Postaw mi kawę na buycoffee.to

Dom przy ul. Piwnej 12

  Dom przy ul. Piwnej 12, a obecnie ul. Marii Skłodowskiej-Curie 24, jeszcze do niedawna wykorzystywany był na mieszkania pracowników uczelni medycznej , a becnie przez zakład pogrzebowy.

    Dzisiejszy przebieg ul. M. Skłodowskiej-Curie jest w dużej mierze efektem powojennej odbudowy Białegostoku. Nie jest jednak całkowicie nową ulicą. Pod jej południową część wykorzystano istniejącą od połowy XIX ul. Piwną, której nazwa pochodziła od funkcjonującego przy niej składu piw. Z dawnej zabudowy Piwnej zachowało się zaledwie kilka budynków. 

    Skupione są one w okolicy, która kojarzy się większości białostoczan z zespołem szpitali. Dziś chciałem zwrócić uwagę na jeden z nich - dom przy ul. Marii Skłodowskiej-Curie 24.

   Zanim budynek ten uzyskał obecny adres, jeszcze jakiś czas po wojnie przyporządkowany był do ul. Piwnej 12. Najwcześniejsze informacje o działce, na której stoi dom, pochodzą z lat 80. XIX w. Stanowiła ona wówczas część areału Lasu Zwierzynieckiego, w 1839 r. oddanego przez cara miastu Białystok. 

   Do ostatnich dekad XIX w. grunta te pozostawały niezabudowane, chociaż w ich sąsiedztwie postępował proces podziału nieużytków na parcele miejskie i ich zagospodarowywania. Uległ on przyspieszeniu po zlokalizowaniu w 1884 r. w pobliżu Lasu Zwierzynieckiego koszar 61. Włodzimierskiego Pułku Piechoty.    Już na mapie z 1886 r. widoczna jest wyraźna zabudowa wokół koszar. Ale położone obok nich place przy późniejszej ul. Piwnej były wciąż wolne od zabudowy. W związku z tym władze miasta zdecydowały w 1883 r. o ich sprzedaży drogą licytacji. Kolejne próby wyzbycia się wszystkich 21 działek podejmowano w 1884 i 1889 r., ale aż do 1904 r. posesja pozostawała własnością miasta.

   Dopiero 9 czerwca 1904 r. nabył ją podpułkownik Aleksander Sitarski. Razem z bratem Michałem służył w pobliskich koszarach 61. Włodzimierskiego Pułku Piechoty - w 1900 r. wymieniano go w funkcji komendanta 14. roty, a Michała na stanowisku sekretarza sądu wojskowego. 

   Najprawdopodobniej Sitarski wykupił ziemię z zamiarem osiedlenia się na niej, ale planów tych ostatecznie nie zrealizował. 18 października 1911 r. dymisjonowany już Aleksander Sitarski sprzedał nieruchomość podchorążym ze swego "rodzimego" pułku, Pawłowi Korolewowi i Filipowi Grigorjewowi. Przedmiotem transakcji był wciąż niezabudowany plac. Nabywcy działkę posiadali do sierpnia 1915 r., czyli do ewakuacji Białegostoku przez władze rosyjskie przed zbliżającymi się wojskami niemieckimi.

   Po 1919 r. z racji nieobecności w kraju dotychczasowych właścicieli działki przy ul. Piwnej 12, włączono ją do grupy nieruchomości opuszczonych, przejętych na rzecz gminy miasta Białystok. Tuż przed 1929 r. nabyła ją Stefania Frick. Była żoną Stefana Fricka, pełniącego wówczas funkcję sędziego grodzkiego, później podprokuratora, a od 1937 r. sędziego śledczego przy Sądzie Okręgowym w Białymstoku.

Małżonków Fricków było więc stać, aby na nabytej przed 1929 r. działce sfinansować w latach 1937-1939 budowę zachowanego do dziś okazałego, modernistycznego domu. 

