Postaw mi kawę na buycoffee.to

Jedziemy autostopem

   Czterech młodzianów przed Ratuszem ogląda plan Białegostoku. Jeden z nich trzyma książeczkę autostop z lizakiem milicyjnym. Taką do zatrzymywania aut.

  Co widać na fotografii? Przede wszystkim świeżo odbudowany Ratusz. Tu korci mnie, by przypomnieć anegdotę, że ponoć tę inwestycje zawdzięcza Białystok towarzyszowi Bolesławowi Bierutowi. Podczas corocznych odpraw w Warszawie przewodniczący wojewódzkich komisji planowania (i czegoś tam jeszcze) zdawali relację z dokonań.   Przedstawiciel Poznania pochwalił się przywróceniem blasku tamtejszemu ratuszowi (z koziołkami), więc Bierut kolejnego w kolejce notabla zapytał też o ratusz. Jak się Państwo domyślacie, ten kolejny był przypadkowo z Białegostoku. 

  Po powrocie nad Białkę przekazał spiesznie informację I sekretarzowi KW PZPR, że prezydent Bierut pytał się o ratusz w naszym mieście. Reakcja musiała była natychmiastowa, no bo skoro sam towarzysz Bierut pytał. W tyle widać nową "starówkę" białostocką, jeszcze bez tynków.

  Po przeciwnej stronie ulicy rewolucjonisty B. Wesołowskiego (obecnie Suraskiej) stały jeszcze rusztowania. I jakże mogłoby być inaczej, koniki ciągnęły furmanki, podstawowy wówczas środek transportu miejscowych firm budowlanych.

  Na jeszcze jeden akcent, bardzo białostocki, chcę zwrócić uwagę. Oto przed odbudowanym Ratuszem na ławeczce siedzą sobie dwaj panowie. Nie piją bynajmniej piwa, nie grają w warcaby lub tysiąca, nawet nie łuszczą pestek słonecznikowych. To po co siedzą? Bo mieli ten nawyk wyrobiony w swoich zagrodach, gdzie przed domkiem musiała być ławeczka. Niestety, nie dowiemy się, o czym tak zapalczywie dyskutowali ci dwaj obywatele z fotografii.


Adam Czesław Dobroński 

W czasie niemieckiej okupacji dzieci musiały pracować

    Jak wszyscy pracowałem dziesięć godzin, od szóstej rano do szesnastej, a często i na nocnej zmianie, z krótką przerwą 15 minut na zjedzenie kanapki. Do moich obowiązków należało utrzymanie porządku i czystości w halach maszyn drukarskich. 

 Budynek pamiętał jeszcze czasy carskie, zimą musiałem napalić każdego dnia w czterech piecach, przedtem oczywiście narąbać drzewa, przynieść torf, oraz myć wałki maszyn drukarskich i same maszyny. Smary, szkodliwe chemikalia (bez żadnych zabezpieczeń), brak światła i przenikliwy chłód tak zimą jak i latem, mocno dawały się we znaki. Ponadto trzeba było uważać, by nie podpaść Niemcowi, który zarządzał drukarnią. Szmidt, inwalida z frontu wschodniego, który stracił rękę, odgrywał się za swoje kalectwo i walił drewnianą protezą gdzie popadło i kogo popadło.

 Jeżeli nie było pracy w hali maszyn, Szmidt kierował nas do noszenia cegieł i mieszania betonu przy nowo stawianej hali maszyn. Poza tym musiałem także palić w piecach w mieszkaniach prywatnych personelu niemieckiego przy ulicy Lipowej. 

 Po upływie roku, w kwietniu 1944 roku stanąłem przy maszynie drukarskiej, a moi miejsce zajęli młodsi koledzy. Pracowałem na tym stanowisku do 25 lipca 1944 roku. Tego dnia, pamiętam jak dzisiaj, nie wpuszczono nas do środka. Oddziały wojskowe przystąpiły właśnie do niszczenia dokumentów. Usłyszeliśmy rozkaz: uciekajcie stąd, wciśnięto każdemu po belce papieru, a za dwa dni już weszła Armia Czerwona. Niemcy uciekając w popłochu podpalili budynki, w tym nową halę z maszynami gotowymi do druku.

  Szkoda, to budynek ładnie się prezentował od frontu, nowoczesny z oszklonymi drzwiami. Drukarnia działała już w latach 20. Znałem tam każdy zakątek. Tuż za ogrodzeniem znajdowało się getto.

