Postaw mi kawę na buycoffee.to

Gimnazjum przy Kościelnej

    Boisko, sala gimnastyczna, a nawet kort tenisowy. Pracownie przedmiotowe, na stałe lekarz i dentystka. W auli odbywały się przedstawienia, spotkania z ludźmi kultury, na które przychodzili też białostoczanie. To wszystko było w gimnazjum przy ulicy Kościelnej, którym kierował ksiądz dr Stanisław Hałko.

  Rok szkolny 1919/20, kiedy zostało ono upaństwowione, rozpoczęło 658 uczniów. Mniej zamożni otrzymywali dożywianie i ubrania dzięki darom Polonii amerykańskiej, byli też zwalniani z opłat szkolnych.

  Rozwój szkoły przerywa na krótko wojna z bolszewikami. W 1920 r. gimnazjaliści wraz ze swoimi nauczycielami ruszyli na wojnę. W tym czasie budynek przy Kościelnej zajmują Rosjanie. Nie na długo na szczęście. Po klęsce pod Warszawą, życie w Białymstoku zaczęło się stabilizować. 

  25 sierpnia 1920 r. wrócił ks. Hałko i natychmiast przystąpił do odbudowy zdewastowanego gmachu i urządzania na szkoły. Wprowadzono nowe programy, pojawił się przedmiot nauka o Polsce współczesnej. Do nauczania geografii, przyrody, fizyki czy chemii weszły dodatkowe godziny na prace laboratoryjne i wycieczki. Dobudowane zostało skrzydło od strony ul. Kościelnej. 

  Na piętrze znalazła się tu duża aula ze sceną i balkonem, największa wówczas w Białymstoku, przybyły też klasy lekcyjne z pracowniami: fizyczną i chemiczną, świetlica z izbą harcerską oraz natryski dla młodzieży i urządzenia centralnego ogrzewania.

  Zadbano i o wygląd zewnętrzny szkoły, przebudowując najstarszą, środkową jej część. Pamiętający czasy carskie maleńki daszek nad wejściem został zastąpiony dostojną klasycystyczną kolumnadą, zwieńczoną balkonem - opisuje Jan Dworakowski. Na dziedzińcu powstał piękny skwer, posadzono drzewa, krzewy, kwiaty. 

  Urządzono też boisko do gier zespołowych, wyremontowano pomieszczenia na świetlicę dla organizacji uczniowskich i sale na tzw. uczelnie. Tym żartobliwym pojęciem określano nowatorski pomysł ks. Hałki, jakimi były sale do przeprowadzenia zajęć pozalekcyjnych z różnych dziedzin wiedzy. 

  Pracę uczelni uzupełniała działalność koła literackiego, naukowego, filologicznego czy krajoznawczego - wylicza Jan Dworakowski. Sami uczniowie mieli wiele możliwości do różnych form aktywności. Jeździli na wycieczki, wystawiali przedstawienia, wydawali gazetę Głos Uczniowski.

  Wszechstronna aktywność księdza dyrektora spotykała się z powszechnym uznaniem białostoczan. Okazją do podziękowania za jego pracę stały się obchody 25-lecia kapłaństwa 4 czerwca 1933 r. z udziałem władz państwowych i miejskich. 

  W czerwcu 1939 r. 24 uczniów otrzymało pierwszą maturę w powstałym liceum. Na 20-lecie ksiądz Hałko przygotował szkołę perełkę - określa Jan Dworakowski. - Obchody miały się rozpocząć po wakacjach, 1 września. Wybuch wojny zniweczył te plany. Niemcy, a później Rosjanie okupujący Białystok starali się przeciągnąć ks. Hałkę na swoją stronę. Nie uległ tej presji. Wspólnie z garstką zaufanych osób starał się wynieść ze szkoły jak najwięcej dokumentów i cennych rzeczy.

- Dzięki temu zachowały się księgi z pieczęciami, spis maturzystów. Mamy je teraz w swoim muzeum - mówi Jan Dworakowski.

  Zaangażowany w sprawy polskości ksiądz Hałko był jednak świadomy tego co go czeka. Ostrzeżony przed aresztowaniem przez NKWD, 27 grudnia 1939 r. wyjechał do Warszawy. Występował pod przybranym nazwiskiem Stefan Halicki. 

