Postaw mi kawę na buycoffee.to

Emocje. Inne oblicze białostockiego sportu

    Złote karty białostockiego sportu. Co oczywiste, każde zawody wywołują niezwykłe emocje, ale gdy one zaczynają grać główną rolę, to o szlachetnej rywalizacji, sprawdzaniu własnych możliwości czy wyniku szybko się zapomina.

  Inauguracja ligowych walk bokserskich w Białymstoku 7 lutego 1932 roku już na starcie zapisała się skandalicznym wydarzeniem. Turniej przebiegał spokojnie aż do walki w wadze lekkiej, do której stanęli reprezentujący Jagiellonię Rozenblum i bokser Żydowskiego Klubu Sportowego Kobryński. W ringu sędziował wspominany już Gorączko.

  Walka była dynamiczna. Jej ton nadawał Kobryński. Był jednak słabiej wyszkolony od przeciwnika, wobec czego postanowił zastosować starą metodę, że najlepszą obroną jest atak. W jego wykonaniu strategia ta "przypominała raczej skradanie się koło, lub też pląs taneczny plemion afrykańskich - aniżeli walkę prowadzoną przy pomocy systemu przemyślnych środków technicznych i faktycznych". Na jego tle Rozenblum walczył "inteligentnie, spokojnie dysponując niezawodnym narzędziem obrony, lub też niebezpiecznego natarcia".

  Publiczność nieobeznana w zasadach walki była wyraźnie po stronie Kobryńskiego. Dodatkowych emocji całego turnieju dostarczała konfrontacja jagiellońsko - żydowska. Nic więc dziwnego, że gdy Gorączko ogłosił jednogłośne zwycięstwo Rozenbluma, to pod swoim adresem usłyszał dolatujące wyzwiska i wrzaski: "hańba", "precz z nim".

  Za chwilę część publiczności zaczęła wznosić okrzyki: "niech żyje sport żydowski". Jednym słowem boks stał się jedynie pretekstem do eksponowania innych, pozasportowych emocji. Udzieliły się też one kierownictwu ŻKS-u, które postanowiło na znak protestu wycofać swoich zawodników z dalszych rozgrywek.

 

    Zajście to komentowano szeroko, pisząc że "w boksie, tym najbardziej bojowym może sporcie, psychiczny udział widzów w walce zawodników, jest bardzo intensywny. Trzeba też dlatego dużego opanowania siebie i wyrobienia sportowego kierownika sekcji bokserskiej, ażeby przez zły przykład nie wprowadzał w sferę wzruszeń sportowych podnieconej publiczności czynnika anarchii".

  Emocje publiczności często przenoszą się poza sportowe areny. Niestety ten naganny obyczaj i dziś nie jest nam obcy. Tak było też w Białymstoku w kwietniu 1924 roku, gdy po, jak to wówczas pisano, "matschu footballowym", który rozgrywano na boisku 42 pułku piechoty przy ulicy Traugutta "na powracających widzów napadli ulicznicy z Wygody i obrzucili ich kamieniami, raniąc parę osób dotkliwie".

  Miłośnicy piłki nożnej skarżyli się, że nie był to odosobniony incydent. Bywało też, że obiektem nienawiści byli sami sportowcy. W czerwcu 1931 roku do Grodna na mecz piłkarski z tamtejszym Kraftem wyjechała drużyna białostockiego ŻKS-u. Białostoczanie wygrali, czym narazili się miejscowej publiczności. Gdy po meczu piłkarze wsiedli do autobusu, którym mieli odjechać do Białegostoku, to wówczas "rozwydrzona grupa wyrostków z pośród publiczności obrzuciła auto kamieniami, tłukąc dwie szyby i raniąc szofera".

  Wracajmy jednak do boksu. Dramatyczne wydarzenia nie były tylko domeną kibiców. To, co zdarzyło się w grudniu 1932 roku wstrząsnęło całym Białymstokiem. Białostocki Związek Bokserski w dniach 16-18 grudnia organizował mistrzostwa okręgu.

  "Zawody zapowiadały się bardzo ciekawie ze względu na udział wszystkich czołowych zawodników naszego okręgu". Ustalono, że walki będą trwały przez dwie trzyminutowe rundy i rozstrzygającą trzecią czterominutową. Odbywały się w sali Ośrodka Wychowania Fizycznego, czyli w świeżo wybudowanej szkole powszechnej nr 1 (obecnie gmach III LO).