  Ogrodzenie ciągnęło się od ulicy Nowy Świat do Artyleryjskiej, Poleską aż do magazynów wojskowych, na ulicy Fabrycznej załamywało się i znowu wracało do miasta, do śródmieścia. Chodziłem tam często, wiedziałem gdzie są tajemne przejścia, wystarczyło odsunąć deskę, która w takich miejscach zwykle trzymała się na jednym gwoździu. 

  W getcie handel szedł na całego. Było dużo różnych towarów, które oficjalnie sprzedawano, z tym że po cenach horrendalnych, na które samych Żydów zwykle nie było stać, bo oni nie dostawali za swoją pracę pieniędzy. Kupowaliśmy kawę, herbatę, tytoń. Do getta natomiast, ja na przykład nosiłem żarówki o małej mocy, najlepiej 15-tki, 25-tki, żeby jak najmniej prądu zużywały. Nabyte za to towary potem sprzedawaliśmy Niemcom, za kawę gotowi byli zapłacić każdą cenę.

  Oczywiście chodziło tu o wojskowych, zwykłych żołnierzy, bo ci z gestapo, służby porządkowej czy z SS mieli wszystkiego pod dostatkiem, a i potrafili zabrać bez żadnych skrupułów co im się podobało. Prości żołnierze mieli tyle co dostali z przydziału, więc też kombinowali na różne sposoby. Sprzedawali buty, papierosy, nawet broń. Jasne, że trzeba było uważać, w każdej chwili groziła wpadka, a wtedy więzienie, obóz, czy rozstrzelanie w razie ucieczki. 

  Kiedyś pamiętam szmuglowałem chyba z 50 żarówek, nosiłem taką długą jesionkę, w poły za podszewkę pakowało się te żarówki i tak obładowany ruszałem. Poszliśmy we trójkę, ja i dwóch braci Beckerów, Janek i Czesiek, ich ojciec był folksdojczem, podziemie wydało na niego później wyrok za współpracę z Niemcami. Szliśmy wtedy nie przez drukarnię, tylko obok budynku, gdzie mieszkało dwóch Niemców, to było wbrew pozorom bezpieczne przejście. I ci bracia Beckerowie najpierw mnie wystawili, kazali iść pierwszemu. Miałem farta, udało mi się, a gdy oni wyszli akurat napatoczył się patrol niemiecki i wpadli. 

  Ale wywinęli się, ojciec miał dobre znajomości. Gdyby mnie złapali, to obóz murowany. Ale co tam, w takim wieku nie ma strachu. Nie miałem w ogóle świadomości, że ryzykuję. Cieszyłem się, że jako gówniarz zarabiałem więcej niż mój tata.

  Ponadto uczyłem się. Do godziny szesnastej robota w drukarni, a od siedemnastej tajne komplety u pani Parzyńskiej. To była wspaniała nauczycielka, odważna, z poświęceniem. Chudzinka, przygarbiona, włosy rozwichrzone, uczyła nas polskiego, historii, matematyki i geografii oraz niemieckiego. Byłem tak przygotowany, że jak poszedłem zdawać po wojnie do ogólniaka, to trzy zadania z matematyki rozwiązałem w 15 minut. Była ogromna chęć nauki, człowiek łaknął tej wiedzy, wprost wsysał w siebie. wsysał dosłownie.

  My mieszkaliśmy przy ul. Kurpiowskiej 6, tuż przy Angielskiej, a pani Parzyńska przy Bema 28, u państwa Łosiów. Jak szedłem na komplety, to przez podwórza, z posesji na posesji, żeby nie chodzić po ulicach, gdzie można było natknąć się na patrol. Nikt nikomu nie zabraniał. Ludzie ze sobą żyli jak w rodzinie.   Na komplecie było nas pięcioro: Wiesia Wojciechowska, Stasia Dziejma, Mirek Abramowicz, Zbyszek Szeps i ja. 

  Któregoś razu podczas nauki przyszli Niemcy. Pani Parzyńska w porę zauważyła, od razu złapała śpiewnik niemiecki, usiadła przy pianinie i zaczęła grać, a my zaczęliśmy śpiewać po niemiecku. Niemcy pokiwali głowami, gut, gut - powiedzieli i poszli. Pani Łosiowa jednak bardzo się wystraszyła i panią Parzyńską przyjęła na kwaterę pani Miklasz, mama kolegi mego brata. Oni obaj należeli do AK, wpadli w zasadzkę, Romek zginął pod Białymstokiem, a mego brata rozstrzelano w Grabówce.

  Pani Parzyńska przez całą okupację prowadziła tajne komplety. Zajęcia odbywały się na dwie zmiany, jedna grupa z rana, druga po południu. Wieczorem, świecąc karbidówką odprowadzałem młodszych do domu.  Takie to było czasy. Dzisiejsza młodzież nie jest w stanie nawet tego sobie wyobrazić.


