Postaw mi kawę na buycoffee.to

Białostocki „Biały dom”

    Jestem przekonany, że większość młodszych Czytelników może zastanawiać się, o jaki obiekt chodzi. Tymczasem Ci z Państwa, którzy pamiętają czasy PRL-u zdają chyba sobie sprawę, że było to jedno z potocznych określeń białostockiego Domu Partii, czyli gmachu, w którym mieścił się Komitet Wojewódzki Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Białostocki „Biały Dom” był więc siedzibą najważniejszej wówczas władzy w mieście i województwie, był jej wizytówką. Niewątpliwie sam obiekt i jego projektant godne są uwagi.

  Architekt Stanisław Bukowski, był osobą nietuzinkową. Mieszkańcy Białegostoku i okolic sporo mu zawdzięczają. Bowiem jego dziełem, poza projektem gmachu KW PZPR w Białymstoku, była m.in. rekonstrukcja tzw. Domu Koniuszego, parkowo-pałacowego zespołu Branickich, projekt dzisiejszego hotelu „Cristal”, czy też wybudowany w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych kościół pod wezwaniem Niepokalanego Serca Maryi w Dojlidach. Stanisław Bukowski i jego żona Placyda, rodowita białostoczanka, byli także autorami większości elementów wystroju wnętrza w kościele Św. Rocha w Białymstoku.

  Jak to możliwe, że człowiek, który projektował kościoły, nie należał do PZPR, dostał zlecenie na wykonanie najważniejszego, z perspektywy ówczesnych władz, budynku w mieście? A przecież działo się to w okresie stalinizmu, w czasach, kiedy „władza ludowa” nie stwarzała już pozorów i wyraźnie walczyła z Kościołem. Odpowiedzi na to pytanie nie znajdziemy w dokumentach źródłowych. 

 

 Możemy jednak przypuszczać, że komuniści szukali dobrego architekta, który spełni ich oczekiwania - zaprojektuje reprezentacyjny gmach. W ocenie władz partyjnych Stanisław Bukowski dobrze wykonał swoją pracę, a jego projekt został uznany za wzorcowy dla tego rodzaju budownictwa.

  Propagandowy sukces, jakim było powstanie w grudniu 1948 r. Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, skłaniał do tego, aby uzewnętrznić wielkość nowej, zjednoczonej partii. W Komitecie Centralnym PZPR w Warszawie podjęto więc decyzję o konieczności budowy nowych gmachów komitetów wojewódzkich PZPR w kraju. 

  Komitet Centralny zapewniał też środki na planowane inwestycje. Zgodnie z obowiązującą w PZPR zasadą centralizmu demokratycznego, według której organy niższego szczebla wykonywały polecenia organów wyższego szczebla, struktury lokalne partii miały jedynie to zadanie wykonać. Formalnie więc Egzekutywa, czyli kilkunastoosobowe kierownictwo białostockiej wojewódzkiej organizacji partyjnej, w styczniu 1949 r. „podjęła decyzję” o budowie nowego gmachu. 

  Już w listopadzie 1950 r. ukończony został projekt budynku, a w 1951 r. rozpoczęto budowę. Fasada obiektu skierowana jest na wschód. Przed nią ma swój początek ulica Marii Skłodowskiej-Curie. W planach nazwano ją Aleją Pochodów. To z balkonu gmachu Domu Partii I sekretarze Komitetu Wojewódzkiego wraz z całą „świtą” mieli obserwować defilujących z okazji 1 maja oraz innych świąt mieszkańców miasta. Dzięki temu, że ulica ma kształt swoistej niecki, przebywający na balkonie mogli jednocześnie oglądać niemal całą kolumnę pochodu. Gwoli ścisłości trzeba jednak dodać, że poza Aleją Pochodów defilowano także ulicą Lipową oraz Aleją 1 Maja (obecnie Aleja Piłsudskiego).

  W 1952 r. „Gazeta Białostocka”, organ prasowy KW PZPR w Białymstoku, informowała o wielokrotnym przekraczaniu norm przez brygady pracujące przy budowie gmachu Komitetu Wojewódzkiego. Trzeba przyznać, że został on wykonany w iście ekspresowym tempie. Bowiem w 1952 r., w rocznicę rewolucji październikowej obchodzonej według kalendarza gregoriańskiego 7 listopada, zbudowany w stylu klasycyzującego modernizmu obiekt został oddany do użytku. Zapewne bardzo szybkie tempo budowy skutkowało obniżeniem jakości wykonania, ale nawet po ponad sześćdziesięciu latach widać, że niektóre wykorzystane materiały i zachowane wyposażenie były doskonałej jakości. Do dzisiaj w budynku znajdują się jeszcze drewniane meble, na których umieszczone są metalowe tabliczki inwentaryzacyjne z napisem: „K.W. P.ZP.R. - BIAŁYSTOK”.