  W drugim dniu turnieju wydarzyła się tragedia. Jedną z walk, która rozgrzała całą widownię stoczyli niejaki Brzeziński i reprezentujący Łapy Czesław Zdanowicz. Brzeziński wygrał, a pokonany Zdanowicz po zejściu z ringu, idąc korytarzem do szatni nagle stracił przytomność. Obecny na sali lekarz polecił natychmiast przewieźć go do pobliskiego szpitala żydowskiego.

  Niestety Zdanowicz nie odzyskawszy przytomności zmarł. Za wstępną przyczynę zgonu uznano, że bokser "był chory na wątrobę i nie powinien był stawać na ringu".

  Wiadomość o tym wypadku wywołała "tumult wśród obecnych na sali widzów". Twierdzono, że Zdanowicz otrzymał nieprzepisowe ciosy. Zaprzeczali temu gwałtownie sędziowie oraz "obecni na widowni podczas walk wyżsi oficerowie i przedstawiciele władz". Pomimo ich zdecydowanej postawy awantura trwała. Turniej przerwano i poproszono o interwencję policji, która przywróciła spokój.

  W sprawie śmierci Zdanowicza rozpoczęło się śledztwo, a Brzezińskiego zatrzymano w areszcie do wyjaśnienia sprawy. Aby opanować emocje i ukrócić spekulacje jeszcze tej samej nocy w szpitalu żydowskim przeprowadzono sekcję zwłok. Wzięli w niej udział aż trzej lekarze, felczer i sędzia śledczy. W jej wyniku wykluczono jakiekolwiek choroby i uznano że przyczyną śmierci był "uraz znajdującego się w górnej części brzucha splotu słonecznego". W świadectwie zgonu zapisano: "zabójstwo na skutek urazu w walce bokserskiej". Sędzia śledczy wobec powyższego uznał, że śmierć nastąpiła na skutek nieszczęśliwego wypadku i zwolnił Brzezińskiego z aresztu.

  20 grudnia 1932 roku ze szpitala na dworzec Poleski wyruszył kondukt pogrzebowy. Na jego czele szła orkiestra kolejarska z Łap, a za nią "rodzina zmarłego, przedstawiciele organizacji sportowych i liczne grono sportowców". Trumnę przewieziono do Nowej Wilejki, skąd Zdanowicz pochodził.

  Ale i tak pomimo tych dramatycznych wydarzeń boks zawładnął wyobraźnią białostoczan. Ośrodek Wychowania Fizycznego w sali przy Pałacowej 2 organizował wobec tego "kursy bokserskie dla początkujących". W poniedziałki i w czwartki od godziny 21 adepci zgłębiali tajniki walki. 


Andrzej Lechowski 

Historia białostockiego sportu. Okiem przedwojennego kibica

  Walka bokserska to może być dramat w trzech aktach. Może właśnie dlatego pierwsze białostockie turnieje bokserskie rozgrywano w teatrze Palace.

Walka bokserska to może być dramat w trzech aktach. Może właśnie dlatego pierwsze białostockie turnieje bokserskie rozgrywano w teatrze Palace. Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego

Przedwojenny Białystok mógł się pochwalić wynikami w sporcie. Lekkoatleci, kolarze, szachiści czy pięściarze to była nasza chluba. Pierwsze walki bokserskie odbyły się w naszym mieście w niedzielę 15 listopada 1931 roku.

Reklama

  No i mamy kolejne mistrzostwa świata z medalowymi nadziejami Polaków. Kamil Stoch, jak nie zdobędzie tytułu mistrzowskiego, sprawi zawód, ale Justyna Kowalczyk, jak stanie na medalowym podium po raz kolejny, zostanie bohaterką.

  Sport nieodmiennie wywołuje w nas emocje. Nie jest ważne, czy na co dzień śledzimy tabele, wyniki, analizujemy składy drużyn. Ważne jest, gdy Nasi walczą i wygrywają. To przedziwna sytuacja, gdy utożsamiamy się w małyszo -stochomanii ze skoczkami narciarskimi. Przecież nikt z nas nawet na pupie nie zjechał z rozbiegu narciarskiej skoczni, ale gdy widzimy Kamila, to czujemy jakbyśmy to my lecieli i klasycznym Telemarkiem przypieczętowywali zwycięstwo.