  Szczęśliwie spotkał swoich znajomych z Białegostoku, zamieszkał przy ul. Mokotowskiej 14, jako kapłan odprawiał msze w kościele św. Zbawiciela. Prowadził tajne nauczanie na kompletach przy gimnazjum i liceum im. Stanisława Staszica. Ciągnęło go do Białegostoku. W sierpniu 1941 przybył konspiracyjnie, ale był przerażony, kiedy zobaczył, że szkoła od ul. Kościelnej została zniszczona w wyniku bombardowania Niemców, a cały majątek rozgrabiony.

  Po tygodniu wyjechał do Warszawy. Był jednak już śledzony przez gestapo, 21 marca 1942 został aresztowany. Osadzony na Pawiaku, potem wywieziony do obozu w Stutthofie i wreszcie do obozu w Auschwitz, gdzie w 1943 roku zginął.


Alicja Zielińska

Przy Wiejskiej i Krętej kwitły kaczeńce

    O tej dzielnicy Białegostoku teraz swoimi wspomnieniami podzieli się pani Teresa Sokołówna-Andzilewko, emerytowana nauczycielka.

  Słoboda - przypomnijmy - powstała pod koniec XVII wieku, na dzisiejszym odcinku ulicy Wiejskiej, między Pogodną a Świerkową. Do Białegostoku została włączona wraz z innymi podmiejskimi wsiami decyzją Sejmu Ustawodawczego 10 maja 1919 roku. Przez wiele lat, jeszcze po drugiej wojnie światowej zachowała swój wiejski charakter.

- Jest to miejsce szczególnie mi bliskie, przeszłość ul. Wiejskiej znam z opowiadań mojego taty, babci mojego męża, jak również sama pamiętam dawną ulicę Wiejską, jeszcze z lat pięćdziesiątych.

  Na Słobodzie mieszkali dziadkowie mego męża: Stanisława z Cudowskich Cers i Jan Cers - osiedli tu po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Wrócili z Rosji carskiej. Dziadek był Łotyszem, jak wybuchła rewolucja, to musieli z babcią uciekać przed bolszewikami.

  Pani Teresa przyniosła zdjęcia dziadków z 1917 roku, które zachowały się w rodzinnym albumie. Z sentymentem wskazuje na fotografię uroczego chłopca.

- To bratanek mojego dziadka, fajny malec, pięknie wystrojony - uśmiecha się. - Bardzo lubię to zdjęcie, dostałam je od cioci.

  Na Słobodzie mieszkali też moi dziadkowie: Antonina i Konstanty Starczykowie. Byli to ludzie pracowici i zamożni. Dziadek obok ratusza miał karczmę Pod końskim ogonem. Babcia często opowiadała o tamtych czasach.

  Na ziemi słobodzkiej podarowanej przez dziadków, przy obecnej ul. Zielnej, mój tatuś Adolf Sokół w 1936 roku wybudował nasz dom rodzinny. Początkowo w tych stronach niewiele było domów, przybywały one z czasem. Wspaniale tam się nam mieszkało.

  Dla mnie z lat mojego dzieciństwa niezapomniane są zwłaszcza złocistożółte kaczeńce. Porastały one brzegi strumyka, który płynął przez łąkę od ulicy Krętej w kierunku Pogodnej. Wiosną to był przepiękny widok - takie całe żółte połacie, jak dywan. Biegałam po te kwiaty, bo miałam blisko. Bywało, że sąsiadka - sympatyczna pani Czerwińska prosiła, bym i jej przyniosła.

  Teraz w tym miejscu stoją bloki. Ulica Kręta, Pogodna to dziś duże osiedle. A niegdyś znajdowały się tam łąki, Wiejska była brukowana, pastuch pędził tędy krowy okolicznych rolników. Słoboda przecież miała wiejski charakter.

  Dobra zamożnych gospodarzy m.in. Cudowskich, Dzienisów, Jaroszewiczów, Praniewskich, Starczyków znajdowały się także w dzielnicy Nowe Miasto, sięgały daleko na drugą stronę ulicy Wiejskiej, aż do ulicy Strzeleckiej, a ciągnęły się od śródmieścia. Ludzie mieli tam łąki, pola uprawne. Stały stodoły, chlewiki, w których hodowano świnki, po podwórzach biegały kury, panował taki sielski klimat. Sama pamiętam, jak babcia wyciągała z komórki pyszną szynkę wędzoną i kroiła cienkie plasterki, bardzo nam smakowały.

