Postaw mi kawę na buycoffee.to

Jankiel Geller, wielki miłośnik cudzej biżuterii

    Handlarz żelastwem często odwiedzał sklepy jubilerskie. Stał się dobrym celem dla uważnych złodziei. Zdawałoby się, że ambitnym, przedwojennym złodziejom imponowały przede wszystkim zasoby bankowych sejfów. Wystarczy poprzyglądać się wyczynom kasiarzy warszawskich ze Stanisławem Cichockim - Szpicbródką na czele. 

  W bankach białostockich tamtego czasu, do których zaglądali miejscowi i przyjezdni kasoerzy trafiały się jednak zwykle mizerne łupy. Znacznie bardziej opłacało się polować na wyłożone w witrynach sklepów jubilerskich złote pierścionki, broszki i bransolety. Takich punktów zegarmistrzowsko-jubilerskich w naszym mieście było całkiem sporo. Wymieńmy choćby sklepy Gutmana i Segałowicza przy ul. Lipowej czy Zyskina i Zyskowicza, prosperujące przy ul. Sienkiewicza. Właśnie Jankiel Geller, charakterny złodziej z Chanajek, zamieszkały przy ul. Stołecznej 9, upodobał sobie ich cenny towar.

  Na złodziejską ścieżkę Geller wstąpił jeszcze jako małolat. W drugiej połowie lat 20., po praktyce w okradaniu podkościelnych żebraków i wyrywaniu torebek z rąk samotnie spacerujących kobiet, wyrósł na asa sklepowych i mieszkaniowych skoków. Praktykę przeplatał z wiedzą teoretyczną, nabywaną od starszych włamywaczy, z którymi miał okazję zaznajomić się podczas pierwszych, więziennych odsiadek. Już wtedy zorientował się, że najlepszy kusz (łup) to biżuteria, drogie zegarki i złote monety. Trzeba mieć tylko dobrego i niezbyt pazernego pasera.

  W maju 1927 r. dokonane zostało zuchwałe włamanie do mieszkania Chaima Szpiro przy ul. Kupieckiej. Sprawcy dobrze wybrali swoją ofiarę. Ów handlarz żelastwem znany był z częstych odwiedzin magazynów jubilerskich. Nagromadzone przez niego złoto zniknęło. Zawiadomiona policja rozpoczęła przeszukiwania u znanych w mieście specjalistów od łomu i wytrycha. 

  Nie ominęło to oczywiście i Jankiela Gellera, który w kartotece Ekspozytury Urzędu Śledczego figurował jako wytrawny klawisznik (złodziej posługujący się podrobionymi kluczami i wytrychami), a do tego miał zamiłowanie do drogich świecidełek. Geller został aresztowany, ale na jego udział w robocie na Kupieckiej nie było wystarczająco pewnych dowodów.

  Zanim jednak złodziej ze Stołecznej opuścił areszt, zdarzyła się mu duża przykrość. Razem z nim w celi siedział m.in. Jan Bakun, również zatrzymany w związku ze skokiem na mieszkanie Chaima Szpiro z ul. Kupieckiej. Ten przyznał się w zaufaniu Gellerowi, do którego z szacunkiem odnosili się inni więźniowie, że ma zaszyte w marynarce złote dwudziestodolarówki. Policja podczas rewizji jakoś ich nie znalazła. Geller, po wysłuchaniu tych zwierzeń postanowił uwolnić Bakuna od jego skarbu. Niestety na tej operacji dał się przyłapać. Kradzież marynarki okazała się trudniejsza niż sforsowanie drzwi w upatrzonym lokalu. Geller stracił za kratkami dodatkowe cztery miesiące. 

  Przez następne lata różnie układały się losy Jankiela Gellera. Pewne jednak, że w swoich złodziejskich szacunkach nadal stawiał na biżuterię. W 1936 r. wybrał się, zwyczajem wszystkich, zawodowych białostockich włamywaczy na kresy II RP. Odwiedził Brześć, Baranowicze i Słonim. W tym ostatnim miał farta. W małym zakładzie jubilerskim trafiły mu się w ręce złoty zegarek z masywną bransoletą, dwa pierścionki z kamykami, kilka broszek i wisiorków. 

  Po powrocie do Białegostoku zamelinował zdobycz w zakamarkach swego mieszkania przy ul. Stołecznej. Szukał pasera. Agenci kryminalni z Wydziału Śledczego przy ul. Warszawskiej 6 jednak czuwali. Dostrzegli nieobecnego od dłuższego czasu w mieście Gellera i natychmiast przeprowadzili u niego rewizję.  

  Trafione w Słonimie fanty znalazły się w policyjnym sejfie, zaś Jankiel ponownie trafił do więzienia przy Szosie Baranowickiej. Tym razem na dwa lata.    

