Postaw mi kawę na buycoffee.to

Pora na zakupy

   1938 rok, a na maj wskazują piękne bzy w wazonach. Takie ponoć rosły tylko na białostockich podwórkach, mógł to zaświadczyć sam pan prezydent Kaczorowski, rodem z Mazowieckiej 7. Owszem, były bzy i w innych miastach, ale te białostockie zniewalały wonią i kolorami. Wystarczyło wziąć gałązkę takiego cuda przyrody i przejść się po Lipowej lub Sienkiewicza, a panny mdlały, nawet jeśli lico młokosa obsiadły krosty jak, nie przymierzając, pchły kundla podwórkowego.

  Ale wracajmy do sklepu typu uniwersalnego, bynajmniej jednak nie pospolitego. Te byle jakie oferowały "mydło i powidło", że o śledziach nie wspomnę. W tym zaś pryncypialnym, utrwalonym na zdjęciu, zadziwiał asortyment towarów. Gatunek najcięższy to garnki, rondle, czajniki, tarki (bez nich nie dałoby się zrobić kiszki ziemniaczanej), patelnia jak od Cygana i durszlak na liczną familię. Powidła owocowe stały w blaszanych baniaczkach obok bzów, mydło leżało na półkach razem z proszkami Radion i Lux. Z reklamy wynika, że Społem polecało nawet mydło benzynowe i najprawdziwiej oliwną oliwę.

  Przejdźmy do opisu jadła, bo mi już ślinka cieknie. Niestety, mało co można wypatrzyć przez historyczną lupę. Pewnie przed muchami (sezon się na nie właśnie zaczął) Pochowane bochenki chleba, a może i wyroby od rzeźnika i masło. W tej sytuacji na półkach królowały półlitrówki i litrówki (ćwiartki to nadawały się do apteki), "słupki zapałków", herbata "Trzy lilje" (pamięta ktoś z Państwa jej smak?), słoiczki, pudełeczka. 

  W szklanej gablotce wzrok maluczkich nęciły karmelki, obok czekał na mistrzynie wypieków cukier waniliowy. Nie mogło zabraknąć maggi do zup - z najprawdziwszych grzybów, jedna porcja na dwa talerze! Widać jeszcze stosik świec. A na ladzie stoi symbol uczciwego handlu - metalowa dwuszalkowa waga.

  A czego nie ma? Po pierwsze, tłoku, a po drugie, piwa swojskiej marki (sprzedaż spod lady?). Jak wypadało na sklep z marką, nie było pewnie i zeszytu do zapisywania dłużników, bo "na krechę" to sprzedawał obok starozakonny i tam ustawiała się kolejka klientów bez względu na nację i wyznanie. Waga też tam nie była konieczna, śledzie kupowano wszak na sztuki, jajka na pary, a większość na oko i pomiar ręczny.

Adam Czesław Dobroński 

Translate