  Pan Jaroszewicz podkreślał, że mieszkańcy Słobody żyli ze sobą zgodnie, jak w jednej rodzinie. To prawda. Gdyby panujące wówczas stosunki przetrwały do dzisiaj, to z pewnością żyłoby się nam wszystkim łatwiej i przyjemniej.

Czas mijał, naturalnym było, że i te strony nie będą takie same. Aż trudno uwierzyć, ale jeszcze w 1994 roku moi uczniowie z klasy drugiej c w Szkole Podstawowej nr 34 chodzili na łąki przy ul. Pogodnej. Mieli tam nawet swoje klasowe drzewko. Kiedy zaczęto budować osiedle, to ścięto je, dzieci z żalem pisały o tym w kronice szkolnej: "Już nie przyjdziemy tu latem z kocykami, aby pobawić się, pouczyć się na łące i odpocząć w cieniu naszego drzewka".

  Zmieniło się wszędzie nie do poznania. Część słobodzkich rodów pozostała jednak wierna swoim korzeniom i wciąż tam mieszka. Nawet czwarte pokolenie, jak w przypadku państwa Słobodzianów. To piękne, że ziemia przodków jest im wciąż bliska i bezcenna - podkreśla Teresa Sokołówna-Andzilewko.


Alicja Zielińska 

Białystok na ekranie. Mieliśmy swoją filmówkę

    Do 1927 roku przy ulicy Kilińskiego 15 przez pewien czas funkcjonowała Szkoła Gry Kinematograficznej, czyli jak byśmy obecnie powiedzieli białostocka filmówka. 

  W lipcu 1927 roku miasto zelektryzowała informacja, że odbędą się w niej "zdjęcia filmowe, mające na celu stwierdzenie fotogeniczności kandydatów, oraz zapisy nowych adeptów na czteromiesięczny kurs filmowy". Dodawano też, że "wszyscy kandydaci otrzymają na własność zdjęcie na taśmie kinematograficznej. Pokaz filmu odbędzie się w jednym z miejscowych kin dla osób zainteresowanych oraz zaproszonych gości".

  Kamienica przy Kilińskiego była oblegana przez wyfiokowane a`la Pola Negri panny i wysmarowanych brylantyną, niczym Rudolf Valentino młodzieńców. Później szkołę przeniesiono do dawnego pałacyku gościnnego przy Kilińskiego 6. Firmował ją Zarząd Główny Związku Artystów Sztuki Kinematograficznej w Polsce.

  Program nauczania obejmował: historię kinematografii, filmoznawstwo, pisanie scenariuszy, kinotechnikę, psychologię gry, mimikę, plastykę i rytmikę, gimnastykę i sport. Wykładowcy rekrutowali się wyłącznie z warszawskiego środowiska filmowego, ale administracją zajmował się białostoczanin Mikołaj Sochor.

  Białystok wbrew pozorom nie był filmową pustynią. No, może nie zagrażał też Hollywood, ale już w 1920 roku zainteresowali się nim Amerykanie. Ich propozycja pretendować do Oskara raczej nie miała szans, ale dla białostoczan była interesująca. Otóż przybyli w czerwcu 1920 roku filmowcy z Amerykańskiego Towarzystwa Kinematograficznego postanowili wykonać "bezpłatne zdjęcia kinematograficzne mieszkańców m. Białegostoku, mających krewnych w Ameryce".

  Pomysł niebywały. Taki przedwojenny skype, tyle że niemy, a transmisja danych odbywała się okrętem przez Atlantyk. Zdjęcia do tych filmików nie były jednak bezpłatnie. Płacili za nie bowiem krewni w Ameryce. 