  Kiedy w lipcu 1937 r. okradziony został sklep jubilerski Mełacha Zyskowicza przy ul. Sienkiewicza 3, Jankiel Geller miał murowane alibi.

Włodzimierz Jarmolik

Dom Janikowskich

    Warto zwrócić uwagę na widoczny po prawej parterowy dom. Chciałbym przedstawić historię tego budynku. Działka do lat 90. XIX w. należała do przedstawiciela starej białostockiej rodziny mieszczańskiej Linowskich, którzy już w czasach Branickich posiadali własny dom przy ul. Kupieckiej (dziś ul. Malmeda).     

  W 1896 r. pas ziemi przy drodze wiodącej do wsi Białostoczek, czyli późniejszej ul. Artyleryjskiej, należał do Michała Linowskiego (otrzymał ją w spadku po ojcu Józefie). Ogród ten był od  jakiegoś czasu w zastawie, a niespłacony dług spowodował sekwestr i wystawienie gruntu na publiczną licytację. 14 sierpnia 1896 r. nabył go Franciszek Malinowski, wybitny białostoczanin, pełniący przez dwie dekady funkcję prezydenta miasta. Już 18 października 1896 r. odsprzedał ją podpułkownikowi Konstantemu Janikowskiemu. To on jeszcze tego samego roku zbudował na pustej posesji parterowy dom z poddaszem, który uwiecznił na swojej fotografii Sołowiejczyk. 

  Według oficjalnych spisów urzędników państwowych, Konstanty Janikowski był naczelnikiem zarządu policyjnego dróg żelaznych (wydział białostocki). Na tym stanowisku pracował od 1887 r. Wiadomo, że ukończył Szkołę Kawaleryjską w Elizawietgradzie. 

  Janikowski pod zastaw swojej nowej nieruchomość wziął pożyczkę w Wileńskim Banku Ziemskim, dzięki czemu do dziś zachowały się szczegółowe rysunki i plany domu.    W marcu 1899 r. Janikowski, zapewne z powodu przeniesienia na inne stanowisko poza Białystok, postanowił sprzedać swój majątek innemu rosyjskiemu wojskowemu – dymisjonowanemu generał majorowi Konstantynowi Frybesowi. Notabene Janikowskiego reprezentował wówczas Malinowski, który od Frybesa wydzierżawił jego majątek ziemski Ostrówki w powiecie bielskim. 

  W dokumentach kupna sprzedaży wymieniono drewniany dom z oficyną, w której mieściła się pralnia, wozownia i stajnia. Od początku XX w. sąsiednie, puste jeszcze nieruchomości, zaczął skupować Juliusz Zommer. Wywodził się on z Kalisza i był od dłuższego czasu zarządcą fabryki Antoniego Wieczorka, działającej przy stacji kolejowej. 

  W latach 1903 – 1905 zdołał wykupić majątek Frybesa z interesującym nas domem, po czym w 1909 r. nieruchomość odsprzedał Edwardowi i Helenie Sztejnhagenom. Nowi nabywcy, a później ich dzieci, pozostawali właścicielami domu i placu przy ul. Artyleryjskiej 2 aż do II wojny światowej. 

  O Sztejnhagenach póki co mamy ledwie garść informacji. W 1913 r. Edward był już radnym miejskim. Na co dzień pracował w Białostockim Banku Handlowym, skupiającym we władzach wielu wpływowych białostoczan. Zasiadał też w zarządzie białostockiego Towarzystwa Dobroczynności, zaś jego żona udzielała się w żeńskim Towarzystwie Dobroczynności „Żłobek”.  Edward i Helena zmarli przed 1923 r., a ich spadkobiercami zostali Artur, Helena, Konrad i Antonina Jadwiga (dwoje pierwszych mieszkało przy ul. Artyleryjskiej 2, a pozostali w Warszawie). 

  W latach 1926- 1932 wyprzedali oni fragmenty nieruchomości od strony ul. Artyleryjskej dając początek nowym nieruchomościom, cześciowo tylko zachowanym do dziś, w tym przy ul. Artyleryjskiej 2/2a oraz 2/2, gdzie do niedawna stał dom Józefa Zaczeniuka, stanowiący ciekawy przykład drewnianego modernizmu z lat 30. XX wieku.  

  Być może dla wielu czytelników zaskoczeniem będzie informacja, że opisywany historyczny dom Konstantego Janikowskiego stoi do dzisiaj  przy ul. Artyleryjskiej 2. Zachęcam wszystkich pasjonatów lokalnej historii do jego odnalezienia w przestrzeni miejskiej. Porównując go oraz jego otoczenie ze zdjęciem z 1897 r. warto zwrócić uwagę na ogrom zmian, jakie dokonały się w tej części Białegostoku w ciągu ostatniego stuleci.