    Do zestawu typowych cech tej architektury należą w tym przypadku kubiczna forma willi złożona z kilku zestawionych ze sobą brył sześciennych, centralna klatka schodowa z oknem o charakterystycznej formie zwanej potocznie "termometrem", skromne elewacje, podzielone rytmiczne trójdzielnymi otworami okiennymi, oraz charakterystyczne balkony w południowym narożniku budynku z siatkową balustradą.

Wąskie grono architektów pracujących w Białymstoku pozwala na wskazanie przypuszczalnego autora projektu. Mógł nim być inż. Szymon Pappe, aktywnie działający na terenie miasta w ostatnich latach okresu międzywojennego. Obiekt włączono niedawno do Szlaku Białostockiej Architektury Modernizmu, opracowanego przez Fundację Uniwersytetu w Białymstoku.

Po II wojnie światowej dom opustoszał, a jako mienie opuszczone został przejęty przez Tymczasowy Zarząd Państwowy. 

   W 1946 r. przekazano go sąsiadującemu bezpośrednio z działką szpitalowi. W przechowywanych w Archiwum Państwowym w Białymstoku aktach ówczesnego Zarządu Miejskiego zachowała się petycja powstałej w 1950 r. Akademii Lekarskiej dotycząca domu przy ul. Piwnej 12. Pisano w niej, że "nowo utworzona Akademia Lekarska spotkała się w Białymstoku z dużymi trudnościami mieszkaniowymi - większość personelu naukowego stanowią profesorowie przeniesieni z innych miast.

    Brak mieszkania zniechęca wielu profesorów do przeniesienia się do Białegostoku. Ponadto w okolicy II-go Szpitala nie ma żadnego budynku mieszkalnego, a niektórzy pracownicy kliniki winni mieszkać na jej terenie lub w pobliżu". 

   17 kwietnia 1950 r. Zarząd Miejski przychylił się do prośby dyrektora Akademii. Lokatorami budynku byli znani lekarze m.in.: Ludwik Komczyński, w latach 1962-1970 rektor Akademii Medycznej oraz Feliks Oleński, znakomity chirurg, w latach 1962-1964 pełniący funkcję prorektora ds. klinicznych.


Wiesław Wróbel 

Tajemnicza tablica przy VI LO

  "Jasiu, odeszłeś za wcześnie. Pamiętamy o Tobie - Przyjaciele". Taka tablica wisi na murach za VI LO w Białymstoku już kilka, jeśli nie kilkanaście lat. Nie ma na niej żadnej daty, żadnego nazwiska ani informacji, co się stało z Jasiem. Naprzeciw płotu stoi niewielki krzyż. Pod nim zwykle palą się znicze i stoją kwiaty. Mogłoby się wydawać, że od zawsze. I nadal ktoś ciągle pamięta o Jasiu.

  Nad rzeką Białą chodzi wielu ludzi. Młodzież do szkoły, dorośli do pracy, mieszkańcy okolicznych bloków na spacer. Nikt z zagadniętych osób nie pamięta, od kiedy wisi ta tablica. I co się właściwie stało z Jasiem.Sama tablica też niewiele mówi. No może poza imieniem tego, który odszedł. Reszta jest legendą. Jej wersje bardzo różnią się od siebie.

   Wersja 1. - uczeń VI LO

Pierwszą historię sama pamiętam jeszcze z liceum. Jasio miał być uczniem VI LO, maturzystą. W drodze do szkoły został napadnięty i pobity. Zmarł. Tablicę mieli umieścić koledzy z klasy. Kiedy to było? Dziesięć lat temu, kiedy ja chodziłam tamtędy do VI LO, tablica już była. Jednak dyrekcja szkoły nie pamięta żadnego zabitego tam maturzysty. Nie ma o nim żadnej oficjalnej wzmianki.