  Filmowano jednocześnie 12 osób. Niestety nie wiemy, czy odbiorca w Nowym Jorku bądź Chicago otrzymywał wykadrowanego krewniaka, czy musiał szukać go wśród 11 obcych delikwentów. No chyba, że ktoś przyprowadził cały tuzin rodzinny. Zdjęcia robiono w ogrodzie przy ulicy Sienkiewicza 28. Po ich zakończeniu wszystkie filmiki wyświetlono na specjalnym seansie w pobliskim kinie Apollo.

  Ale już prawdziwa kinematograficzna promocja Białegostoku mogła zaistnieć w 1924 roku. Stało się to za przyczyną "jednego z biur kinematograficznych", które złożyło białostockiemu magistratowi niezwykłą propozycję. Otóż w 1924 roku w Konstantynopolu organizowana była polsko- turecka wystawa. Biuro zwróciło się do prezydenta miasta Bolesława Szymańskiego z propozycją "zrobienia zdjęć Białegostoku dla propagandy".

  Propagandę wyceniono na osiem złotych za metr taśmy filmowej. Prezydent stwierdził jednak, że "cel jest wątpliwy" i nie dał nawet złotówki. Ubolewano nad jego skąpstwem, które doprowadziło do tego, że "piękne Turczynki i wyznawcy islamu nie będą mieć szczęścia oglądania białostoczan".

  Ale już we wrześniu tegoż roku propaganda triumfowała. Niestety tym razem sfilmowana okoliczność była niewątpliwie wątpliwa. Wietrzący sensację właściciele białostockiego kina Modern postanowili sfilmować wyczyny futbolistów. 

  Dzielna reprezentacja Białegostoku stanęła na wysokości zadania i nie zawodząc przebiegłych biznesmenów przerżnęła mecz 12 zero. 13 września 1924 roku film z tej klęski pokazano na uroczystym seansie w Modern. Musiał wyglądać jak dzisiejsze sport news. Bramki w tym meczu padały bowiem średnio co 7 minut. To dopiero emocje.

  Ale były też poważniejsze lokalne wątki filmowe. 15 sierpnia 1925 roku z okazji święta Żołnierza Polskiego w tymże samym kinie Modern odbyła się premiera amerykańskiego filmu Cywilizacja - Wojna Europejska 1914-1917. Magnesem był udział w nim gwiazdora Williama Humphrey`a.

  Film zapowiadano jako "wstrząsający akt oskarżenia przeciwko sprawcom wojny wszechświatowej". Ukazywał on "krwawe bitwy na rosyjsko - niemieckim froncie na lądzie, morzu i powietrzu w okolicach Grodna i Augustowa". Widzów miały oszołomić "aeroplany, cepeliny, tanki, bombardowanie miast i fortec", a przerazić "mord, rzeź i gwałt". Dodatkowym walorem filmu były "oryginalne zdjęcia".

  Zapisał się też Białystok w historii polskiej kinematografii. Oto w sierpniu 1927 roku warszawskie Towarzystwo Kinematograficzne Star-Film przystąpiło do ekranizacji powieści Andrzeja Struga "Mogiła Nieznanego Żołnierza". Jej akcja rozgrywa się w latach I wojny światowej i rewolucji bolszewickiej, które są tłem losów kapitana Michała Łazowskiego, jego żony Wandy i córki Nelly. Melodramatyczne wątki powieści przeplatane są dramatycznymi wydarzeniami, które wstrząsnęły Europą. 

  Film reżyserował Ryszard Ordyński, a występowała w nim cała plejada znanych aktorów, między innymi Maria Malicka, Maria Gorczyńska, Leokadia Pancewiczowa, Jerzy Leszczyński i Kazimierz Justjan.

  Pod koniec sierpnia ekipa filmowa przyjechała do Białegostoku, aby tu, wykorzystując miejskie plenery, kręcić zdjęcia. Wzbudziło to w całym Białymstoku prawdziwą sensację. Pisano, że "gdziekolwiek odbywają się zdjęcia filmowe, gromadzą się tłumy gapiów, zwłaszcza, że w filmie występują bolszewicy, których Białystok oglądał z bliska w r. 1920".

  Premiera filmu odbyła się w Warszawie 16 grudnia 1927 roku, ale do Białegostoku film trafił dopiero 25 stycznia 1928 roku. Wyświetlano go w kinie Modern, reklamując - Białystok na ekranie!


Andrzej Lechowski 

Translate