Postaw mi kawę na buycoffee.to

Na każdym rogu knajpa albo sklep z gorzałą

   W przedwojennym Białymstoku, tak samo zresztą jak i dzisiaj, o wielu sprawach decydowała ... wódka. Pito tęgo. Za kołnierz nie wylewali ówcześni biznesmeni, alkoholizowali się wojskowi i dziennikarze, nie dziwił widok podchmielonych kolejarzy i tragarzy, nie mówiąc o szewcach. Policja co i rusz wypisywała mandaty pijanym dorożkarzom. 

  W butelce z czerwoną nalepką smutki topili bezrobotni. Pod wpływem alkoholu wybuchały awantury rodzinne, uliczne rozróby, popełniano samobójstwa, a nawet morderstwa. Napitkami wysokoprocentowymi interesował się rzecz jasna także światek przestępczy. Zarówno w celach konsumpcyjnych, jak też w formie złodziejskiego łupu. Paserów na ten towar w całym mieście było pełno.

  W Dzienniku Białostockim z sierpnia 1923 r. pojawił się list rozsierdzonego czytelnika z Antoniuka: „Antoniuk za czasów carskich utrzymywał cały szereg sklepów z napojami alkoholowymi. Pijacką tradycję utrzymuje do dziś. Piwiarnie i sklepy sprzedają wódkę więcej niż przed wojną. Młodzież zalewa się tworząc zbójeckie bandy. 

  Uzbrojeni w noże i broń palną sieją postrach wśród przechodniów”. Podobną opinię można było wydać w tym czasie i o innych dzielnicach Białegostoku, zwłaszcza Piaskach, Skorupach, Marczuku czy Wygodzie. Może tylko śródmieście pokazywało nieco bardziej pod tym względem cywilizowaną twarz. Choć bez przesady.

  Na ulicy Lipowej, Rynku Kościuszki, Sienkiewicza i w najbliższym sąsiedztwie lokowało się wiele sklepów monopolowych. W tak szacownych firmach, jak B-cia Głowińscy (Rynek Kościuszki 9) czy skład wódek i win Jakuba Lifszyca (Rynek Kościuszki 11), chełpiący się datą założenia – 1864 r., można było znaleźć trunki najprzedniejszych gatunków. 

  Królowały koniaki, likiery i mocne miody. Na półkach stały wódki i nalewki znanej marki Baczewskiego – starki, żytniówki, jarzębiaki czy dereniówki z tarniówkami. To było dla koneserów. A białostoccy złodzieje? Oni zaopatrywali się raczej gdzie indziej. Włamywali się nocą do sklepów monopolowych przy mniej eksponowanych ulicach. Lista takich skoków w całym okresie międzywojennym była długa.

  Sylwester 1922 r. Dobra okazja dla miłośników trunków. Białostoczanie bawili się w domach i lokalach. A w tym czasie do składu wódek Róży Pianko przy ul. Suraskiej 11 dobrali się złodzieje. Zniknęło 300 flaszek likieru o wartości 0,5 mln marek. Równocześnie inna ekipa chanajkowskich włamywaczy trafiła do magazynu Franciszka Wytyckiego (Legionowa 34). Strata kupca wyniosła 1 mln marek, ubyło mu bowiem 600 butelek wódki.

  Z kolei w lutym 1927 r. Urząd Śledczy przy Warszawskiej został powiadomiony o dużej kradzieży w sklepie monopolowym przy ul. Mazowieckiej. Właściciel Zygmunt Krajerski wyliczał uszczerbek – 60 butelek żytniej gatunkowej, 100 butelek wódki zwyczajnej i... 3 zł gotówki. Szybko jednak okazało się, że napad był zwyczajnym kitem. Krajerski miał natarczywych wierzycieli i w ten sposób chciał pokryć swoje długi.

  Natomiast latem 1928 r. miało miejsce włamanie do popularnej restauracji Łącz przy Rynku Kościuszki 3. Zniknęło wiele flaszek co droższych alkoholi. Jak przypuszczali śledczy, jeden z wieczornych klientów ukrył się w lokalu, a w nocy wpuścił swoich kamratów dla dokończenia konsumpcji.

  Złodzieje wódki niekiedy wpadali. Pod koniec grudnia 1931 r. przytrafiło się to braciom Popławskim. W sprytny sposób okradli sklep monopolowy przy ul. Mickiewicza, ale pozostawili w środku wyraźne ślady swojej działalności. Policja poszła za nimi, no i starszy z braci – Jan trafił na rok za kratki.

  Złodziejska brać z przedwojennych zaułków miasta nie mogła żyć bez wódki, ale jeszcze bardziej bez papierosów.

