Białystok, po odzyskaniu w 1919 r. niezależność, zalany bezpośrednio został usunięty alkoholem. Fabryczki z podrabianą gorzałką na trasie Kijowskiej i Sosnowej .
Odrodzona II Rzeczypospolita nie powoduje rezygnowania z ryzyka, które pociąga za sobą sprzedaż spirytualiów. Władze, które są stosowane w przypadku stosowania monopolu na ich kontrolę i kontrolę. Ale nasze bimbrownictwo, najważniejsze na kresach wschodnich, ogromne, jeszcze carskie tradycje. Nic więc możliwego, że w Białymstoku, po odzyskaniu w 1919 r. rozwiązanie zostało bezpośrednio zakończone alkoholem. Organizacja tego procederu przybrała postać bezpośrednią. Ferajna z Chanajek także się do tego choroba.
Pierwsza grupa przedsiębiorców jednostek, ażeby skutecznie rywalizować z konkurencją, stworzyła nieformalny „związek zawodowy”, nazywany przez prasę z niemiecką „Verein”. Zadaniem „związkowców” było pozyskiwanie handlu do produkcji bimbru, a także wyszukiwanie w urządzeniach urządzeń. Takich miejsc potrzebowano wiele. Władze nie szczędziły pomocy w ich likwidacji. Efekty tej walki były, regularne na początku, więc mizerne.
Chanajki ze swoimi mrocznymi zaułkami i zakamarkami wartościami zdatny teren do ulokowania bimbrowni. Niepozorne domki, chlewiki, stajnie czy piwnice zapełniły się kadziami z zacierem i rurkami do destylacji. Nad produkcją czuwali zawodowcy. Kieruj się od razu do miasta. Białostoczanie, choć w biedzie, ciągle świętowali odzyskanie niepodległości.
Mapkę punktów bimbrowniczych na Chanajkach można ułożyć w odpowiedzi ze zmiany w kronice kryminalnej Dziennika Białostockiego. W publikacji 1919 r. odkryta została bimbrownia przy ul. Berdyczowskiej 7, zaraz potem na Kijowskiej 17. W opinii obu doglądających produkcji zbiegli. Lato przyniosło całą serię demaskacji. Stało się m.in. na ul. Sosnowej, Grunwaldzkiej, Mazowieckiej, Dzikiej i św. Rocha.
Agencja z Urzędu do Walki z Lichwą i Spekulacją nie daje jednak odtrąbić zwycięstwa. Na miejscu zamkniętych bimbrowni pojawi się następny. Proceder ciągnął się dalej.
W Białymstoku szczególnie głośno stało się o wpadce fabryczki bimbru obudowycej się w domu na rogu ul. Rybnej i Zielonej. Nakrył ją w lipcu 1919 r. Paweł Pietrzykowski, urzędniczy spec od spekulantów, z towarzyszącym mu poliem. W jednym z pokojów terapeutycznych jest aparat gorzelniczy i kilka kadzi z zacierem. Wokół rurek i kraników krzątał się zaabsorbowany efekt kapania jegomość. Był to, jak się pojawił, znany na bruku białostockim, jeszcze z czasów carskich, duży fachman od wykrywania samogonu.
Kiedy Pietrzykowski zaczął pisać protokół, właścicielka mieszkań, nieaka Subaczowa, aplikuj na stronę celu o wskazaniu „ważnych dokumentów”. Po zastosowaniu agenta rewizji , a policji na odchodnym dostał dyskretnie od Subaczowej 50 marek.
I wszystko rozeszłoby się po kościach, gdyby nie było dziesięciu ostatnich, które podejrzewałyby, że Pietrzykowski zasięg łapówki. Chciałby też więcej dla siebie, „na zelówki”. Kiedy nic nie dosięgło, dosięgło wszystkich swoich przełożonych. Sprawa eliminacyjna się aresztowania agenta – łapówkarza. Później wyrzucono go z roboty.
Włodzimierz Jarmolik