziś  to  ul. H. Dąbrowskiego) i skierował obiektyw na południe, obejmując teren rozciągający się między stacją kolejową (po prawej stronie widzimy wieżę ciśnień oraz  fragment gmachu dworcowego) a wzgórzem z kaplicą i cmentarzem św. Rocha. 

  Obszar ten, przed II wojną przyporządkowany do ul. św. Rocha 14, współcześnie zajęty jest pod ul. Bohaterów Monte Cassino, Park im. J. Dziekońskiej, Spodki i handlowce  przy ul. św. Rocha. Jak już wspominałem, znaczna część terenów położonych przy tej ulicy jeszcze na początku lat 70. XIX w. stanowiła własność gospodarzy ze wsi Białostoczek i dopiero później znalazły się one w granicach Białegostoku.

  Pierwsze informacje na temat terenów, na których stanęła fabryka Commichau, pochodzą z lat 70. XIX w. W 1871 r. część tych gruntów przedstawiciele gminy wydzierżawili Chaimow i Lublińskiemu. W kolejnych latach prawo do dzierżawy przechodziło z rąk do rąk – w 1876 r. Lubliński odstąpił je Ickowi Halpernowi, który oddał je grodzieńskiemu mieszczaninowi Abramowi Izabelińskiemu. Izabeliński wzniósł na dzierżawionym gruncie drewniany dom, po czym podzielił teren na dwie części, z których jedną odstąpił Wolfowi Gradowi, ten zaś w 1882 r. Wolfowi Epsztejnowi.

   Inną część gruntów pod przyszłą fabryką w 1879 r. przedstawiciele wsi odsprzedali kupcowi Filipowi Timofiejewowi. Na jego temat nie wiemy w zasadzie nic poza faktem, że jeszcze tego samego roku wzniósł  tu pierwsze zabudowania fabryczne, w tym frontowy piętrowy dom oraz trzypiętrową halę produkcyjną z dwiema oficynami, mieszczącymi w sobie maszynę parową i kocioł. 

  W grudniu 1879 r. grunt i fabrykę kupca Filipa Timofiejewa nabył pruski poddany i kupiec 2 gildii Rudolf Commichau, zaś w  listopadzie 1882 r. odkupił on od Abrama Izabelińskiego i Wolfa Epsztejna sąsiadujące grunty wraz z zabudowaniami, stając się  wyłącznym właścicielem rozległej posesji przy ul. św. Rocha 14. Rodzina Commichau sprowadziła się do Białegostoku w latach 40. XIX w.z Colditz w Saksonii.

   Wykorzystując dawny młyn Antoniuk bracia: August, Herman, Rudolf   i Albert  założyli jedną z największych i najlepiej prosperujących firm włókienniczych. Z czasem firmę na Antoniuku, rozszerzoną o zespół fabryczny przy ul. Warszawskiej 59, przejął Herman Commichau.

  Tymczasem Rudolf w 1880 r. usamodzielnił się, zakładając własną fabrykę sukna i kołder przy ul. św. Rocha. W 1853 r. wstąpił w związek mażeński z Blanką von Hane, z którą miał aż piętnaścioro dzieci. Wieku dorosłego dożyli Julia Clara (żona Franza Lippischa), Alfred, Maria Helena (żona Wilhelma Gustawa Teetzmanna), Aleksander, Hugo, Karol, Oskar, Hedwiga i Margarethe. Rudolf zmarł w 1901 r. 

  Z licznego grona dzieci Rudolfa interesować nas będą szczególnie Alfred, Aleksander i Hugo Commichau, którym 29 kwietnia 1889 r. ojciec podarował prawa własności do nieruchomości przy ul. św. Rocha 14. W 1890 r. była to druga największa fabryka w mieście – prym wiódł najstarszy zakład Hermana Commichau, zatrudniający 215 robotników i wyrabiający towary o wartości 150 tys.rubli rocznie, na drugim miejscu był natomiast zakład Rudolfa i synów, który chociaż miał 213 zatrudnionych, osiągał produkcję wysokości 250 tys.  rubli rocznie, w czym był wówczas bezkonkurencyjny. 

