To pewnie jedna z ostatnich tajemnic białostockiego getta. Zacznijmy od początku. Widoczny na zdjęciu dom stał przy ulicy Górnej 15. Właściwie była to uliczka między Nowogródzką a Poleską, równoległa do Ciepłej, Chmielnej i Smolnej. Cały ten kwartał zwano Markową Górą, po sąsiedzku zaś, zaraz za torami carskiej kolei Białystok - Baranowicze, znajdowała się Brazylka.
W drewniaku z ogródkiem i studnią (ważne!) mieszkali państwo Sokołowscy; Jan był policjantem, a więc figurą ważną i dobrze sytuowaną. Za sprawą niemieckich okupantów późnym latem 1941 roku wysiedlono stąd ludność chrześcijańską, bo Markowa Góra została włączona do getta. Nie dowiemy się już chyba - obym się mylił - jakie rodziny pędziły przy Górnej 5 (Ochsengasse) dramatycznie ciężki żywot. Wiadomo natomiast, że w 1954 roku zamieszkała w domu teściów pani Eugenia Sokołowska. Notabene i ona nie miała łatwego życia, jako żona syna sanacyjnego policjanta.
"Kiedy wprowadziłam się tam - wspomina pani Eugenia - dom teściów był pusty, w oknach brakowało szyb i tylko pluskwy miały się dobrze. Atakowały nawet w łóżeczku naszą córeczkę. Wiosną 1956 r. postanowiliśmy więc zrobić remont. Mąż dom obił papą, a całe mieszkanie spryskaliśmy popularnym wówczas azotoksem. W jednym z pokoi stał piec kaflowy, a pod drzwiczkami zwracała uwagę pomalowana na brązowo, przybita do podłogi blacha. Poprosiłam męża, aby ją wymienił, bo poszarpane krawędzie przeszkadzały w zmywaniu podłogi. Kiedy ten obcęgami wyrywał blachę, przestraszył się i krzyknął do teściowej: Mamo, patrz, tam w podłodze jest dziura. Wtedy wbiegłam i ja do pokoju.
Przy piecu zobaczyłam kwadratowy otwór wielkości mniej więcej poduszki. Wewnątrz było widać abażur z żarówką, jakich się używało przed wojną w kuchni, a obok leżała szmata.
Mąż był szczupły, udało mu się wejść przez otwór i wtedy wyjaśniło się, że to była kryjówka ciągnąca się pod całym pokojem. Materiał zaś, który wydał mi się szmatą, okazał się czarną spódnicą w zielone wzory. Wyrzuciliśmy je ostrożnie na śmietnik, strach było dotykać, baliśmy się robactwa. Mąż doszedł do wniosku, że kryjówka dlatego była pod pokojem szczytowym , bo kilka metrów dalej znajdowała się studnia i pewnie do niej prowadził mały tunel. Dopiero wtedy dowiedziałam się, że dom należał do getta, potem przeczytaliśmy o tym w książce, a i sąsiedzi potwierdzali. Kryjówka była na tyle wysoka, że można było w niej stać. Mąż zabił dziurę blachą i tak mieszkaliśmy tam do początków lat 70., kiedy cały ten teren zajęły bloki".
Tyle opowieści pani E. Sokołowskiej, a zdjęcie przedstawia dom z kryjówką na rok przed wyburzeniem. Pytań ciśnie się wiele. Tajne pomieszczenie nie zostało zniszczone, ale czy ukrywający się mieszkali w nim po sierpniu 1943 roku? Wiemy, że mimo odcięcia wody i światła, mimo licznych patroli niemieckich, na terenach getta przetrwało kilku (może kilkunastu) umęczonych Żydów, aż do wejścia wojsk radzieckich w końcu lipca 1944 roku.
Czy i przy Górnej 15? Mało to prawdopodobne, ale niewykluczone. Może jeszcze uda się uzupełnić historię kryjówki, która przetrwała niemal 30 lat po wojnie.
Adam Czesław Dobroński