Graliśmy w "nogę" w Zwierzyńcu, gdy przyszła drużyna medyczna z Fabryki Pluszu. Dziewczyny zawołały najmłodszego (łatwiej dźwigać nosze) i z późniejszej relacji dziewczyny opatrującej głowę "rannego" wyszło, że z "przerażeniem" zobaczyła, że to jej młodszy brat. Był to 1960 lub 61 rok.
Przed wojną w fabryce była żeńska straż pożarna, do której należała moja matka. Na początku wojny strażaczki pełniły dyżury na wieży na Rynku Siennym. Po wojnie fabryka miała własną zawodową straż pożarną, a w ramach pododdziałów samoobrony była też żeńska drużyna medyczna.
Moja mama pracowała w Pluszówce od szesnastego roku życia do emerytury. Reszta mojej rodziny tez miała jakieś epizody pracy w fabryce.
Oprócz mimowolnego udziału w tych ćwiczeniach byłem 6 razy na kolonii (oczywiście sami chłopcy), grzybobraniach, Dniach Dziecka, choinkach, należałem do biblioteki (wejście obok bramy) i jeszcze trochę zdarzeń.
Andrzej Banachowicz