  Pomocny w osiągnięciu tych efektów był zapewne nowoczesny silnik parowy o mocy 40 KM, najwyższej w ówczesnym Białymstoku. W 1897 r. firma została nagrodzona przez cara Mikołaja II najwyższym medalem uznania.

  Firma „Rudolf Commichau i Synowie” działała do I wojny światowej. Zabudowania fabryczne przetrwały okres okupacji niemieckiej, ale dzieje posesji przy ul. św. Rocha 14  w pierwszych chwilach po odzyskaniu niepodległości pozostają niejasne. Po sierpniu 1920 r. obiekty zostały przejęte przez wojsko i zlokalizowano w nich siedzibę i skład intendentury Dowództwa Okręgu Generalnego Białystok. 

   Dopiero w 1925 r. wyrok Sądu Okręgowego w Grodnie przysądził prawa własności do całej nieruchomości Oskarowi Schoenowi. Wówczas też ponownie zawarczały tu wrzeciona maszyn tkackich – Schoen wraz ze swoim wspólnikiem Szołemem Fajnsztejnem prowadzili od 1919 r. wytwórnię sukna i kołder przy ul. Konopnickiej 1.

    Po 1925 r. wspólnicy przenieśli produkcję na ul. św. Rocha 14.  Budynki przy ul. św. Rocha 14 w okresie międzywojennym służyły także innym przedsiębiorcom, którzy dzierżawili w nich powierzchnię, m.in. skup i sprzedaż materiałów drzewnych Mozesa Szlachtera od 1929 r., wykończalnia i farbiarnia sukna „Zelman Brajnin, Jakub Glikfeld i Spółka, spółka firmowa” od 1931 r. czy sprzedaż szkła taflowego „Szyba” od 1938 r.  

  Oskar Schoen zmarł w 1925 r., uprzednio zapisując prawa własności dzieciom Emilii i Leonowi Schoenom. Przed 1939 r. Oskar, a potem jego spadkobiercy, stopniowo  wyprzedawali  nieruchomości.  Budynki przy ul. św. Rocha 14 uległy spaleniu w okresie II wojny światowej, najpewniej w 1944 r., a stan ten potwierdza zdjęcie lotnicze z września tego roku. Zostały rozebrane na początku lat 50. XX w.

Wiesław Wróbel

Ulica Krakowska serce występnych Chanajek

   Obok dłużyła się Sosnowa ze swoimi cmentarzami, dalej wiły się Brukowa i Marmurowa, pełne panienek o niezbyt dobrych obyczajach. Ale Krakowska królowała.   Tutaj przed wojną pod około dwudziestoma numerami, mieszkali zarówno ludzie stateczni, no może nie do końca, jak też cała czereda zatwardziałych rzezimieszków. 

  Na przykład właścicielem budynku pod numerem 8 był Efraim Orlański. Można rzec kamienicznik całą gębą. Odnajmował mieszkania i ściągał z lokatorów solidny czynsz. Kiedy ktoś jednak zalegał mu z opłatą, sięgał po bardzo brzydkie metody.  Oto jesienią 1936 roku niejaka Jadwiga Gajewska, nie chciała opuścić zadłużonego lokalu, zgodnie z postanowieniem sądu grodzkiego, właściciel polecił zdjąć dachówki nad jej pokoikami, aby siąpiący deszcz zrobił swoje. Ferajna z Krakowskiej wiedziała dobrze, kto to jest Efraim Orlański, a także jego główny sublokator Tewel Spektor.   

