Postaw mi kawę na buycoffee.to

1913 r - Hotel „Ritz”

 

   Hotel Ritz wybudowany został przez Towarzystwo Akcyjne „Ritz” przy pomocy Petersbursko – Tulskiego Banku Ziemskiego. Prace budowlane zakończyły się 1 lipca 1913 r. Była to wtedy jedna z bardziej reprezentacyjnych budowli Białegostoku. 

   Hotel ulokowany został w centrum miasta, na rogu ulic Niemieckiej (obecnie Kilińskiego) i Instytuckiej (obecnie Pałacowa), niedaleko przepływała rzeka Biała, a sąsiedztwie położony był Pałac Branickich, do 1915 r. siedziba Białostockiego Instytutu Panien Szlacheckich, a w okresie międzywojennym siedziba Urzędu Wojewódzkiego Białostockiego.

  Hotel posiadał marmurowe schody, a podłoga pokryta była parkietem. Na parterze znajdowały się bank, kawiarnia oraz zakład fryzjerski. Na pierwszym piętrze ulokowano restaurację wraz z zapleczem gastronomicznym. Na drugim i trzecim piętrze znajdowały się pokoje gościnne, po 18 na każdej kondygnacji. 

  Na strychu było zaś 10 pokoików. Hotele posiadał także windę. W każdym pokoju stało łóżko lub tapczan, w oknach były firanki. Na ścianach wisiały reprodukcje znanych malarzy. Pokoje oświetlały mosiężne lampy. Były także szafeczki, wieszaki oraz półeczki na czapki i kapelusze.

  To był hotel na europejskim poziomie. Korzystali z niego ludzie zamożni, z tzw. dobrego towarzystwa , a więc kupcy, którzy przyjeżdżali w interesach d Białegostoku z głębi Rosji, oficerowie, artyści, czy też arystokraci.

   W 1915 r. hotel został przejęty przez niemieckie władze wojskowe. Po przyłączeniu Białegostoku do Polski w 1919 r. hotel dobrze prosperował. Restauracja hotelowa była czynna do północy. Odbywały się w hotelu dancingi, bale karnawałowe, oraz bale noworoczne.

   W 1941 r. hotel przejęty został przez niemieckie władze okupacyjne. Niemcy zmienili jego nazwę na „Europa”, przeznaczony był tylko dla Niemców, o czym informował umieszczony na drzwiach napis. Na przełomie 1943 i 1944 r. hotel przeszedł kapitalny remont. Jednak zbliżanie się Rosjan do Białegostoku spowodowało wysadzenie w powietrze hotelu przez Niemców w lipcu 1944 r.

  W końcu lat czterdziestych dwudziestego wieku władze polskie dokończyły dzieła zniszczenia, chociaż hotel można było odbudować. To, co pozostało rozebrano do fundamentów, a gruz przeznaczono do odbudowy Białegostoku. W końcu lat osiemdziesiątych dwudziestego wieku były pomysły, aby hotel odbudować. Jak na razie nie zostały one zrealizowane.


Marek Kietliński

Zapraszamy do współpracy reklamowej !


 

Dr Siemaszko i rzeźnik Berent

    Około 1875 r. na ul. Aleksandrowskiej (Warszawska) Franciszek Szpengler uruchomił małą, zatrudniającą zaledwie 12 robotników tkalnię wełny. Dochody z niej osiągane pozwoliły mu wkrótce wybudować gustowny, dom pod nr 35. Na początku XX wieku wdowa po Franciszku, Augusta Rozalia sprzedała dom Konopińskim.

  Po odzyskaniu niepodległości wprowadził się do niego dr Zygmunt Siemaszko. W Białymstoku zjawił się on około 1900 r. Jednak dopiero w wolnej Polsce zaczął energicznie udzielać się zawodowo i społecznie. W pierwszych wyborach samorządowych we wrześniu 1919 r. wszedł do rady miejskiej i był radnym aż do 1932 r., sprawując jednocześnie w latach 1927-1932 funkcję wiceprzewodniczącego rady. Aktywnie działał również w PCK. Szanowano go za organizowanie wielu akcji charytatywnych. Znany był też z aktywnego życia towarzyskiego. Te zaś miało swoje blaski, ale i cienie.