Wiesław Wróbel 

Na celowniku opryszków składy z manufakturą

   Po I wojnie światowej, w niepodległe czasy Białystok wszedł mocno obdarty. Wszyscy wokoło potrzebowali niezbędnej odzieży. Narzekały zwłaszcza panie, chcące jak najszybciej powrócić do swoich toalet. Przemysł włókienniczy oraz handel materiałami i konfekcją dopiero się odradzały. W drugiej połowie 1919 r. coraz więcej sklepów i magazynów, zwłaszcza w centrum miasta, mogło już zaoferować rozmaitą manufakturę. Nie uszło to uwadze złodziei z Chanajek. Zachęceni przez krawców - paserów, szukających tańszego surowca na swoje wyroby, ruszyli do akcji.

  Jedna z pierwszych takich kradzieży miała miejsce wiosną 1919 r. Zaraz po zmroku złodzieje odwiedzili skład sukna Ameliana przy ul. Żydowskiej 2 i wynieśli, przez nikogo nie nagabywani, materiałów na ponad 40 tys. marek. W prasie uznano to za „grubą robotę”.

  Prawdziwym specem od organizowania dużych skoków na składy białostockich manufakturzystów okazał się Jankiel Rozengarten, opryszek zyskujący w Chanajkach coraz większe poważanie. Na początku marca 1922 r. przygotował on włam do składu manufaktury Bracia Wisznia i Tenenbaum. W składzie tym było do wzięcia mnóstwo bel materiału o łącznej wartości 6 milionów marek (postępowała inflacja). Najpierw Rozengarten skompletował grupę włamywaczy. Do udziału w robocie nakłonił znanego złodzieja - Karnosza, który ukrywał się w ruderach Chanajek przed policją. Drugim pomagierem został furman Sybirski, znany w zaułkach pod ksywką Lalka.

  Złodzieje chętnie korzystali z jego usług. Był solidny w robocie, nie kłapał niepotrzebnie dziobem, no i miał oczywiście własny środek lokomocji. W składzie B-ci Wisznia i Tenenbaum wszystko poszło gładko. Złodzieje przez piwnicę sąsiedniego budynku, a później dziurę w murze dotarli do celu. W ciągu kilku godzin skład kupców został dokumentnie oczyszczony. Lalka zawiózł swoim furgonem cały majdan do pewnego ogrodu w Chanajkach, gdzie czekał już specjalnie przygotowany dół. Część towaru  Rozengarten zabrał od razu do siebie. Miał umówionych kupców - drobnych paserów z Łap i Knyszyna, którzy często zaopatrywali się u swoich białostockich koleżków.

  Choć po włamaniu złodzieje starannie pozacierali ślady, policja w końcu wpadła na ich trop. Siedzieć poszli jednak tylko Karnosz i Sybirski. Organizator skoku - Rozengarten pozostał na wolności. Wspólnicy go nie wydali, a fałszywi świadkowie dostarczyli mocne alibi.

  Kolejny głośny wyczyn Rozengartena stanowiło przygotowanie i przeprowadzenie włamania do składów manufaktury kupców Jelina i Rudomina, mieszczących się przy ul. Nowy Świat 7. Miało to miejsce w marcu 1925 r. Tym razem na pomagiera  wybrał własnego szwagra Szmula Gorfinkiela. Ten w Chanajkach znany był pod przezwiskiem Kokoszkie i trudnił się przede wszystkim szulerką. Nie gardził także odwiedzaniem po kryjomu białostockich mieszkań. Bele sukna wartości około 2 tys. zł powiózł na melinę nie kto inny, tylko Lalka Sybirski, który zdążył już wrócić zza kratek. 

  Choć robota poszła sprawnie i gładko w Ekspozyturze Urzędu Śledczego przy ul. Warszawskiej domyślano się kto za nią stoi. Nie było jednak dowodów. Dopiero kilkanaście miesięcy później, latem 1926 r. podczas rutynowej rewizji w domu Rozengartena przy ul. Orlańskiej 6, wywiadowcy policyjni znaleźli ślad po dawnej kradzieży. Były to dwa garnitury męskie uszyte ze skradzionego Jelinowi i Rudominowi materiału. Rozengarten trafił do siedziby EUS na przesłuchanie w sprawie trefnych ubrań. Dla sądu dowody te okazały się nieprzekonywujące. I tym razem opryszek z Orlańskiej nie odwiedził „szarego domu” przy Szosie Baranowickiej.


Włodzimierz Jarmolik

Translate