  Niejeden białostoczanin pamiętający czasy PRL-u zetknął się z opowieściami o podziemnych korytarzach i tajemnych wyjściach z budynku znajdujących się wśród pobliskich bloków. Prawdopodobnie te fantastyczne historie były efektem bujnej wyobraźni potęgowanej tajemniczością i niedostępnością miejsca. Wszak przeciętny mieszkaniec miasta nie zdawał sobie sprawy, że pracownicy KW PZPR w Białymstoku mogli korzystać z udogodnień, jakich na próżno było szukać w jakimkolwiek innym zakładzie pracy w mieście. W podziemiach budynku znajdowała się bowiem doskonale zaopatrzona stołówka , na pierwszym piętrze ulokowano przychodnię dentystyczną i lekarską, zaś na drugim, saunę. I sekretarz KW PZPR miał swój gabinet na pierwszym piętrze (obecnie sale nr 90 i 91). Na tej samej kondygnacji, naprzeciwko jego pokoju, była sala posiedzeń Egzekutywy KW PZPR (obecnie sale nr 74 i 75).

  Urzędowanie władz wojewódzkich PZPR w tym gmachu zostało zakończone za sprawą studentów Filii Uniwersytetu Warszawskiego w Białymstoku. Bowiem w poniedziałek 8 stycznia 1990 r. rozpoczęli oni okupację budynku. Przypadkowi obserwatorzy tego wydarzenia bili brawo, a kierowcy na znak poparcia włączali klaksony. Już następnego dnia akcja została zakończona podpisaniem porozumienia. 

  W lutym 1990 r. do tego obiektu przeniesiono siedzibę Wydziału Humanistycznego Filii Uniwersytetu Warszawskiego w Białymstoku. Prawdopodobnie to działanie białostockich studentów zainicjowało powtarzany w innych ośrodkach w kraju proces lokowania uczelni w siedzibach komitetów wojewódzkich PZPR. W 1993 r. budynek dawanego KW PZPR w Białymstoku, jako pierwszy obiekt tego typu, został wpisany do rejestru zabytków.


Artur Pasko

Zima lat 30

  W przedwojennym Białymstoku od początku każdej zimy przybywało bezrobotnych. Właściciele miejscowych zakładów włókienniczych i innych przedsiębiorstw dokonywali zwolnień. Nie starczało pracy dla kilku zmian. Powód zawsze był ten sam - kończył się surowiec i malały zamówienia. 

  Zwalniani robotnicy i ich rodziny trafiali zwykle na garnuszek komitetu Funduszu Pracy Zarządu Miejskiego, który na zimowe miesiące aktywizował swoją działalność. Bywają takie przepowiednie, gdzie rzeczywistość martwieje i blednie Rok 1936 nie był wyjątkowy. 

W pierwszych dniach stycznia, zamiast 2 tysięcy bezrobotnych z listopada roku poprzedniego, było ich ponad 2 tysiące 600. 

Żeby ubiegać się o pomoc Komitetu, niepracujący musieli trafić do rejestru i zdobyć specjalną książeczkę. Dawało to prawo do skromnego, rzeczowego wsparcia. Czego potrzeba było biednym ludziom, żeby przetrzymać mroźną zimę - oczywiście opału. Dlatego też od 20 każdego miesiąca uprawnieni bezrobotni mogli odbierać przydziały węgla z magazynów przy dworcu kolejowym Białystok Fabryczny. 

  Podzieleni na 5 kategorii otrzymywali od 30 do 60 kg węglowego opału. Nie było to dużo. A co mieli czynić ci, którzy w ogóle pozbawieni byli nawet takiej pomocy? Ano cóż, następowała w tym czasie nagminnie kradzież węgla. 

  Nie tylko na kolei, ale też ze składów handlowych i prywatnych komórek i drewutni. Z tego powodu przed Sąd Grodzki trafiali nie tylko mężczyźni lecz również kobiety, a nawet dzieci. O ile opał potrzebny był bezrobotnym w większej ilości tylko zimą, rozdawnictwo żywności trwało do początku lata.

  Na tym samym dworcu fabrycznym można było na specjalne bony otrzymać ziemniaki, mąkę czy słoninę, w ustalonych porcjach.

