Postaw mi kawę na buycoffee.to

Beczka strachu

 

    Tylko w Kronice Białostockiej Prof. Adam Cz. Dobroński prowadzi cykl historyczny : " Przeglądając szuflady " ( 15 )

    Popatrzmy najpierw na zdjęcie, które dostałem od Stanisława Bałdygi. Nie wiem, kto je wykonał, ale o ile pamiętam, to akcja działa się w Białymstoku. Kaskader ma na głowie popularną niegdyś pilotkę (w takiej chodziłem zimą do szkoły), ponadto białą koszulę (pewnie nonajron, czyli bez prasowania, zwana przez studentów dyżurną, bo czekała w szafie na kolejny egzamin), krawat, motocykl bez lampy i błotników. Jakiej marki? Na początku XX wieku, gdy w USA pojawiły się pierwsze „beczki śmierci”, były to smoki marki indiana 500. Musiały być niezawodne, niekoniecznie bardzo szybkie. W Polsce po wojnie używano także sojusznicze iże 49 i składaki  z sinikami junaka (słyszę w uszach stukot zaworów). Ktoś napisał, że w PRL wykorzystywano także motocykle wsk i shl. Nie będę się o nich wypowiadał, miałem od 1966 r. jawę 250 i trochę z góry patrzyłem na rodzime pyrkawki.

No, to przejdźmy do beczki strachu vel śmierci, byle nie mylić z beczką śmiechu. Była to konstrukcja z drewna, oczywiście składana, na kształt walca. Wysoka na 4-6 metrów, a na jej koronie było miejsce dla widzów, co zresztą można sprawdzić na załączonym zdjęciu. Szerokość  wynosiła cirka 10 metrów, więcej jeśli jeździło kilku ryzykantów. Całość spięta linami, z wąską bramką. W sumie  proste jak beczka.

Najważniejsi byli mistrzowie jazdy Najpierw wykonywali rundy po płaskim, a jak nabrali stosownej prędkości, to wjeżdżali na pionową ścianę. Jam historyk, więc nie wyjaśnię co trzeba zrobić, by jeździć po ścianie. Kodeks drogowy tego nie przewiduje. 

W Polsce owe dziwa pojawiły się w latach trzydziestych i zyskały popularność na odpustach, jarmarkach. W czasie okupacji obce władze zakazały marnowania benzyny, a motocykle zabrano na front. Po wojnie też nie było klimatu na fanaberie. więc beczki strachu pojawiły się i zyskały poklask dopiero na przełomie lat sześćdziesiątych oraz siedemdziesiątych, dotrwały do lat osiemdziesiątych, a jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych stanęła taka atrakcja w Warszawie. 

Było, minęło? Nieprawda, w bieżącym roku „Kurier Lubelski” doniósł, że w mieście nad Bystrzycą można przeżyć „strach, zapach spalin i igranie z grawitacją”. Można też w Internecie obejrzeć, jak w 2011 r. podczas monachijskiego święta piwa (Oktoberfest) krążyło wewnątrz beczki trzech motocyklistów. Byli dawniej i tacy, co podczas jazdy puszczali kierownicę, lub zawiązywali sobie oczy, a mistrz nad mistrzów miał przyczepione do motocykla boczne torby z lwem i owcą! Na jarmarkach zdarzało się, że motocyklista zabierał na siedzenie pasażera. Niby przypadkowego, a w rzeczywistości celowo w tym miejscu stojącego.  Stasio Bałdyga opowiadał mi także, że przed wojną w Białymstoku występował człowiek-pająk. Taki, co to chodził po ścianie domu i bynajmniej nie trzymał się liny. Chyba przy ul. Kilińskiego. Wątpię, czy utrwalono ten cud na zdjęciu. A może? Czekamy.

  

Adam Czesław Dobroński (adobron@tlen.pl)                                                              

Translate