   Wersja 2. - pijackie porachunki

Internauci są zdania, że to nie mógł być licealista. Głównie ze względu na charakterystyczny błąd w pamiątkowej tablicy. Jeśli umieściliby ją koledzy ze szkoły, napisaliby "odszedłeś".Jeśli mnie pamięć nie myli, to były porachunki pijackie. Ofiarę bito, idąc wzdłuż ul. Sienkiewicza (od Rynku Kościuszki) do miejsca, w którym wisi tabliczka. Zdarzenie miało miejsce w nocy - uważa Smooth.

   Wersja 3. - to było 40 lat temu

Nikt nie pamięta, kiedy dokładnie zawieszono tablicę. Prawdopodobnie w latach 90. Prawie dwadzieścia lat temu. Pojawiają się jednak głosy, że mogło to być dużo wcześniej. Ta tablica wisiała już w latach 70. Przeglądałem właśnie wczoraj zdjęcia na blogu mego starszego kolegi i właśnie widziałem tę tablicę z okresu, kiedy on tam się uczył. Teraz sprawdziłem jego rocznik, to lata 67-71, więc wisi ona już sporo .

   Wersja 4. - pobity 50-latek

Nikt też nie jest pewien, ile dokładnie lat miał Jasio. Może zdrobniała forma, jaką zwrócili się do niego przyjaciele, jest myląca. Jasiu był mieszkańcem bloku obok liceum i zginął skopany przez gnojków z dobrze sytuowanych rodzin, kiedy wyszedł do sklepu pod ZURT-em po mleko. Tablicę i krzyż naprzeciwko niej ufundowali przyjaciele z bloku i oni też zapalają tam znicze. Nie był żadnym uczniem, tylko człowiekiem około pięćdziesiątki. Napastnicy zostali złapani, ale jakie wyroki dostali, to nie wiem do końca, podobno mieli dość wysoko postawionych starych - pisze Kudłaty.

   Wersja 5. - wysłany po zakupy

Historię o Jasiu pamiętają też panie portierki z VI LO. Chociaż żadna nie wie nic na pewno. Ten chłopak nie uczył się u nas - mówi jedna z nich. - On tylko mieszkał tu niedaleko. Ich zdaniem, to było na początku lat 90. Jasio miał kilkanaście lat. Mama wysłała go po zakupy. Chyba wieczorem. Chłopaka ktoś ciężko pobił pod murami szkoły właśnie. Niedługo potem zmarł w szpitalu. Jakoś w tym samym czasie nasz maturzysta wpadł pod pociąg - opowiada pani portierka. I tak jakoś ludzie połączyli te dwie historie. Skoro to chłopak zginął, to sprawą pewnie zajmowała się policja. Białystok ma wiele tajemnic- Ta tablica też jest jedną z nich. Przy tylu wersjach pewne wydaje się tylko to, że doszło do pobicia i że ofiara zmarła. Dlaczego? To już legenda.


Kurier Poranny 2009 r.

Przy Wiejskiej i Krętej kwitły kaczeńce

  O tej dzielnicy Białegostoku teraz swoimi wspomnieniami podzieli się pani Teresa Sokołówna- Andzilewko, emerytowana nauczycielka.

  Słoboda - przypomnijmy - powstała pod koniec XVII wieku, na dzisiejszym odcinku ulicy Wiejskiej, między Pogodną a Świerkową. Do Białegostoku została włączona wraz z innymi podmiejskimi wsiami decyzją Sejmu Ustawodawczego 10 maja 1919 roku. Przez wiele lat, jeszcze po drugiej wojnie światowej zachowała swój wiejski charakter.

- Jest to miejsce szczególnie mi bliskie, przeszłość ul. Wiejskiej znam z opowiadań mojego taty, babci mojego męża, jak również sama pamiętam dawną ulicę Wiejską, jeszcze z lat pięćdziesiątych.