Włodzimierz Jarmolik

Jankiel Geller, wielki miłośnik cudzej biżuterii

    Handlarz żelastwem często odwiedzał sklepy jubilerskie. Stał się dobrym celem dla uważnych złodziei. Zdawałoby się, że ambitnym, przedwojennym złodziejom imponowały przede wszystkim zasoby bankowych sejfów. Wystarczy poprzyglądać się wyczynom kasiarzy warszawskich ze Stanisławem Cichockim - Szpicbródką na czele. 

  W bankach białostockich tamtego czasu, do których zaglądali miejscowi i przyjezdni kasoerzy trafiały się jednak zwykle mizerne łupy. Znacznie bardziej opłacało się polować na wyłożone w witrynach sklepów jubilerskich złote pierścionki, broszki i bransolety. Takich punktów zegarmistrzowsko-jubilerskich w naszym mieście było całkiem sporo. Wymieńmy choćby sklepy Gutmana i Segałowicza przy ul. Lipowej czy Zyskina i Zyskowicza, prosperujące przy ul. Sienkiewicza. Właśnie Jankiel Geller, charakterny złodziej z Chanajek, zamieszkały przy ul. Stołecznej 9, upodobał sobie ich cenny towar.

  Na złodziejską ścieżkę Geller wstąpił jeszcze jako małolat. W drugiej połowie lat 20., po praktyce w okradaniu podkościelnych żebraków i wyrywaniu torebek z rąk samotnie spacerujących kobiet, wyrósł na asa sklepowych i mieszkaniowych skoków. Praktykę przeplatał z wiedzą teoretyczną, nabywaną od starszych włamywaczy, z którymi miał okazję zaznajomić się podczas pierwszych, więziennych odsiadek. Już wtedy zorientował się, że najlepszy kusz (łup) to biżuteria, drogie zegarki i złote monety. Trzeba mieć tylko dobrego i niezbyt pazernego pasera.

  W maju 1927 r. dokonane zostało zuchwałe włamanie do mieszkania Chaima Szpiro przy ul. Kupieckiej. Sprawcy dobrze wybrali swoją ofiarę. Ów handlarz żelastwem znany był z częstych odwiedzin magazynów jubilerskich. Nagromadzone przez niego złoto zniknęło. Zawiadomiona policja rozpoczęła przeszukiwania u znanych w mieście specjalistów od łomu i wytrycha. 

  Nie ominęło to oczywiście i Jankiela Gellera, który w kartotece Ekspozytury Urzędu Śledczego figurował jako wytrawny klawisznik (złodziej posługujący się podrobionymi kluczami i wytrychami), a do tego miał zamiłowanie do drogich świecidełek. Geller został aresztowany, ale na jego udział w robocie na Kupieckiej nie było wystarczająco pewnych dowodów.

  Zanim jednak złodziej ze Stołecznej opuścił areszt, zdarzyła się mu duża przykrość. Razem z nim w celi siedział m.in. Jan Bakun, również zatrzymany w związku ze skokiem na mieszkanie Chaima Szpiro z ul. Kupieckiej. Ten przyznał się w zaufaniu Gellerowi, do którego z szacunkiem odnosili się inni więźniowie, że ma zaszyte w marynarce złote dwudziestodolarówki. Policja podczas rewizji jakoś ich nie znalazła. Geller, po wysłuchaniu tych zwierzeń postanowił uwolnić Bakuna od jego skarbu. Niestety na tej operacji dał się przyłapać. Kradzież marynarki okazała się trudniejsza niż sforsowanie drzwi w upatrzonym lokalu. Geller stracił za kratkami dodatkowe cztery miesiące. 

  Przez następne lata różnie układały się losy Jankiela Gellera. Pewne jednak, że w swoich złodziejskich szacunkach nadal stawiał na biżuterię. W 1936 r. wybrał się, zwyczajem wszystkich, zawodowych białostockich włamywaczy na kresy II RP. Odwiedził Brześć, Baranowicze i Słonim. W tym ostatnim miał farta. W małym zakładzie jubilerskim trafiły mu się w ręce złoty zegarek z masywną bransoletą, dwa pierścionki z kamykami, kilka broszek i wisiorków. 

  Po powrocie do Białegostoku zamelinował zdobycz w zakamarkach swego mieszkania przy ul. Stołecznej. Szukał pasera. Agenci kryminalni z Wydziału Śledczego przy ul. Warszawskiej 6 jednak czuwali. Dostrzegli nieobecnego od dłuższego czasu w mieście Gellera i natychmiast przeprowadzili u niego rewizję.  

  Trafione w Słonimie fanty znalazły się w policyjnym sejfie, zaś Jankiel ponownie trafił do więzienia przy Szosie Baranowickiej. Tym razem na dwa lata.    