  To właśnie cała magia sportu. Białostoczanie poddawali się jej wielokrotnie. Sam pamiętam, gdy przez Białystok trzykrotnie w 1967, 1968 i w 1975 roku przejeżdżali uczestnicy rajdu Monte Carlo. Tak, tak, to wcale nie żart, tylko ówczesna organizacja tej legendarnej imprezy, która była wtedy gwieździstym zlotem automobilistów z całej Europy, aby w Monte Carlo rozegrać finał.

  Start białostocko- warszawskiego etapu odbywał się na ulicy Lenina (obecnie Branickiego). Włodzimierz Ilicz i Monte Carlo? To już było sensacyjne. Jeszcze bardziej sensacyjne było to, że tłumy białostoczan, które marzyły co najwyżej o dwusuwach marki Syrenka, a w latach 70. XX wieku o licencyjnych Fiatach, z podziwu godnym znawstwem patrzyli na oblepione kolorowymi napisami maszyny śmiałków, którzy w styczniową noc wyruszali gdzieś tam hen, hen do mitycznej stolicy księstwa Monaco.

  Ale i sam Białystok miał się czym pochwalić. O motorowych sportach to może jeszcze kiedyś napiszę, ale przedwojenni lekkoatleci, kolarze czy szachiści, to była nasza chluba. Jedną z dyscyplin, która wywołuje i dziś spore emocje jest boks. Jak pisze historyk białostockiego sportu Jerzy Górko, pierwsze walki bokserskie w Białymstoku, które odbyły się na zgodnym z przepisami ringu, rozegrano w naszym mieście w niedzielę 15 listopada 1931 roku.

  Organizatorem tej imprezy był Okręgowy Ośrodek Wychowania Fizycznego, który "dużym nakładem kosztów" w teatrze Palace wybudował ring. Turniej rozpoczynał się o godzinie 13.30. Z zapowiedzianych w nim "10 par zawodników polskich i żydowskich" ostatecznie wystartowało 9 par.

  Zanim walki rozpoczęły się, to komendant Ośrodka, Gorączko (jak na emocje sportowe nazwisko wyśmienite) "zaznajomił pokrótce widzów z boksem i systemem zaprawy". Ta zaprawa to zapewne trening, a nie sposób na przeciwnika, choć i to drugie brzmiałoby ekscytująco.

  Gdy wreszcie rozpoczęły się walki, publiczność oszalała. Już w drugiej walce, gdy w wadze koguciej zmierzyli się ułan z 10 pułku ułanów Dawidowicz ze strzelcem z 42 pułku piechoty Jankowskim, emocje zawładnęły salą. "Większą agresywność przez cały czas wykazywał Dawidowicz", ale został przez sędziego zdyskwalifikowany, co publiczność przyjęła z niezadowoleniem. Sukces pierwszego turnieju był pełen. Gorączko zapowiedział więc, że w kolejną niedzielę odbędzie się mecz Białystok - Wilno.

  Komentowano to zbliżające się wydarzenie, że "jesteśmy w przededniu nowego w Białymstoku sportu i to sportu niezmiernie ważnego w naszym kraju, albowiem stającego się niemal sportem czołowym".

  Ozdobą zbliżającego się międzymiastowego turnieju, który ponownie miał odbyć się w Palace, był zapowiedziany udział boksera wagi średniej "słynnego Pilnika z Wileńskiego Klubu Sportowego".

  Nastroje wśród białostockich kibiców były umiarkowane. Stwierdzano obiektywnie, że "wynik tego spotkania jest chyba przesądzony. Wilno uprawia sport pięściarski od 5-ciu lat - Białystok od 4 miesięcy".

  No i stało się tak jak przewidywano. Wilno wygrało 12:2. Ale bohaterem tego niedzielnego meczu i tak był białostocki bokser Jastrzębski, który "zwyciężył po emocjonującej walce Bujaka" i zdobył jedyne dla reprezentacji Białegostoku punkty. Pilnik nie miał szansy zaprezentowania siły swojego ciosu, gdyż jego przeciwnik ze względu na nadwagę nie został dopuszczony do walki. Mimo niekorzystnego wyniku i dwóch nokautów uważano, że "pierwszy występ bokserów białostockich w zawodach międzymiastowych, a drugi w ogóle na ringu uważać należy za udany. Białostoczanie prezentowali się dobrze i są dobrym materiałem na bokserów".

