Postaw mi kawę na buycoffee.to

W przedwojennej Polsce wcale nie było taniej niż dzisiaj

   Najłatwiej powiedzieć: kiedyś było inaczej. Nie zawsze to jednak oznacza, że lepiej. Jak żyło się przed wojną? Nasi pradziadkowie mieli zdecydowanie gorzej. Przyczyn tego było wiele, m.in. skandalicznie niskie zarobki i wszechobecna drożyzna.

  Bilet do kina

Przed wojną do kina chodził każdy. Nic dziwnego, jeżeli bilety były aż tak bardzo tanie. Przykładowo: seans filmu 'Paweł i Gaweł' w gwiazdorskiej obsadzie Adolfem Dymszą i Eugeniuszem Bodo kosztował 40 gr. Mieszkańcy nie narzekali też brak miejsc do oglądania filmów. W samej Warszawie działało ich 70!

- Kino od swoich początków uchodziło za rozrywkę wręcz jarmarczną, dla niewymagającej publiczności .Na początku XX wieku nawet 9 na 10 widzów to byli robotnicy. Z czasem przekrój społeczny widowni oczywiście się poszerzał. Nie mniej jednak w repertuarze nad filmami np. historycznymi przez lata dominowały komedie i melodramaty.

   Dlaczego kino kiedyś kosztowało tak mało? - Było  niestrukturalizowane. Dzisiaj w cenie biletu zawierają się m.in. koszty produkcji, promocji, dystrybucji, a do tego jeszcze podatek i procent dla PiSF 

  Chleb, mleko i cukier

Pieczywo w przedwojennej Polsce kosztowało mniej więcej tyle, co... bilet do kina. Za mleko i bochenek chleba trzeba było zapłacić 30 gr, za masło: 4 zł za kg, ziemniaki: 10 gr za kg, jaja (od 5 do 6 groszy za sztukę). Na jedzenie robotnice przeznaczały 70 proc. pensji. Oczywiście zamożne warszawianki nie chodziły same po zakupy. Zajmowała się tym służba.

  Samochód

Popularny przed wojną fiat 508 kosztował 5,5 tys zł. Kogo było stać na auto? Na pewno nie funkcjonariusza policji, lekarza ani nauczyciela. O zakupie samochodu mógł sobie też pomarzyć robotnik. Aby kupić sobie auto musiałby odkładać (w całości) swoją pensję przez około 15 lat.

- Niewykwalifikowany robotnik zarabiał poniżej 100 zł, dniówkowy: między 30 a 60 zł miesięcznie (czyli za dniówkę - powyżej 1 zł 

  Oczywiście były też na rynku droższe modele samochodów. Opel Olimpia kosztował - 6 300 zł, Chevrolet - 7 640 zł, Mercedes-Benz 230 - 17 tys zł.

   Do tego trzeba było doliczyć miesięczne utrzymanie auta. Jak wynika z przedwojennych ogłoszeń benzyna (80 litrów) kosztowała - 56 zł, oliwa - 3,60 zł, podatek drogowy - 3,5 zł, garażowanie - 20 zł, mycie i smarowanie - 15 zł. Razem: 98,10 zł.

  Wizyta w kawiarni

Kawa, lody a może ciasteczko? W kawiarni  serwowano m.in. białą (1,20 zł), czarną (1 zł), gorącą czekoladę (1,65 zł), ciastka (0,30 zł), lemoniadę (1,50 zł), krem z konfiturami (1,90 zł). Jeśli natomiast mielibyśmy ochotę na coś mocniejszego to zapewne skusilibyśmy się na mazagran, popularny przedwojenny koktajl kawowy z dodatkiem koniaku lub rumu.  Kosztował 1,25 zł.

  Papierosy

Okazuje, że nałóg kiedyś również sporo kosztował. Miesięczny wydatek na papierosy mógł kosztować nawet 15 zł. Skąd to wiemy? Z czasopism kobiecych, które zachęcały swoje czytelniczki do prowadzenia tzw. rozchodów i przychodów domowego budżetu. W 'Mojej Przyjaciółce' pisano: A więc: mieszkanie - 55 zł, życie na cztery osoby - 90 zł. Światło, prąd do radia i abonament - 14 zł. Opał - 8 zł. Pensja służącej z Kasą Chorych - 25 zł. Papierosy - 15 zł. Różne drobne - 12 zł. Nieprzewidywalne wydatki - 20 zł. Razem: 239 zł.

-Bez rezerw na obuwie, garderobę, jakąś rozrywkę. Ty przynosisz do domu 160 zł. Czyli albo brnąć w długi, albo pracować obojgu.'

