Postaw mi kawę na buycoffee.to

Kamienica z ulicy Św. Mikołaja

   Pierwsza wzmianka pochodzi z roku 1876 . Następna pełniejsza już mówi o Judel Izrael Kaleckim i jego żonie Sora z domu Zelmans którzy stali się posiadaczami posesji przy ulicy Lipowej 19 w grudniu 1892 roku. W 1894 roku dokupili fragment nieruchomości Abrama Mejłacha, sąsiadującej z ich placem od tyłu.

  Trzy lata później odnotowano na niej trzypiętrowy dom murowany, czyli prawdopodobnie zachowany do dziś budynek. Okazuje się, że takich czynszowych budynków było na ich posesji więcej .Wymienia się ich 7.

  Udało się dotrzeć do mapy z roku 1965. Widać na niej obecny budynek kamienicy. Wtedy działka, na której się znajdował należała do skarbu państwa, a obie części kamienicy stanowiące w przybliżeniu składowe litery L, nosiły adres: Lipowa 19a i 19b.

  Na mapie widać również, że za kamienicą w podwórku stał poprzeczny budynek, którego dziś już nie ma. Prawdopodobne więc jest, że część lokali usługowych przed wojną przypisanych kamienicy przy Lipowej 19, mieściła się w obecnej kamienicy przyulicy. św. Mikołaja.

   Ich właścicielami byli Ida Potraw, akuszerka, B. Granadsztejn, oferujący konfekcję męską, meble i obuwie.Naftali Orman i jego sklep z meblami, Sonia Lubowicz ze swoim sklepem spożywczym, Abel Studnik, prowadzący warsztat mechaniczny, Ślusarze Hirsz Gniecucki i Iser Szoslak oraz lekarz specjalista od chorób żołądka i Kiszek Izaak Landsberg .

   Te fakty świadczą o żydowskiej przeszłości tej części centrum Białegostoku. Zastanawiam się, ile z wymienionych osób zakończyło swą ziemską wędrówkę za murami getta.

Mgliste są powojenne losy kamienicy, Wiadomo, że już po II wojnie światowej, najprawdopodobniej po przejęciu przez Miejski Zarząd Budynków Mieszkaniowych. Później zaś mieszkania komunalne .

Płot przy ul. Mickiewicza na którym wciąż widać ślady po pociskach





   Płot przy ul. Mickiewicza na którym wciąż widać ślady po pociskach i odłamkach  pozostawionych  podczas walk o wyzwolenie miasta po wybuchu niemieckiej bomby na " praczkach " w 1944 roku -  w ówczesnej szkole zginęło wtedy 14 osób . Na  calowych stalowych prętach  widać  wyrwy  po  odłamkach 

   Niewielu czekajacych na przystanku przy Urzedzie Wojewódzkim zwraca uwagę na płot stojący za nimi... a warto... bo niewiele jest w naszym otoczeniu namacalnych sladów działań wojennych...

    Stare stalowe pręty ogrodzenia przylegającego do budynku  nr. 1 na ul. Mickiewicza poszarpane .  Powinny zostać poddane właściwej konserwacji by nadal przypominać o tym co odeszło i miejmy nadzieje  nigdy nie wróci...

   Ulica Mickiewicza 1 - budynek z 1897 r . Siedziba dawnego żeńskiego gimnazjum  Mikołajewsko- Aleksandrowskiego, od 1919 r. Państwowe Gimnazjum Żeńskie im. Anny z Sapiehów Jabłonowskiej, obecnie Wydział Prawa. Budynek nr.3 Urzedu Wojewódzkiego wybudowany w latach 1928-30. Siedziba NKWD w latach 40.  

MR 

Kiedy w Białymstoku pojawiła się pierwsza reklama świetlna, asfalt i Klukwa ?

  Wszystko co jest pierwsze zapada w pamięć i przechodzi do historii. Z czasem jednak okazuje się, że tych pierwszych było tyle, że nie sposób je wszystkie spamiętać. Ot choćby proste pytanie. Kiedy w Białymstoku pojawiła się pierwsza reklama świetlna? Trudne? Odpowiem. W październiku 1926 roku.

