Zachowało się jeszcze wiele przedwojennych domów. Ich historię dopowiedział kiedyś mój ojciec. Lubił wspominać dawne czasy, a ja z chęcią słuchałem i notowałem. Fabryczną dzielą tory kolejowe i magazyny wojskowe przy ulicy Węglowej. Z samego brzegu tej ulicy stoi dość, duży drewniany dom. Należał do rodziny Busłowskich.
Jego właściciel był zawodowym podoficerem w 42 pułku piechoty. Do koszar miał więc całkiem blisko. Naprzeciwko stoi dom Speichlerów. Przed wojną mieli oni sklep wielobranżowy. Można tam było kupić wszystko. Była więc pyszna kiełbasa, bułki- kajzerki, obwarzanki, ale też różne przyprawy, a nawet nafta, zapałki, papierosy i piwo. Sklep czynny był od rana do wieczora. Ale nawet po jego zamknięciu wystarczyło zapukać w okienko...
W latach okupacji Niemcy próbowali nakłonić tę rodzinę do podpisania Volkslisty. Speichlerowie odmówili, gdyż wrośnięci w miejscową społeczność czuli się Polakami. Kolejny sklep był dosłownie za płotem, u pani Oziabło. Ta trzykrotnie owdowiała. Dlatego starsi mieszkańcy Fabrycznej zapamiętali ją pod nazwiskiem Oratuniec.
Jej sklep był nieco większy i zasobniejszy, więc właścicielka zatrudniła do pomocy panią Lidkę. Lubili ją wszyscy, gdyż była pogodną i bardzo uczynną dziewczyną. Nikt nie spodziewał się, a najbardziej pani Lidka, że właścicielka sklepu pięknie ją wynagrodzi. Otóż okazało się, że zapisała jej w testamencie dom przy ulicy Wąskiej.
Kolejny sklep był aż na tzw. górce. Warto wiedzieć, że tak część ulicy Fabrycznej ma w połowie swej długości gwałtowne wzniesienie. Tam można było obkupić się w sklepie Backielów. Dom jeszcze stoi i ma się dobrze. Jednak rodzice mojego ojca najczęściej wysyłali go po zakupy wędliniarskie do masarni Faltenberga, która znajdowała się tuż za torami, przy ulicy Sienkiewicza. Tam po wojnie znajdował się sklep mleczarski.
Dobre też były wędliny w masarniach znajdujących się przy ulicy Wasilkowskiej- u Kuklińskiego, Drożdżewicza lub Łupińskiego. Ten mieszkał przy ulicy Fabrycznej. Wszędzie było blisko. Wystarczyło przejść ścieżką wydeptaną w ogrodzie Puciłowskich lub Rzemienieckich. Na dodatek, po drodze, obkupić się w świeżutkie pieczywo, gdyż właściciele byli piekarzami. Wracamy na ulicę Fabryczną.
Tuż obok siedliska Backielów dożywa swych dni domostwo szewca Kuca. Jeszcze przez wiele lat po wojnie trudnił się szewstwem. Szewcem był też pan Ostrowski, którego dom stał w oddaleniu od ulicy. Wiodła tam wąska dróżka. Szewc Makar miał dom tuż przy ówczesnej Szosie Północno- Obwodowej. Przy ulicy Fabrycznej mieszkało trzech masarzy: Jan Pietreniuk, Jan Szyłko i Czesław Halicki. Na szczęście ich domy jeszcze stoją. Jednak sklepy mieli przy ulicy Sienkiewicza, tuż za torami kolejowymi.
Niedaleko miały miejscowe panie do swoich krawcowych. Przy jednej ulicy mieszkały aż trzy. Krawiectwem trudniła się pani Backielowa. Krawcowymi były też panie: Klimowicz oraz Juchniewiczowa. Obie mieszkały po sąsiedzku. Ta pierwsza we własnym domu. Na starość całkiem stracił wzrok. Natomiast pani Juchniewicz wynajmowała mieszkanie w domu furmana Zawadzkiego. Furmanami też byli: Speichler, Pietreniuk, Poznański oraz... mój dziadek Władysław Olechnowicz. Konie wypasali na łąkach, tam gdzie teraz są ogródki działkowe ROD Wygoda.
Piekarzem był wiecznie stary Suszyński, mąż siostry mojej babci. No i był tez fryzjer. Nazywał się Zawadzki. Jego murowany dom stoi na tzw. górce, w głębi podwórza. Wiele z tych wspomnianych osób znałem. Przy ulicy Fabrycznej 68 mieszkał listonosz Nikiciuk. Też spokrewniony z naszą rodzinę.
W tym też domu spędziłem swoje dzieciństwo i wczesną młodość. Często zaglądam na ulicę Fabryczną. Ostatni to już moment, aby dotrzeć do najstarszych mieszkańców. Dużo też dopowie siostra mojego taty. Może zdążę odwiedzić jej koleżankę z ulicy Fabrycznej, panią Elwirę z domu Speichler... Tylko śpieszyć się trzeba, bo historyk zawsze się spóźnia.
2019 r - Marian Olechnowicz