  Rosnąca popularność boksu zdopingowała Gorączkę do dalszej działalności. W piątek 15 stycznia 1932 roku do siedziby Okręgowego Ośrodka Wychowania Fizycznego zaprosił przedstawicieli miejscowych klubów, w których trenowali bokserzy. Stawili się delegaci: Strzelca, Plutonu Żandarmerii, Żydowskiego Klubu Sportowego, Sparty, Ogniska i Makabi. Było to założycielskie zebranie Okręgowego Związku Bokserskiego, który swoją działalnością objął całe województwo białostockie.

  Najważniejszą sprawą, którą założyciele ustalili, było rozpoczęcie rozgrywek międzyklubowych, czyli powstanie okręgowej ligi bokserskiej. Rozgrywki ruszyły 7 lutego 1932 roku.

  W mieście pojawiły się afisze zapowiadające, że "w niedzielę w teatrze Palace odbędą się mistrzostwa okręgowe w boksie. Ceny biletów od 2 złotych do 50 gr". Zmierzyć się miały Jagiellonia z Żydowskim Klubem Sportowym. Zapowiedziano też start kilku zawodników Makabi. Wszystkie walki sędziować miał Gorączko.

  Ale prawdziwe emocje wywołać miał, przypuszczam, że i dziś byłyby nie mniejsze, międzymiastowy mecz Białystok - Łomża. Odbył się 21 lutego 1932 roku. Oczywiście w Palace. Szczęśliwie dla obu stron, chodzi mi w tym przypadku o współczesność, wyniku nie udało mi się znaleźć.

  O dalszych bokserskich wyczynach napiszę za tydzień, a dla złagodzenia obyczaju zapraszam w niedzielę do ratusza na kolejny koncert z historią.


Andrzej Lechowski

Ulica Marmurowa 9 - Rodzina Zasztowt


  Po raz pierwszy udało się uchwycić rys w źródłach historycznych adresu obejmujący dopiero  1918 r. 

  18 lipca tego roku, we wciąż okupowanym przez Niemców Białymstoku, liczący 38 lat Mieczysław  Malinowski stanął na ślubnym kobiercu w kościele farnym i zawarł związek małżeński z młodszą od siebie o prawie dekadę Zofią Zasztowt. Świadkami proszonymi do ślubu byli starszy brat Zygmunt Malinowski i Józef Mroczek.

  Zofia była urodzoną około 1889 r. córką szlachcica Mariana Zasztowta h. Ostoja i Józefy z Jedlińskich

  Jedlińscy wywodzili się z Białegostoku, gdzie ojciec Józefy, Jan Jedliński, posiadał własną nieruchomość przy ul. Zamiejskiej (później przy ul. Stołecznej) Po nim dziedziczyła Józefa z siostrami, ale w 1894 r. z powodu zadłużenia majątek zlicytowano. 

  Wykupił go brat Józefy, Michał, a dopiero w 1909 r. odkupił Marian Zasztowt, mąż Józefy .Po tej dacie powstał–zachowany do dziś niewielki murowany dom przy ul. Marmurowej, gdzie Zofia mieszkała z rodzicami. 

  Dzięki ocalałemu w prywatnych zbiorach zdjęciu Zosi Zasztowt wiemy, że od 1900 r. uczyła się w otwartym ledwie trzy lata wcześniej żeńskim gimnazjum Mikołajewsko-Aleksandrowskim, działającym w tym czasie jeszcze przy ul. Polnej w miejskim domu (dziś ul. Ludwika Waryńskiego 8). 

  Jej bratem był Henryk Zasztowt, z wykształcenia inżynier, pracujący od 1924 r. jako mierniczy przysięgły .


 Jednocześnie zasiadał w radzie nadzorczej Społecznego Banku Spółdzielczego w Białymstoku, której prezesem był jego szwagier inż. Mieczysław Malinowski.


Wiesław  Wróbel

Translate