Z Jerzem Klozą udajemy się na spacer po dawnej Jurowieckiej. Zbliżała się druga wojna światowa, Białystok tętnił życiem, Jurowiecka też. Za ozdobę ulicy uznać można murowany gmach Szkoły Powszechnej nr 8. W czasie przerw wypełniała się śmiechem uczniaków, podczas lekcji zapadała w klasach cisza z domieszką grozy, ale bez przesady. Po lewej stronie ulicy - idąc od Sienkiewicza - uwagę zwracała gręplarnia, po niej następowały jedna po drugiej kamienice, trafiały się małe fabryczki.
Przeważali w tym rejonie wyznawcy mojżeszowi. Ich posesje można nazwać bogatszymi, niektóre miały ten dodatkowy walor, że schodziły do Białej. Opowiadał o tym aptekarz Aron Kurycki.
Ulica jak na centrum miasta przystało posiadała bruk, ale tylko do torów, a dalej kopyta końskie mieszały piasek. Od czasu do czasu trafiał się także samochód. Jak zbliżała się sobota, to zaczynało się czyszczenie bruku. Nie wystarczyło zamieść miotłą "końskie bogactwo", trzeba było jeszcze szpikulcem wydłubać "toto" z rowków między kamieniami.Policjanci sprawdzali i stan chodników, tropiąc trawki rosnące między płytami. Po zamieceniu należało jeszcze użyć konewki, pamiętając o rynsztoku. Pan Jerzy nie wie, jakie zwyczaje panowały w kamienicach, ale w domu jego babci chodziło się za potrzebą do "sławojki", stojącej w kącie podwórza. A propos torów, to ten nad wiaduktem był niestety nawiedzany i przez samobójców.
Tak ułożony porządek runął za sprawą Hitlera i Stalina. Za "pierwszego Sowieta" na Jurowieckiej przybyło decybeli, zwłaszcza w czasie kampanii wyborczych. Popsuły się relacje sąsiedzkie, sądne dni przeżywali "wrogowie ludu", patrioci polscy, bogaci i bogobojni Żydzi. To jednak był wstęp do barbarzyństwa objawionego przez "nadludzi" spod znaku swastyki. Ulica Jurowiecka została włączona do getta, wysiedlono stąd chrześcijan, postawiono płot z bramą bliżej ul. Sienkiewicza. Rodzina Klozów przeniosła się wówczas na ulicę Piwną (M. Skłodowskiej-Curie). 16 sierpnia 1943 r. w getcie rozległy się strzały, w niebo wzbiły się dymy. Gestapo rozpoczęło likwidację "zamkniętego miasta". Jak się wieść o tym rozniosła, także Jerzy Kloza przybiegł ku dobrze sobie znanej okolicy. Widział posuwający się tłum nieszczęśników pędzonych w kierunku torów. Zapamiętał scenę, kiedy Niemiec bił kijem po rękach Żydów, którzy nieśli jakieś pakunki. Starsza kobieta, płacząc rzuciła garnek z bigosem. Wysypały się z niego cenności, nie były już potrzebne pędzonym na zagładę. Wejdźmy choć na moment do "ósemki". Szkoda, że nie odżyła jej legenda. Najpierw trzeba wyjaśnić, że właśnie koło Szkoły Powszechnej nr 8 dochodziła do Jurowieckiej obecna ulica Malmeda, wówczas Kupiecka. W pobliżu znajdowały się sklepiki z łakociami. Wejście do gmachu było w ścianie szczytowej. Z długiego korytarza brać uczniowska rozbiegała się do swoich klas.Drewniane podłogi nasączano czarnym paskudztwem, by wszechobecny pył nie mógł unosić się w powietrzu. Zimą pan Juchniewicz palił w piecach kaflowych, a jego żona gotowała kawę zbożową dla uczniów. Najbiedniejsi mogli liczyć na pajdkę chleba ze smalcem.
Niektórzy mieli spory kawałek drogi do szkoły, bo dochodzili nawet z Wygody. Przeważała jednak młodzież z pobliskich ulic: Fabrycznej, Ciepłej, Nowogródzkiej, Mazurskiej, Topolowej, Smolnej, Górnej, Chmielnej, Wąskiej i Poleskiej.
Adam Czesław Dobroński