  Super gadżet, czyli radio

Dzisiaj nie wyobrażamy sobie życia bez gadżetów elektronicznych, komputerów, smatfonów, tabletów. Przed wojną szczytem marzeń było radio.  Na przyzwoity - jakbyśmy dzisiaj powiedzieli: sprzęt - należało wyłożyć przynajmniej: 115 zł, czyli jedną (ale całą) wypłatę. Tyle kosztował pierwszy polski radioodbiornik 'Volksempfanger'. Biorąc więc pod uwagę, że niewykwalifikowany robotnik zarabiał miesięcznie poniżej 100 zł, a posterunkowy policji - 150 zł to niestety, ale nie każdy mógł sobie pozwolić na taki zakup.

  Sklepy zachęcały też do zakupu modnych zegarków (od 17 zł) i budzików (od 20 zł) firm Gustaw Becker i Junghans. 'Elegancka i modna oprawa z niklu lub drewna' - reklamował towar Dom Towarowy Braci Jabłkowskich (dzisiejszy odpowiednik centrum handlowego).

  Ubrania

Ubrania kiedyś też nie byłe tanie. Za letnią sukienkę z bawełny należało zapłacić 20 zł. Z kolei popularna marka Bata proponowała buty w różnym przedziale cenowym: czółenka na wysokim obcasie - 8,90 zł, pantofelki odpowiednie do noszenia w domu - jak reklamowano - 'przy kuchni i poza domem' - 7,90 zł, lakierowane czółenka na niskim obcasie - 19,90 zł i gumowe śniegowce w kolorze czarnym z aksamitnym kołnierzykiem - 9,90 zł.

   Kino domowe i aparat

Co jest najlepszym podarkiem na gwiazdkę? Oprócz sprzętu reklamowano również działającą w Warszawie wypożyczalnię zaopatrzoną w filmy: religijne, naukowe, sportowe, komiczne i dramaty. Można było również nabyć aparaty fotograficzne: od 36 zł.

 Zabiegi kosmetyczne

Owłosienie na rękach i nogach można było usunąć, płacąc za kurację: 9 zł. Panie chętnie pozbywały się też wąsów. Dzisiaj depilacja laserowa kosztuje kilkaset złotych.


Natalia Bet

Okiem Pisarki

   Przedwojenny ,autentyczny dorożkarz Hone Sybirski oprowadza po ulicach i zaułkach dawnego Białegostoku. ( 2 )

   Pewnego wiosennego dnia 1924 r. z pociągu pośpiesznego relacji Warszawa -Wilno ,który zatrzymywał się w Białymstoku na 15 minutowy postój , wysiadła niewysoka ,elegancko ubrana kobieta w wieku ok. 35 lat. W ręku miała sporych rozmiarów sakwojaż. Prosto z peronu ,przez dworcowe wyjście skierowała się ona na pobliski postój dorożek . Tam zaś po odczekaniu chwili ,wsiadła do kolejnego z podjeżdżających pojazdów. Panią ową ,przybyłą ze stolicy , była MARIA DĄBROWSKA  , pisarka ,która zasłynęła później jako autorka cyklu powieściowego " Noce i dnie ". Z kolei dorożkarzem , który miał okazję wieźć przyszłą pierwszą damę polskiej literatury był oczywiście Hone Sybirski , nasz stały przewodnik po ulicach i zaułkach przedwojennego Białegostoku . 

   Do miasta nad Białką Maria Dąbrowska przyjechała w odwiedziny do swoje najmłodszej siostry Jadwigi , pracującej  tutaj od niedawna jako nauczycielka, a także , aby zobaczyć mieszkającą u siostry matkę Ludmirę z Gałczyńskich - Szumską .

   Pierwszy pobyt w naszym mieście zrobił na pisarce takie wrażenie , że napisała długi reportaż dla pisma  ' Bluszcz" . warto zapoznać się z jego fragmentami. Tak wyglądał bowiem Białystok 100 lat temu. 

