Postaw mi kawę na buycoffee.to

Białystok Fabryczny

  Nie będę pisał o historii Kolei Poleskiej, bo ktoś inny zrobi to lepiej. Ale napiszę o nieodłącznym elemencie krajobrazu osiedla Piasta - a zwłaszcza tej jego części, na której miałem zaszczyt stawiać pierwsze kroki i się wychowywać - dworcu Białystok Fabryczny.

  Pierwsze wspomnienie tego miejsca? Może nie sam dworzec, ale otaczające go tory i bocznice podczas spacerów z ojcem i wypraw do magicznej krainy zwanej "za torami" o której wspominałem ostatnim razem. 

  To też wolno snujące się tamtędy pociągi obserwowane z nudów z kuchennych okien podczas niesprzyjającej wyjściom na dwór pogodzie. Przeprawy przez kładkę nad torami w drodze na przystanek "trójki", którą razem z tatą często jeździłem do jego znajomych na Jaroszówkę. Jako dzieciak bałem się na nią wchodzić z powodu prześwitu między stopniami stromych schodów. 

  Jeszcze w późniejszych klasach podstawówki (nie pamiętam jednak w której dokładnie) dworzec miał się dobrze. Może nie tętnił już życiem jak za swych najlepszych lat, ale w okienku zawsze siedziała miła pani sprzedająca bilety, perony nie zarosły chaszczami, pociągi przyjeżdżały nie tylko z okazji finałów WOŚP, a dieslowskie lokomotywy przepychały puste węglarki z jednej strony na drugą. 

  Pewnego razu, gdy latem szwendaliśmy się tam z kumplami, udało nam się porozmawiać z maszynistą. Pokazał wnętrze lokomotywy (tej niebiesko-zielonej, z pomarańczową literą V z przodu) a nawet zabrał nas nią na wycieczkę do przystanku/składu/bocznicy (nie wiem jak to nazwać) nieopodal ul.Plażowej, skąd wracaliśmy już na piechotę. 


Zenon Bombalina

Translate