Postaw mi kawę na buycoffee.to

Papierkowe dwa złote

   Dostałem od mamy na urodziny. Nie pamiętam które, choć to były jedne z pierwszych.

Może ze trzy domy dalej w kierunku ulicy Cieszyńskiej, był niewielki sklepik, gdzie pani sprzedawała przepyszne ciastka tortowe po 2 złote. Bardzo mi smakowały. Skoro dostałem te 2 złote, to chciałem je natychmiast wykorzystać. Wyprosiłem mamę, żeby puściła mnie do sklepiku.

   Do tego momentu, nie wolno mi było samemu z podwórza się ruszać poza bramę.

Mama dała się przekonać i rozradowany wyparzyłem czym prędzej z domu. Biegnąc przez podwórze, podskakując z radości, potknąłem się o coś i przewracając się, rozerwałem papierkowy banknot, dokładnie na dwie połowy.

   Wstałem, " rozmienione pieniądze " ukryłem pod kamieniem, wyszedłem za bramę, odstałem w niewidocznym dla mamy miejscu czas, jaki przewidywałem na dojście do sklepiku i powrót. Niepyszny przyszedłem do domu, siadłem na kanapie i skonsumowałem w wyobraźni moje pierwsze, zakupione samodzielnie ciastko, obchodząc się jego smakiem.

Nagle usłyszałem pukanie do drzwi. Pobiegłem otworzyć. U progu stała ciocia, która zwróciła się do mnie tymi słowy:

  - Dzisiaj Tadziu so twoje urodziny. Na tu dwa złotych i kup coś sobie sam. Już ty duży chłopiec. Zgadnijcie, co sobie kupiłem? Ale dopiero na następny dzień ... by nie wzbudzić u mamy podejrzenia, że jestem łakomczuch.


Tadeusz Wrona 

Dla następnych pokoleń

    W latach pięćdziesiątych, kamienica nasza nie miała żadnych sanitariatów poza dwiema " sławojkami " na podwórzu.

W jednym z trzech mieszkań na parterze sąsiadka która w nim mieszkała, by nie przeziębić się w okresie jesienno - zimowym, zorganizowała sobie gustowne wiaderko z dekielkiem, ustawiła w sieni pod drzwiami swojego mieszkania w miejscu przy maskowanym nieco schodowym, ażurowym biegiem i załatwiała swoje intymne potrzeby. 

   Przed wiadomymi zapachami z wiaderka chronił, muszę przyznać dość skutecznie, wspomniany dekielek. Ale ta pani była dobrze wychowana i bardzo komunikatywna i swoje posiedzenie na wiaderku, bywało że zdradzała. Wchodził do sieni, powiedzmy, że mój Tata i dawało się słyszeć znad wiaderka : - Dzień dobry panie Zygmuncie!. Bardzo to musiało Ojca irytować, bo gdy już wszedł do mieszkania, to często zastanawiali się z Mamą, czy wreszcie znajdzie się ktoś z sąsiadów, kto tą przemiłą sąsiadkę odwiedzie od przesadnie okazywanych grzeczności.

   Nam - dzieciakom specjalnie to nie przeszkadzało. Bywało jednak, że po jakichś uwagach pod naszym adresem z jej strony, ktoś przez zwyczajną dziecięcą nieuwagę wiaderko przewrócił i trzeba było wylaną zawartość wiaderka posprzątać.

   W mieszkaniu vis a vis tej pani, mieszkało małżeństwo cyrkowców, cyrku " Warszawa ". Mieli oni dwie córeczki, którymi opiekowała się mieszkająca z nimi babcia. Pan- cyrkowiec był akrobatą - pani, nie wiem. Często, po sezonie, kiedy już zjechali oboje państwo na odpoczynek sąsiad przywdziewał małpi przyodziewek i dawał nam pokazy swojej niezwykłej sprawności, skacząc po konarach rosnącego na podwórzu drzewa wprawiając nas w zachwyt. Piękne to były dla nas chwile. 

   A w letnie, ciepłe wieczory, po całodziennych zabawach, umyci i przebrani już do snu, wychodziliśmy jeszcze na chwilkę, siadaliśmy na kamiennych schodkach by wsłuchiwać się w muzykę wygrywaną na akordeonie przez syna sąsiadów, płynącą z otwartego okna jego pokoju w sąsiednim domku, która mieszała się z zapachami naszego ogrodu.

  Po latach pytałem swoich Siostrzyczek, które to kwiaty tak pięknie pachniały? Obie jednocześnie odpowiedziały, że to była maciejka.


Tadeusz Wrona

Translate