Alicja Zielińska 

Dzień Kobiet

    Historia Dnia Kobiet rozpoczyna się na początku XX w., kiedy przez Amerykę Północną i Europę przetoczyły się fale protestów ruchów robotniczych. Najwcześniejsze obchody zorganizowano 28 lutego 1909 r., aby upamiętnić strajk pracownic fabryk odzieżowych, który odbył rok wcześniej w Nowym Jorku. Kobiety manifestowały wówczas przeciwko wyzyskowi, niskim płacom, ciężkim warunkom panującym w zakładach oraz braku prawa głosu.

  W następnych latach protesty zaczęły rozprzestrzeniać się na cały świat. W 1911 r. ponad milion osób w Europie – przede wszystkim w Niemczech, Austro-Węgrzech, Danii i Szwajcarii – wzięło udział w marszach, które odbyły się 19 marca z okazji Międzynarodowego Dnia Kobiet ustanowionego wcześniej, bez konkretnej daty, przez Międzynarodówkę Socjalistyczną. Manifestantki domagały się prawa do głosowania, sprawowania urzędów publicznych i do godnej pracy.

   Dzień Kobiet po raz pierwszy zorganizowano 8 marca 1914 r. w Niemczech. Wybór daty nie miał konkretnego uzasadnienia. To zmieniło się w 1917 r., kiedy 8 marca kobiety w Rosji zorganizowały strajk pod hasłem „chleb i pokój”.

  Manifestacja szybko zmieniła się w wiec przeciwko carowi, który dzień wcześniej uciekł z Petersburga do Mohylewa. W międzyczasie trwały dziesiątki innych protestów, spowodowanych przede wszystkim przez braki żywności, brak prądu, wstrzymanie produkcji w fabrykach oraz obniżenie płac robotnikom.

  Demonstrantów podburzali agitatorzy polityczni z różnych frakcji Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji (SDPRR). Manifestacje przerodziły się w zamieszki, które w ciągu następnych dni doprowadziły do wybuchu rewolucji lutowej i obalenia Mikołaja II Romanowa.

  Rząd tymczasowy nowo powstałego ZSRR tuż po zakończeniu wojny domowej przyznał kobietom prawa wyborcze, a działaczka Aleksandra Kołłontaj przekonała Włodzimierza Lenina, aby 8 marca ogłosić oficjalnym świętem państwowym i Międzynarodowym Dniem Kobiet. Aż do 1965 r. nie był to jednak dzień wolny od pracy.

  Dzień Kobiet obchodzono w Polsce jeszcze przed II wojną światową, ale prawdziwą popularność święto to zdobyło dopiero w czasach PRL. Tradycyjnie wręczano paniom podarunki – goździki i tulipany oraz słodycze, kawę, rajstopy i inne prezenty. W sentymentalną podróż do tych czasów zabrali w 2022 r. widzów twórcy programu „Tacy byliśmy”.

– Nawet jeśli prawdą jest, jak się mówi, że mężczyźni rządzą światem, to pewnym jest, że kobiety rządzą mężczyznami. Z okazji Dnia Kobiet sentymentalna podróż do lat dawno minionych, w których życie nie wyglądało tak jak teraz. Jak kilkadziesiąt lat temu świętowano Dzień Kobiet? Jak wyglądało życie codzienne, domowe i zawodowe pań? Czy panowie obawiali się coraz większego uczestnictwa swoich towarzyszek w życiu społecznym i zawodowym? Jacy wtedy byliśmy? – napisano w opisie odcinka „Dzień Kobiet”, który można obejrzeć w TVP VOD.

  W 1975 r. Dzień Kobiet dzięki decyzji ONZ stał się świętem międzynarodowym. Tego dnia uznawane są zasługi wszystkich kobiet bez względu na podziały narodowościowe, etniczne, językowe, kulturowe, gospodarcze czy polityczne. Jest to okazja, by spojrzeć wstecz na zmagania i dokonania z przeszłości, a co ważniejsze, by spojrzeć w przyszłość i zwrócić uwagę na niewykorzystany potencjał oraz możliwości, jakie otwierają się przed następnymi pokoleniami kobiet (…). 

  Przyjmując rezolucję, Zgromadzenie Ogólne uznało znaczącą rolę kobiet w rozwoju społecznym oraz procesach pokojowych. Wezwało również do zakończenia dyskryminacji oraz udzielenia większego wsparcia kobietom, aby mogły w pełni i na równych prawach uczestniczyć w życiu społeczno-politycznym

Translate