  Kiedy w lipcu 1937 r. okradziony został sklep jubilerski Mełacha Zyskowicza przy ul. Sienkiewicza 3, Jankiel Geller miał murowane alibi.

Włodzimierz Jarmolik

Dom Janikowskich

    Warto zwrócić uwagę na widoczny po prawej parterowy dom. Chciałbym przedstawić historię tego budynku. Działka do lat 90. XIX w. należała do przedstawiciela starej białostockiej rodziny mieszczańskiej Linowskich, którzy już w czasach Branickich posiadali własny dom przy ul. Kupieckiej (dziś ul. Malmeda).     

  W 1896 r. pas ziemi przy drodze wiodącej do wsi Białostoczek, czyli późniejszej ul. Artyleryjskiej, należał do Michała Linowskiego (otrzymał ją w spadku po ojcu Józefie). Ogród ten był od  jakiegoś czasu w zastawie, a niespłacony dług spowodował sekwestr i wystawienie gruntu na publiczną licytację. 14 sierpnia 1896 r. nabył go Franciszek Malinowski, wybitny białostoczanin, pełniący przez dwie dekady funkcję prezydenta miasta. Już 18 października 1896 r. odsprzedał ją podpułkownikowi Konstantemu Janikowskiemu. To on jeszcze tego samego roku zbudował na pustej posesji parterowy dom z poddaszem, który uwiecznił na swojej fotografii Sołowiejczyk. 

  Według oficjalnych spisów urzędników państwowych, Konstanty Janikowski był naczelnikiem zarządu policyjnego dróg żelaznych (wydział białostocki). Na tym stanowisku pracował od 1887 r. Wiadomo, że ukończył Szkołę Kawaleryjską w Elizawietgradzie. 

  Janikowski pod zastaw swojej nowej nieruchomość wziął pożyczkę w Wileńskim Banku Ziemskim, dzięki czemu do dziś zachowały się szczegółowe rysunki i plany domu.    W marcu 1899 r. Janikowski, zapewne z powodu przeniesienia na inne stanowisko poza Białystok, postanowił sprzedać swój majątek innemu rosyjskiemu wojskowemu – dymisjonowanemu generał majorowi Konstantynowi Frybesowi. Notabene Janikowskiego reprezentował wówczas Malinowski, który od Frybesa wydzierżawił jego majątek ziemski Ostrówki w powiecie bielskim. 

  W dokumentach kupna sprzedaży wymieniono drewniany dom z oficyną, w której mieściła się pralnia, wozownia i stajnia. Od początku XX w. sąsiednie, puste jeszcze nieruchomości, zaczął skupować Juliusz Zommer. Wywodził się on z Kalisza i był od dłuższego czasu zarządcą fabryki Antoniego Wieczorka, działającej przy stacji kolejowej. 

  W latach 1903 – 1905 zdołał wykupić majątek Frybesa z interesującym nas domem, po czym w 1909 r. nieruchomość odsprzedał Edwardowi i Helenie Sztejnhagenom. Nowi nabywcy, a później ich dzieci, pozostawali właścicielami domu i placu przy ul. Artyleryjskiej 2 aż do II wojny światowej. 

  O Sztejnhagenach póki co mamy ledwie garść informacji. W 1913 r. Edward był już radnym miejskim. Na co dzień pracował w Białostockim Banku Handlowym, skupiającym we władzach wielu wpływowych białostoczan. Zasiadał też w zarządzie białostockiego Towarzystwa Dobroczynności, zaś jego żona udzielała się w żeńskim Towarzystwie Dobroczynności „Żłobek”.  Edward i Helena zmarli przed 1923 r., a ich spadkobiercami zostali Artur, Helena, Konrad i Antonina Jadwiga (dwoje pierwszych mieszkało przy ul. Artyleryjskiej 2, a pozostali w Warszawie). 

  W latach 1926- 1932 wyprzedali oni fragmenty nieruchomości od strony ul. Artyleryjskej dając początek nowym nieruchomościom, cześciowo tylko zachowanym do dziś, w tym przy ul. Artyleryjskiej 2/2a oraz 2/2, gdzie do niedawna stał dom Józefa Zaczeniuka, stanowiący ciekawy przykład drewnianego modernizmu z lat 30. XX wieku.  

  Być może dla wielu czytelników zaskoczeniem będzie informacja, że opisywany historyczny dom Konstantego Janikowskiego stoi do dzisiaj  przy ul. Artyleryjskiej 2. Zachęcam wszystkich pasjonatów lokalnej historii do jego odnalezienia w przestrzeni miejskiej. Porównując go oraz jego otoczenie ze zdjęciem z 1897 r. warto zwrócić uwagę na ogrom zmian, jakie dokonały się w tej części Białegostoku w ciągu ostatniego stuleci.

Wiesław Wróbel 

Translate