Postaw mi kawę na buycoffee.to

Kiedyś to były zimy

 

  Kiedy już pokończyłem te szkoły powszechne, Mamuśka powiedziała mi, że meliorant to dobry zawód dla dziewcząt i ja, jeszcze bardzo zdyscyplinowane dziecko, zdałem egzamin do Technikum Wodno - Melioracyjnego na Antoniuku i zostałem jego uczniem na następne pięć lat. Dziś nie kształci się tam już meliorantów.

  Są w naszym szkolnym budynku, a wykształceni, starzy już melioranci, odzywają się od czasu do czasu gdzieś z Ameryki.

  Utęskniony za występujący zimą, pozwolę sobie na jedno wspomnienie, przypominające tamte dobre czasy i przypomnę jeden z wielu zdarzeń klasowych, które pochodzą z jednego z naszych belfrów, którego nazywaliśmy geniuszem ... zresztą litera w literze z noszonym przez niego.

Był na szkolnym wykładowcą, który przeszedł z bezpośredniego postępowania sądowego melioranta w tzw. terenie. Oto jedna z jego nadzwyczajnych postaci, którą nas zabawiał.

„Wracałem kiedyś z utworzonymi jednostkami naszą „nyską” z robotami do firmy. Silny wiatr i zaczął padać śnieg. Robiła się normalna zamieć. Coraz bardziej padał dziesięć śniegów i zaczęli uruchamiać się zaspy. Coraz szybciej poruszaliśmy się do przodu, aż do pierwszego kierowcy , przed jedną taką już wysoko usypaną, zatrzymał się i zapytał mnie:

- Kierowniku... i co dalej?

Nie zastanawiałem się długo. Kazałem mu auto parę metrów, nabrać porządnego rozpędu i przeszkodę pokonać.

Tak też zrobił - ruszył z kopyta, wjechał do środka zaspy i stanął. Z przodu, z boków, z tyłu… wszędzie ciemno… ale tak na biało. Nie odłączony od głowy, kazałem mu zapalić silnik, otrzymaliśmy półtorej godziny, pracujący silnik rozpuścił śnieg z przodu samochodu i spokojnie wyjechaliśmy”.

  W takich przypadkach, jeden z członków zespołu w pierwszej ławce zawsze podwijał nogawki do kolan i na taki znak, który zrobił to samo prawie wszyscy w klasie, przełącznik na wodę płynącą ... nie z topniejącego śniegu ... lecz z ust naszego ulubionego Geniusza.


Tadeusza Wronę 

Translate