  Dr Siemaszko pozostawał w zażyłych stosunkach z Antonim Faranowskim, redaktorem "Echa Białostockiego", który znany był w mieście z nieskrywanej skłonności do organizowania suto zakrapianych bibek. Nic przeto dziwnego, że gdy zbliżały się jego imieniny, to wiadomo było, że będzie to niezła, wyłącznie męska impreza. Tak też było na "spóźnionych" imieninach redaktora w niedzielę 14 kwietnia 1934 r.

  Towarzystwo ucztowało w restauracji Gastronomia (obecnie Astoria). Grubo po północy, gdy lokal już zamknięto, przyjaciele redaktora, wylądowali w restauracji I klasy na dworcu kolejowym. Tam fetowanie solenizanta trwało dalej. Następnego dnia rano przy stole zostali już tylko Faranowski i Siemaszko. Nagle podszedł do nich znany w mieście "zdolny rzeźnik i masarzysta" Berent. On też znajdował się pod dobrą datą, co było o tyle groźne, że był to "olbrzym wagi 180 kilogramów".

  Rzeźnik ów, "po wypowiedzeniu kilku dosadnych epitetów", rzucił się na redaktora. Zanim ten zdążył zareagować, Berent zdzielił go "dwa razy w twarz i dwa razy w szyję". Na szczęście ciosy nie były nokautujące, przeto Faranowski rzucił się do ucieczki, klucząc pomiędzy stołami. Za nim, przewracając wszystko, parł Berent. Krzyczał przy tym "ja ci pokażę łobuzie!"

  A co na to Siemaszko? Ano czym prędzej opuścił restaurację, wsiadł do dorożki i kazał wieźć się do domu. Jego rejterada przez następne dni stanowiła temat do kpin. Mówiono, że jako naczelny lekarz Ubezpieczalni Społecznej ma głęboko wpojone "skłonności ubezpieczalne", a tego ranka najlepiej wyszło mu "ubezpieczanie tyłów". Tymczasem w restauracji Berent próbował złapać Faranowskiego. 

  Personel nie mogąc ich opanować, wezwał policję. Obydwaj więc zostali odprowadzeni na kolejowy posterunek w celu spisania protokołu. Gdy procedurom stało się zadość, komendant komisariatu postanowił popisać się talentem stratega. Wypuścił Berenta, nakazując mu udanie się do domu, a Faranowskiego poprosił o pozostanie na czas, który krewkiemu rzeźnikowi będzie konieczny na oddalenie się. Fortel jednak się nie udał. Gdy po kilku minutach redaktor wyszedł z posterunku, to od razu napotkał czekającego za drzwiami Berenta. Tym razem rzeźnik dobrze przymierzył i trafił redaktora "pięścią między oczy".

  Incydent ten nie zachwiał popularnością Siemaszki. Aż tu nagle całe białostockie towarzystwo zaskoczone zostało decyzją doktora. 1 września 1935 r. Siemaszko zrezygnował z funkcji zastępcy naczelnego lekarza Ubezpieczalni, a w dwa tygodnie później opuścił Białystok, przenosząc się na stałe do swojego majątku na Wileńszczyznie.

  Zanim jednak doktorostwo wsiedli do pociągu, to w Ritzu odbył się huczny bankiet pożegnalny. Siemaszkę żegnała Białostocka Ochotnicza Straż Ogniowa, której był wieloletnim prezesem. Następnego dnia na dworzec państwa Wiktorię i Zygmunta Siemaszków odprowadzali najwierniejsi przyjaciele. Byli "liczni przedstawiciele tutejszej elity i sfer towarzyskich" oraz redaktor Faranowski. Szczęśliwie dla wszystkich "podchmielonego rzeźnika zawodowego Berenta" nie było!


Andrzej Lechowski

Translate