  W miejscu gdzie dziś stoi budynek, w którym na parterze jest sklep "Ratuszowy", przed wojną stała kamienica Jankiela Szmula Zabłudowskiego. Od strony Lipowej, na parterze była w niej piekarnia Józefa Mładka. Przed nią stał słup telefoniczny. I właśnie na nim zawisła ta pierwsza świetlna reklama.

  Dokładnie ją opisano. "Na ekranie, przymocowanym do słupa, ukazują się rozmaite świetlne napisy reklamowe oraz całe wycinki z filmów wyświetlanych obecnie lub mających być demonstrowanemi w miejscowych kinach".

  To była sensacja. Nic więc dziwnego, że pod piekarnią, całymi godzinami stał zbity tłum gapiów wpatrujących się w migoczącą skrzynkę. Ludzi było tyle, że tamowali ruch na jezdni. O przejściu chodnikiem w ogóle nie było mowy. Piekarz Mładek rwał włosy z głowy, bo żaden z klientów nie mógł dostać się do piekarni. Wejście było zatarasowane. Uradowani byli natomiast śródmiejscy złodziejaszkowie.

  Krążyli pomiędzy osłupiałymi białostoczanami, którzy z zadartymi głowami wpatrywali się w słup. Ileż to portfeli zmieniło właściciela dzięki tej reklamie!Prasa konkludowała, że te świetlne anonsy należy szybko zlikwidować, bo są one "dla publiczności naszej - niewygodą, dla policji - fatygą, dla miasta - nieporządkiem, dla złodziei - fajramem i żniwem".

  Inna nowość zawitała na Rynek Kościuszki w lecie 1936 roku. Wówczas, po raz pierwszy w Białymstoku położono asfalt! Początki były skromne, bowiem "municypalność białostocka" zafundowała mieszkańcom jedynie "gładkie asfaltowe przejście".

  Można było korzystać z niego, chcąc z rogu ulicy Sienkiewicza przejść na drugą stronę Rynku, pod aptekę Ajzensztadta. Białostoczanie nareszcie mogli wygodnie spacerować zamiast wykręcać nogi i łamać obcasy na "kocich łbach".

  Chodnik ten wywołał "ogólną uciechę i ogólny podziw". Sarkano jedynie na fakt, że przed apteką zawsze na asfalcie stał jakiś pojazd. W sąsiedniej kamienicy mieścił się popularny w Białymstoku Dom Handlowy Braci Głowińskich, apteka też była chętnie odwiedzana bo słynęła z renomy, a na dodatek była tu jeszcze stacja benzynowa "Polminu", gdzie "auta benzynę nabierały". W związku z tym pieszym pozostawały stare, poczciwe kocie łby.

  Lato 1936 roku obfitowało w nowości. Wówczas to białostoczanie po raz pierwszy zobaczyli i spróbowali "nektariny" - nową odmianę włoskich brzoskwiń. W białostockich owocarniach za kilogram tej nowości trzeba było zapłacić aż 6 zł.

  Z inną nowością tegoż lata zdarzył się pewien kłopot. Na rogu Lipowej i Kupieckiej (Malmeda) znajdowała się świetnie prosperująca wytwórnia wód gazowanych Icchoka i Estery Lewinów. Wpadli oni na pomysł, aby wodę sodową mieszać z sokiem żurawinowym.

  Gdy już uchwycili odpowiednie proporcje, to zaserwowali białostoczanom nowy orzeźwiający napój, hit sezonu '36 - Klukwę. Białystok oszalał na jej punkcie. Każdy chciał gasić pragnienie napojem od Lewinów. A, że lato tego roku było upalne, to i Klukwa szła jak woda!

  Jednak zazdrosna konkurencja nie spała i wnet inne białostockie wytwórnie zaczęły sprzedawać kwas żurawinowy, opatrując go tą dźwięczną, rosyjską nazwą. Lewin postanowił walczyć. Widząc, że konkurenci bezkarnie poją białostoczan jego wynalazkiem, zgłosił nazwę Klukwa do Urzędu Patentowego i uzyskał do niej wyłączność. Triumfalnie ogłosił, że wszystkie wytwórnie mają natychmiast przestać produkować fałszywą Klukwę. Zagroził, że gdyby ten jego zakaz nie poskutkował, to sądy w Białymstoku będą miały pełne ręce roboty.


Andrzej Lechowski

Translate