   " Do miasta z dworca jedzie się bez końca , a bez końca -nową dzielnicą niezmiernie rozrzuconą. Budowano szeroko , na sposób rosyjski , nie żałowano przestrzeni - co mogłoby być ładne, lecz tutaj nie jest. Wzdłuż tej ulicy - drogi pełznie lśniąca w deszczu bariera - tam nisko pod wiaduktem , rozbiegają się tory skropione latarkami. Mijamy cmentarz . Czarność gałęzi schyla się nad przepiękną starożytną bramą i pryska na nią cieniami. Jest tu murowana rozłożysta brama z daszkiem , w żałosnych swych zarysach prawdziwie cmentarna. (...)  W Białymstoku - jeśli się nie staje "u kogoś" -to staje się u "Ritza" . Jest to pierwsza osobliwość Białegostoku. Bo  hotelu z takim komfortem i czystością nie ma żadne miasto byłego zaboru rosyjskiego . Co prawda tu , w Białymstoku , " Ritz " przystosował rodzaj swojego komfortu bardzo wybitnie do gustu poprzednich gości ze wschodu. Pokoje sa dostatecznie pstre , niektóre krwistoczerwone. Ale " zawsze" - jak to się mówi - ma się centralne ogrzewanie ( palą ) , wygodne łóżka , czysta pościel , kanalizację i tym podobne przyjemności życiowe. Nazajutrz chodzi się po mieście. jest to proszę państwa ,bardzo duże miasto handlowe i przemysłowe. jeden z głównych ośrodków przemysłu bawełnianego , jeden z punktów wysyłki towarów na wschód. Ponieważ te wszystkie rzeczy rozwinęły się w nim czasu niewoli , więc też i całe  nowe miasto , nie liczące stu lat życia, odpowiednio wygląda. Oto ulice : Sienkiewicza , Lipowa i przyboczne . Oto ich przeraźliwa brzydota . (...) Ohydne trzypiętrowe kamienice budowane są z kremowych , bladożółtych , z czerwonych cegieł , układanych wzorzyście, najeżone są , na zdobione , nabrzydzone. Niezliczone sklepy , których brudne okna, zda się , trzasną natychmiast od pstrokatych napchanych wystaw , raczej odpychają od kupna , purpurowe i złote pomarańcze ,którymi zawalone są wszystkie katy , stanowią w tej brzydocie rozkoszna gorącą plamę (...)  Tłum uliczny tego starego podlaskiego miasta składa się dzisiaj z różnych mniejszości . Żargon rosyjski , niemiecki , białoruski i wszystkie akcenty polskiego , od kresowego śpiewania do warszawskiej porywistej mowy , płyną tu razem strugą zgrzytliwą i jaskrawą na kształt jazz-bandu. ( ...)  "

   Dorożkarz Sybirski odwiózł oczywiście swoja pasażerkę pod wskazany adres. Pomimo sędziwego wieku ( miał już powyżej siedemdziesiątki ) dziarsko zeskoczył z kozła i pomógł Marii Dąbrowskiej zanieść ciężka walizkę aż pod drzwi mieszkania jej siostry. Następnie zainkasował należna zapłatę z niedużym napiwkiem i ruszył z powrotem w kierunku dworca. Dla niego był to tylko zwyczajny kurs ,zaś mijane domy i wystawy sklepowe wcale nie wydawały mu się brzydkie i odpychające 


Jan Molik

Wspomnienia z żeńskiej szkoły

   W ławkach były otwory na kałamarze z atramentem. Wszystkie uczennice nosiły fartuchy. Uczyli nas wspaniali nauczyciele. Nie tylko wiedzy, ale i kultury osobistej oraz praktycznych umiejętności - wspomina swoje lata szkolne Wanda Ogrodnik.

  W czerwcu 1939 roku skończyła Szkołę Powszechną nr 12 w Białymstoku. Za bardzo dobre wyniki w nauce została skierowana do gimnazjum im. ks. Anny z Sapiehów Jabłonowskiej. Marzenia o dalszej edukacji przerwała jednak wojna. Szkoła Powszechna nr 12 została założona w 1901 roku, w 1929 roku została przekształcona w Żeńską Szkołę Powszechną. Odtąd była to szkoła siedmioklasowa.

  Do 1936 roku kierowniczką była pani Zofia Szmidtówna, a następnie stanowisko kierownika objął Tadeusz Siemiginowski. Naukę rozpoczęłam w wieku sześciu lat, ponieważ od moich starszych sióstr nauczyłam się czytać i pisać. Szkoła znajdowała się w budynku przy ul. Polnej 8 (obecnie ul. Waryńskiego). Budynek ten w czasie okupacji znajdował się na terenie getta. Po wojnie przez pewien czas mieścił się w nim internat pielęgniarek.

  Do szkoły wchodziło się przez furtkę w wysokiej drewnianej bramie, a dalej przez drzwi w bocznej ścianie. Na parterze od ulicy była sala gimnastyczna (wówczas wydawała mi się ogromna), a bliżej wejścia szatnia i mała klasa. Przez salę gimnastyczną przechodziło się do łącznika i bocznego skrzydła.

