Dostałem od mamy na urodziny. Nie pamiętam które, choć to były jedne z pierwszych.
Może ze trzy domy dalej w kierunku ulicy Cieszyńskiej, był niewielki sklepik, gdzie pani sprzedawała przepyszne ciastka tortowe po 2 złote. Bardzo mi smakowały. Skoro dostałem te 2 złote, to chciałem je natychmiast wykorzystać. Wyprosiłem mamę, żeby puściła mnie do sklepiku.
Do tego momentu, nie wolno mi było samemu z podwórza się ruszać poza bramę.
Mama dała się przekonać i rozradowany wyparzyłem czym prędzej z domu. Biegnąc przez podwórze, podskakując z radości, potknąłem się o coś i przewracając się, rozerwałem papierkowy banknot, dokładnie na dwie połowy.
Wstałem, " rozmienione pieniądze " ukryłem pod kamieniem, wyszedłem za bramę, odstałem w niewidocznym dla mamy miejscu czas, jaki przewidywałem na dojście do sklepiku i powrót. Niepyszny przyszedłem do domu, siadłem na kanapie i skonsumowałem w wyobraźni moje pierwsze, zakupione samodzielnie ciastko, obchodząc się jego smakiem.
Nagle usłyszałem pukanie do drzwi. Pobiegłem otworzyć. U progu stała ciocia, która zwróciła się do mnie tymi słowy:
- Dzisiaj Tadziu so twoje urodziny. Na tu dwa złotych i kup coś sobie sam. Już ty duży chłopiec. Zgadnijcie, co sobie kupiłem? Ale dopiero na następny dzień ... by nie wzbudzić u mamy podejrzenia, że jestem łakomczuch.
Tadeusz Wrona