M.G

13 grudnia 1981 r - w Białymstoku aresztowano 40 osób

    Tak rozpoczął się stan wojenny. Obok zakładu  Fasty przejeżdżały kolumny wozów pancernych. Próbowano strajkować w zakładzie Unitra- Biazet. Zaraz pojawili się tam żołnierze. 

  W nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku Białystok kontrolowały 32 patrole wojska. Aresztowano 40 osób, m.in. związkowców z Uchwytów, Fast i zakładu Unitra-Biazet.

  W poniedziałek 14 grudnia doszło do kilku prób przerwania pracy. - W zakładzie Unitra-Biazet odbyło się spotkanie kilkunastu członków Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność”. Powołano komitet strajkowy, na czele którego stanął Ryszard Borucki w spotkaniu uczestniczyli też dzisiejsi radni wojewódzcy PiS Elżbieta Kaufman-Suszko i Bogusław Dębski 

  Do zakładu przybyli oficerowie Wojska Polskiego, którzy mieli „zmiękczyć” załogę. Przed rozpoczęciem pracy przez drugą zmianę dyrektor Unitry-Biazet postanowił, że nie wpuści do zakładu przybyłych pracowników. - Wobec takiej sytuacji komitet strajkowy podjął decyzję o zawieszeniu strajku 

  Próbę przerwania pracy podjął również Ryszard Siemiaszko, przewodniczący „Solidarności” w fabryce „Spomasz- Biawar”. Zakończyła się fiaskiem.

  Nie udało się też zorganizować strajku ani w Uchwytach, ani w największym zakładzie Białostocczyzny - Fastach. Pojawili się tam oficerowie Wojska Polskiego. Co jakiś czas obok zakładu przejeżdżały kolumny wozów pancernych.

  Mimo grozy tych dni, działacze białostockiej „Solidarność”, którzy uniknęli internowania, zaczęli organizować podziemne struktury. Z Warszawy przyjechał Krzysztof Burek, który skontaktował się z Ireną i Eugeniuszem Bil-Jaruzelskimi. Od nich został przewieziony samochodem przez Hannę Bołbot do kościoła katedralnego, gdzie odbyło się pierwsze spotkanie ukrywających się członków „S”. Burek zdał tam relację z obrad komisji krajowej i odczytał dokument - apel prezydium KK NSZZ.

   Pod koniec grudnia 1981 roku niektórzy internowani opuścili już ośrodki odosobnienia, pozostali zachowywali się spokojnie. Ich rodziny zgłaszały się z prośbą o umożliwienie im przekazywania paczek żywnościowych, odzieży. W Białymstoku krążyły różne plotki o mających nastąpić strajkach i wystąpieniach. W tych sprawach SB prowadziła z członkami „Solidarności” rozmowy wyjaśniające i ostrzegawcze.

  - 20 marca 1982 roku powstała Tymczasowa Komisja Regionalna NSZZ „Solidarność”. Tworzyli ją ukrywający się działacze NSZZ „Solidarność” m.in. Roman Wilk, Dariusz Boguski, Jerzy Rybnik, Stanisław Marczuk oraz Krzysztof Burek. Funkcję przewodniczącego powierzono Stanisławowi Marczukowi - przypomina dyrektor Archiwum.

  Szerokim echem odbiły się obchody 2. rocznicy podpisania porozumień sierpniowych. 31 sierpnia 1982 roku po mszy w bazylice z pieśnią „Boże, coś Polskę” na ustach ponad 2,5 tysiąca osób udało się na spacer ulicą Lipową do kościoła św. Rocha. Potem znaczna część zawróciła i próbowała dostać się pod siedzibę MKZ przy ulicy Nowotki (obecnie ulica Świętojańska). Zaczęli krzyczeć: „Solidarność, uwolnić Lecha”.

  Gdy drogę zastąpiło im ZOMO ruszyli pod siedzibę Zarządu Regionu przy ul. Lenina (obecnie Branickiego). Na mostku rzeki Białej znów natrafili na kordon milicyjny. Padło kolejne już tej nocy wezwanie do rozejścia się. W ruch poszły milicyjne pałki i gaz łzawiący.

  - Wybuchła panika. Część z manifestujących uciekała, przeprawiając się przez rzekę Białą. Wylegitymowano ponad 100 osób. Pobito i zatrzymano 51 osób. Była to jedyna tak liczna manifestacja białostockiej „Solidarność” 


Tomasz Mikulicz

Translate