  Na parterze mieszkał woźny z rodziną, a na piętrze kierowniczka szkoły pani Zofia Szmidtówna. Przez pewien okres, w łączniku żona pana woźnego wydawała uczniom kawę na dużej przerwie, którą przygotowywała we własnej kuchni.

  Na piętrze znajdował się pokój nauczycielski, w którym przechowywane były również mapy, tabele i inne pomoce naukowe. Wydaje mi się również, że stały tam także szafy z książkami ze szkolnej biblioteki. Były to książki stare, używane, ale dzięki opiece nauczycieli naprawiane i oprawiane. Uczennice ze starszych klas pomagały przy zmianie zniszczonych okładek.

  Podwórko szkolne było brukowane, z wyjątkiem boiska, na którym grałyśmy w siatkówkę i dwa ognie na lekcjach gimnastyki. Po zmianie kierownictwa szkoła uzyskała dodatkowy teren poza boiskiem, w tym miejscu powstał uczniowski ogródek, gdzie na kilku zagonkach uczniowie w ramach lekcji botaniki uprawiali sałatę, szczypiorek, marchew, pietruszkę i buraczki oraz koper.

  W każdej klasie nad tablicą wisiały portrety prezydenta Ignacego Mościckiego i Józefa Piłsudskiego. Wyżej między portretami wisiał krzyż. Po śmierci Józefa Piłsudskiego w miejsce jego portretu został umieszczony portret marszałka Edwarda Rydza Śmigłego.

 Wyposażenie szkoły było skromne. W sali gimnastycznej leżał tylko materac i stał koń drewniany, przez który skakałyśmy, później doszły drabinki na bocznej ścianie. Znajdował się tu też podest, w czasie lekcji oparty o ścianę, zaś podczas szkolnych występów służył jako podium. W klasach stały dwuosobowe ławki. Na pulpitach pośrodku znajdował się otwór na kałamarz z atramentem oraz wyżłobione miejsca na obsadki i ołówki.

  W szkole organizowano akademie z okazji imienin prezydenta, marszałka oraz świąt państwowych 3 maja i 11 listopada. W czasie tych uroczystości śpiewał chór prowadzony przez nauczycielkę śpiewu. Przez jakiś czas nauczycielką śpiewu była Zofia Frankiewicz, jedna z sióstr założycielek szkoły muzycznej w Białymstoku. Uczennice śpiewały pieśni patriotyczne, deklamowały wiersze, wystawiały różne przedstawienia. Po Bożym Narodzeniu zawsze przygotowywane były jasełka. W mojej pamięci z pierwszych lat nauki zachowały się uroczystości z pogrzebu marszałka Józefa Piłsudskiego.

  Byłam wówczas uczennicą trzeciej klasy. Zebraliśmy się w sali gimnastycznej i w wielkim napięciu i powadze wysłuchaliśmy przez głośnik transmisji z Krakowa. Do dzisiaj pamiętam tamtą atmosferę i przejmujący głos bijącego dzwonu Zygmunta z Wawelu. Po śmierci marszałka jeszcze długo wisiały jego portrety przepasane czarnymi szarfami.

  Przy szkole w latach 30. Powstała drużyna harcerska nr 17. Moja starsza siostra Regina była w niej zastępową, a w naszym domu odbywały się przygotowania hymnu tej drużyny. Do szkoły uczęszczało wiele Żydówek oraz dzieci wyznania prawosławnego, ale nie przypominam sobie, aby w ciągu siedmiu lat mojej nauki zdarzyły się jakiekolwiek incydenty. Wyznanie, a także pochodzenie w żaden sposób nie wpływało na kontakty między uczennicami. Rywalizowałyśmy tylko o oceny.

  Żadna z uczennic się nie wyróżniała, wszystkich obowiązywały jednakowe czarne fartuszki z białymi kołnierzykami. W szkole uczono nas nie tylko wiedzy, ale także patriotyzmu i rzetelności oraz codziennej kultury i praktycznych umiejętności. Na lekcjach przedmiotu roboty ręczne wyszywałyśmy serwetki do śniadań, przed Bożym Narodzeniem wykonywałyśmy ozdoby na szkolną choinkę - jeżyki, bombki z bibułki oraz łańcuchy.

  W szkole powszechnej nr 12 pracowali wspaniali nauczyciele, którzy potrafili nie tylko przekazać nam rzetelną wiedzę, ale i rozwijać nasze zainteresowania. Zachowałam wszystkich we wdzięcznej pamięci i do dzisiaj wspominam z wielkim sentymentem.


Alicja Zielińska

Translate