W 1982 roku zespół Budgie przyjechał do polski na obejmującą 15 koncertów trasę. Ku wielkiemu zdziwieniu członków zespołu okazało się, że Budgie jest w Polsce zespołem ogromnie popularnym.
13 sierpnia w piątek mieli zagrać ostatni koncert na stadionie w Białymstoku, który został jednak odwołany.
Już dojście do bramy stadionu i ogromny niekontrolowany ścisk oznaczał, że coś się wydarzy. Grupa osób, która dotarła do samej bramy zorientowała się, że nikt nie sprawdza biletów i ta informacja w mig się rozeszła. Ludzie rzucili się na ogrodzenie i zaczęli je forsować. Gdy biegiem dotarło się na trybuny, by zająć jak najlepsze miejsce, one praktycznie były już pozajmowane. Nie pozostawało nic innego jak zając górne trybuny, które jeszcze nie były szczelnie wypełnione.
Widok, który roztaczał się na murawie: trochę kolorowych desek ze starej sceny cyrkowej, po bokach dwa podwyższenia i namiot wojskowy zapowiadał kolejne kłopoty.
Wszyscy siedzący na trybunach zastanawiali się co dalej. wreszcie po godzinie, a może i dłużej przez megafony ogłoszono komunikat, że koncert się nie odbędzie. Zirytowany tłum zaczął strasznie wyć i powoli wszyscy zawiedzeni zaczęli opuszczać stadion.
Zespół Budgie był pod stadionem, a gitarzysta basowy Burke Shelley wyszedł z autokaru pomachał ludziom i wsiadł z powrotem. Podobno lokalny promotor nie był w stanie spełnić warunków umowy. Po przedyskutowaniu sprawy z zespołem Greg Kuczyński promotor polskiej trasy odwołał ten występ.
John Thomas gitarzysta zespołu, tak po latach mówił co się stało w Białymstoku:
„W mieście wybuchły zamieszki. mieliśmy zagrać na wielkim, rozległym polu – stadionie piłkarskim, na którym nie było nic oprócz zaimprowizowanej sceny, zbudowanej ze skrzynek po pomarańczach. Nie było też prądu. Ciężarówka nie mogła stamtąd wyjechać, bo utknęła. Nikt nie wiedział, co się dzieje, poza tym, że mamy grać w tym szczerym polu, bez żadnych barierek i innych zabezpieczeń. Nie było nawet możliwości podłączenia sprzętu, bo było to zbyt niebezpieczne. Pan burmistrz się wściekał, bo w mieście doszło do zamieszek. gdyby mógł, to by nas chyba zastrzelił. Organizator nie dopełnił żadnych warunków, totalny chaos. Czuliśmy, że właśnie zawiedliśmy naszych fanów, ale nawet gdybyśmy spróbowali ten koncert jednak zagrać, komuś mogłaby stać się krzywda”
Barbara Sarnacka