Postaw mi kawę na buycoffee.to

Móżdżek w jajku na cebulce

    Mama hodowała dwie świnki. Kiedy jedna zgłaszała już gotowość na wielkanocny stół, druga zaczynała się sposobić na przyjście Bożego Narodzenia. Stryjenka, po sąsiedzku, miała tak samo.

  Nie było kiedyś takich wynalazków jak Ludwik, Fairy, Pur i.t.p. Naczynia myło się w samej wodzie i w taki sposób pozyskiwane były tak zwane pomyjki, które zmieszane z jakąś tańszą sypką paszą lub z kartoflami, stanowiły główne menu dla naszej żywiny.

  Na około tydzień przed świętami, w domostwach naszych odbywało się świniobicie. Przychodził do nas stryjek i pozbawiali z tatą życia niewinne zwierzę. Potem kładli je na drabinie do góry kończynami, osmalali słomą, zdzierali resztki sierści ostrym dużym nożem, polewając gorącą wodą i w końcu rozprawiali z grubsza a następnie szli do stryja zrobić to samo. Kolejność bywała i odwrotna.

  Po skończonej robocie, panowie zasiadali za stołem i pierwszym daniem jako świeżynka, był właśnie móżdżek z jajkiem na cebulce, podawany przez mamę lub stryjenkę.

  Dalej zastawiany był stół dojrzewającymi jeszcze na strychu wyrobami z poprzedniego razu, przepijanymi czystym płynem z butelki wyciąganej spod stołu i innymi oranżadami.Pamiętam, że po takim spotkaniu, następnego dnia biegałem dość często do pobliskiego sklepu po wodę sodową.

Rozmowa przy móżdżku zaczynała się zwykle tak:

- Adolek! To tata do swojego brata. - Ty widział? Moj miał słoniny... ło tyle ło ... na trzy palcy!

Na co perorował stryjek-

- A ty widział mojego? Mój miał tak ło ... tyż na trzy palcy.

No niby tyle samo ... ale mój tata miał te palcy grubsze.


Tadeusz Wrona


Translate