  Na Słobodzie mieszkali dziadkowie mego męża: Stanisława z Cudowskich Cers i Jan Cers - osiedli tu po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Wrócili z Rosji carskiej. Dziadek był Łotyszem, jak wybuchła rewolucja, to musieli z babcią uciekać przed bolszewikami.

  Pani Teresa przyniosła zdjęcia dziadków z 1917 roku, które zachowały się w rodzinnym albumie. Z sentymentem wskazuje na fotografię uroczego chłopca.

- To bratanek mojego dziadka, fajny malec, pięknie wystrojony - uśmiecha się. - Bardzo lubię to zdjęcie, dostałam je od cioci.

  Na Słobodzie mieszkali też moi dziadkowie: Antonina i Konstanty Starczykowie. Byli to ludzie pracowici i zamożni. Dziadek obok ratusza miał karczmę Pod końskim ogonem. Babcia często opowiadała o tamtych czasach.

  Na ziemi słobodzkiej podarowanej przez dziadków, przy obecnej ul. Zielnej, mój tatuś Adolf Sokół w 1936 roku wybudował nasz dom rodzinny. Początkowo w tych stronach niewiele było domów, przybywały one z czasem. Wspaniale tam się nam mieszkało.

  Dla mnie z lat mojego dzieciństwa niezapomniane są zwłaszcza złocistożółte kaczeńce. Porastały one brzegi strumyka, który płynął przez łąkę od ulicy Krętej w kierunku Pogodnej. Wiosną to był przepiękny widok - takie całe żółte połacie, jak dywan. Biegałam po te kwiaty, bo miałam blisko. Bywało, że sąsiadka - sympatyczna pani Czerwińska prosiła, bym i jej przyniosła.

  Teraz w tym miejscu stoją bloki. Ulica Kręta, Pogodna to dziś duże osiedle. A niegdyś znajdowały się tam łąki, Wiejska była brukowana, pastuch pędził tędy krowy okolicznych rolników. Słoboda przecież miała wiejski charakter.

  Dobra zamożnych gospodarzy m.in. Cudowskich, Dzienisów, Jaroszewiczów, Praniewskich, Starczyków znajdowały się także w dzielnicy Nowe Miasto, sięgały daleko na drugą stronę ulicy Wiejskiej, aż do ulicy Strzeleckiej, a ciągnęły się od śródmieścia. Ludzie mieli tam łąki, pola uprawne. Stały stodoły, chlewiki, w których hodowano świnki, po podwórzach biegały kury, panował taki sielski klimat. Sama pamiętam, jak babcia wyciągała z komórki pyszną szynkę wędzoną i kroiła cienkie plasterki, bardzo nam smakowały.

  Pan Jaroszewicz podkreślał, że mieszkańcy Słobody żyli ze sobą zgodnie, jak w jednej rodzinie. To prawda. Gdyby panujące wówczas stosunki przetrwały do dzisiaj, to z pewnością żyłoby się nam wszystkim łatwiej i przyjemniej.

Czas mijał, naturalnym było, że i te strony nie będą takie same. Aż trudno uwierzyć, ale jeszcze w 1994 roku moi uczniowie z klasy drugiej c w Szkole Podstawowej nr 34 chodzili na łąki przy ul. Pogodnej. Mieli tam nawet swoje klasowe drzewko. Kiedy zaczęto budować osiedle, to ścięto je, dzieci z żalem pisały o tym w kronice szkolnej: "Już nie przyjdziemy tu latem z kocykami, aby pobawić się, pouczyć się na łące i odpocząć w cieniu naszego drzewka".

  Zmieniło się wszędzie nie do poznania. Część słobodzkich rodów pozostała jednak wierna swoim korzeniom i wciąż tam mieszka. Nawet czwarte pokolenie, jak w przypadku państwa Słobodzianów. To piękne, że ziemia przodków jest im wciąż bliska i bezcenna - podkreśla Teresa Sokołówna- Andzilewko.


Alicja Zielińska

Translate