Postaw mi kawę na buycoffee.to

Wzgórze św. Rocha. Butelka z wódką z powstania styczniowego

  Wykopano ją w 1925 roku, podczas ekshumacji przed budową kościoła. Leżała w jednej z trumien. Zmarły trzymał ją pod pachą. Alkohol zaraz został wypity, ale szkło przetrwało do dzisiaj.

- To nasza rodzinna pamiątka. Mam ją po ojcu - rozpoczyna swą opowieść Leopold Popławski.

  Był 1925 rok. Jego 35-letni wówczas ojciec Franciszek pomagał przy ekshumacji szczątków na wzgórzu św. Rocha. Dwa lata później miała ruszyć budowa w tym miejscu kościoła, a jako że przed laty istniał tu cmentarz, należało przenieść groby.

- Ówczesny proboszcz ks. Adam Abramowicz poszedł na Rynek Sienny i poprosił, by przyprowadzono go do herszta lokalnych zakapiorów. Ten od razu spełnił prośbę księdza. Zebrał grupę osiłków i razem poszli wykopywać groby. Za którymś razem dołączył do nich i mój ojciec - mówi Leopold Popławski.

  Wśród wielu odkopanych grobów znalazł się jeden szczególny. Trumna była bardzo ciężka. Okazało się, że zbito ją z grubych, dębowych desek.

- Chłopcy wzięli więc dwa sznurki pod spód i zaczęli powoli wyciągać trumnę na powierzchnię. Zawadzili jednak o brzeg wykopu. Uchyliło się wieko, którego nie trzymały już pordzewiałe gwoździe. Chcąc nie chcąc zobaczyli więc, co było w środku - opowiada nasz rozmówca.

  W trumnie leżał szkielet. Zmarły miał pod pachami dwie litrowe butelki wódki.

- Chłopcy z Siennego Rynku aż podskoczyli ze szczęścia. Zaraz wzięli się do otwierania butli. Wypili jedną i rozbili o sąsiednie nagrobki. Ojciec nie pił. Poprosił tylko chłopców, by nie rozbijali drugiej butelki i mu ją oddali, gdy będzie pusta. 

  Tak też zrobili. Ojciec opowiadał, że kiedy wracał do domu, widział jak chłopcy leżeli gdzieś pokotem w krzakach - śmieje się Leopold Popławski.

  Zachodzi w głowę, kim był zmarły, któremu włożono pod pachy alkohol. Może była to jego ostatnia wola? Może za życia lubił trunki? Jedno jest pewne. Na tamten świat miał zabrać nie byle jaki alkohol. Na butelce widnieje nazwa znanej lwowskiej firmy Józefa Adama Baczewskiego, która słynęła nie tylko z trunku, ale też ozdobnych opakowań.

- Proszę popatrzeć, tutaj pod wieczkiem jest nawet miejsce na pieczęć - pokazuje Leopold Popławski.

  Opowiada, jak kiedyś butelkę oglądał kolega, który przez wiele lat pracował w białostockiej hucie szkła.

- Odwrócił ją denkiem do góry i powiedział, że butelka faktycznie jest stara. Bo denko nie powstało tak jak cała butelka poprzez „wydmuchanie” gilzy, lecz zostało wspawane. Świadczą o tym chropowatości na brzegach. Już od lat nie produkuje się w ten sposób butelek - tłumaczy Leopold Popławski.

  Firma J.A. Baczewski istnieje zresztą do dziś. W 2011 roku, po 72 latach na emigracji, marka wróciła na polski rynek. Jest ceniona wśród smakoszy na całym świecie. Zdobywa prestiżowe nagrody w międzynarodowych konkursach, m.in. w Chicago i San Francisco.

- Chłopcy z Siennego Rynku wypili więc nie byle co - śmieje się pan Leopold.


Tomasz Mikulicz

Translate