   Robili oni różne lewe interesy, ale musieli też liczyć się ze stratami. Podpadli łobuzom z ulicy, trzeba było więc płacić za spekulancką łapczywość. Spektora chanajkowscy złodzieje obrobili dokładnie, w lutym 1928 roku. Późnym wieczorem jego drzwi od mieszkania zostały zgrabnie otwarte, zaś z szuflad i innych schowków zniknęło 3 tysiące złotych, ponad 200 dolarów i do tego kolekcja monet staropolskich.    

   Pan Tewel był bowiem numizmatykiem z zamiłowania. Z kolei na Efraima Orlańskiego spece z Krakowskiej uwzięli się jeszcze bardziej. Obok wynajmowania pomieszczeń w swojej czynszówce, prowadził on również rozmaite handle. No i tutaj, za sprawą swoich niecnych sąsiadów, ponosił co i rusz mniejsze lub większe straty.    W 1934 roku zainwestował część zarobionych właśnie pieniędzy w biżuterię. Wiadomo, czasy kryzysu, pieniądz tracił na wartości. Sprytny kieszonkowiec wyciągnął mu na ulicy pakuneczek z precjozami jubilerskimi bezczelnie z kieszeni palta. Strata była spora - 4 tysiące złotych. Kiedy pod koniec lat trzydziestych mości Efraim zainteresował się handlem rybami, też nie obyło się bez kłopotów. 

   Zimą 1936 roku ograbiono go z dwóch skrzyń zawierających wędzone szprotki. Tą samą porą w następnym roku, stracił z wozu stojącego na ul. Miodowej pięć dużych pudeł ze śledziami. Wszystkie te złośliwe, złodziejskie akcje musiały kosztować Efraima Orlańskiego kawałek zdrowia. Nie wiadomo, czy przypadkiem sprawcami biedy mieszkańców z Krakowskiej 8, nie byli domownicy z przeciwka, czyli spod numeru 11. Mieszkała tam bardzo liczna rodzinka o nazwisku geograficznym - Azja. 

   Nazwisko, jak na żydowską familię wcale oryginalne. Mendel Azja prowadził w latach trzydziestych małą restauracyjkę. Pomagała mu w tym żona Rywka i dorastająca córka. Do interesu dokładał parę dolarów brat Mendla, Jankiel, który przebywał w Ameryce. Głównym sponsorem Azjów z Krakowskiej był jednak Abram, bardzo zdolny złodziej, a także, co tu ukrywać, bezwzględny sutener. Kradł portfele na ulicach Białegostoku, w kinach, restauracjach. Był też docenianym wspólnikiem w skokach mieszkaniowych. Może to właśnie ów przedsiębiorczy synalek Mendla Azji prześladował co jakiś czas sąsiada Orlańskiego. 

  Jeśli nie był to jednak Abram Azja, podejrzenie można było skierować na innego, zdolnego złodziejaszka z Krakowskiej, również Abrama, tyle że Serowicza.  Mieszkał on pod nr 61 i również z upodobaniem uprawiał swą ciemną profesję. 

   Jako pajęczarz okradał białostockie strychy, potrafił dokonać też zuchwałego włamania do sklepu, jak na przykład wiosną 1936 roku do magazynu delikatesowego Grirsza Wojnera przy ul. Kupieckiej 32. 

  Zatrzymywany profilaktycznie przez policję zawsze miał w zanadrzu różne wytrychy, śrubokręty i nożyki. Grasował też po Rynku Siennym. W ciągu targowego dnia, czyli tradycyjnie we czwartek, potrafił spenetrować zawartość kilkunastu chłopskich kieszeni.  Pretensję do Efraima Orlańskiego mogła mieć także inna lokatorka spod 6., Ruchla Dynersztejn, zawodowa potokarka i doliniarka. Niegdyś wezwał on na nią policjanta, gdy zbyt ciekawie zaglądała do jego kieszeni. Ja jednak stawiałbym mimo wszystko na Abrama Azję. To był zdolny młodzian. 

todt,org

Translate