Postaw mi kawę na buycoffee.to

W 1929 roku na dobre przyszedł kryzys gospodarczy

   Czasem taniec był jedynym sposobem zarobienia pieniędzy. W popularnej kawiarni Lux, która znajdowała się na rogu Sienkiewicza i Warszawskiej, wieczorami odbywały się dancingi. Wśród stolików, zachęcając klientów, aby ci wyszli na parkiet, krążyła tańcząca para. Danser co jakiś czas opuszczał swą partnerkę aby ta zmysłowym tańcem wabiła panów. Wykonywała więc ona "rozmaite wschodnie tańce". Jej popisy choreograficzne budziły, co oczywiste, niezwykłe ożywienie wśród mężczyzn, ale panie kipiały z oburzenia i odwracały się ze wstrętem.

  Niejedna z matron stwierdzała, że to jedynie wyuzdanie i niepodobne do "dobrej plastyki i dobrych pląsów" widywanych tu i ówdzie.

 Ale oburzenie miejskich gazet i sprzeciw wszystkich budziła czteroletnia dziewczynka, która stanowić miała clou luxowego programu. "Dziecko jest słabe, mocno rachityczne, jemu już dawno trzeba by było iść spać, a ono biedne przebiera nóżkami i uprawia łamańce i stara się ponad siły".

  A poeta w tym samym czasie pisał:"... Słyszysz ... Białystok oddycha Skwarnem powietrzem lipcowem Ekstazy czerpie z kielicha I duma w świetle różowem W Luxie orkiestra rozlewa Cudne pieszczące półtony Sen szczęścia mile powiewa Nastrój jak z bajki wyśniony."

  Tańczyć można było w tamtym Białymstoku wszędzie. Każda restauracja szczyciła się orkiestrą. Różne stowarzyszenia wprost prześcigały się w organizowaniu balów i zabaw tanecznych. Choćby taka Białostocka Ochotnicza Straż Ogniowa, popularne BOSO, też nie pozostawała w tyle.

  W 1926 roku Sekcja Pomocy BOSO wpadła na pomysł aby urządzać charytatywne zabawy. Dochód z nich miał być przeznaczony na wspomożenie biednych i chorych strażaków. Pomysł był zbożny, ale "na zabawy te ze wszystkich krańców miasta zbierały się rozmaite miejscowe szumowiny. Dancingi te można by raczej nazwać wielkim zlotem hołoty białostockiej". Co gorsza, "na wieczorki te przychodziły i uczennice szkół miejscowych".

  Nic więc dziwnego, że zabawy te nie cieszyły się dobrą sławą, a policja obyczajowa nazywała je "flądra bale".

Biegi przełajowe w Zwierzyńcu

   12 maja 1934 r. miał miejsce bieg przełajowy na dystansie 6,5 kilometra. Zawodnicy pięć razy obiegli stadion zwierzyniecki, zwany miejskim, obok były korty "Jagiellonii". Biegi majowe mają w naszym mieście bogatą tradycję. Zaczęto je w intencji Konstytucji 3 Maja, po 1935 r. doszło przesłanie marszałkowskie (rocznica śmierci Józefa Piłsudskiego), a w okresie PRL propagowano "Biegi zwycięstwa". Intencje są ważne, ale jeszcze ważniejsze samo bieganie, byle z rozsądkiem i przyjemnością, zdrowo.

  Na zdjęciu stawce przewodzi biegnący z numerem 40 Mikołaj Kozłowski, zawodnik KPW "Ogniwo". Nie dorównał sławą Kazimierzowi Kucharskiemu lub Edwardowi Luchhausowi z "Jagiellonii", ale należał do ścisłej czołówki białostockich biegaczy.

  A teraz pokombinujmy, co to za fragment przedwojennego miasta. Podpowiem, bo pewnie będą trudności z właściwą odpowiedzią. Jest to skrzyżowanie ulic 11 Listopada i Zwierzynieckiej. Ulica Zwierzyniecka powstała w końcu XIX wieku z woli sztabowców carskich i nazywała się początkowo szosą wojenno-strategiczną. 

  Natomiast ulicę 11 Listopada zaczęto wytyczać w 1924 r., wykorzystując bieg wcześniejszej alejki. Były to wówczas dalekie peryferia Białegostoku, stopniowo jednak wpisujące się w krajobraz miejski. Najstarszą, bo wojenną metrykę, miał w tej okolicy oczywiście Zwierzyniec Branickich, następnie wojskowy cmentarz założony w 1915 r. Nazywano go ewangelickim lub niemieckim, jednak były tam i bezimienne groby masowe żołnierzy rosyjskich, w tym narodowości polskiej.

  Na fotografii widać jedynie skrawek cmentarza (w głębi po prawej stronie); dziś na tym miejscu stoi gmach rozgłośni radiowej. W pierwszych latach II RP urządzono także cmentarz wojskowy z grobami żołnierzy polskich poległych i zmarłych w latach 1919-1920, potem przybywało w pobliżu pomników (ołtarz na cmentarzu, żołnierzy 42 pułku piechoty, płyta poświęcona kpt. Stanisławowi Skarżyńskiemu), a tę część Zwierzyńca nazwano Parkiem Konstytucji 3 Maja ("zielony pomnik" z dębami i lipami).

   Miejsce do biegów można uznać za wymarzone. Na fotografii widać ledwie jeden samochód, kilku rowerzystów. Na pewno szumiały drzewa, ćwierkały ptaki, głębiej w parku spacerowały pary zakochanych.

Adam Czesław Dobroński 

Jedziemy autostopem

   Czterech młodzianów przed Ratuszem ogląda plan Białegostoku. Jeden z nich trzyma książeczkę autostop z lizakiem milicyjnym. Taką do zatrzymywania aut.

  Co widać na fotografii? Przede wszystkim świeżo odbudowany Ratusz. Tu korci mnie, by przypomnieć anegdotę, że ponoć tę inwestycje zawdzięcza Białystok towarzyszowi Bolesławowi Bierutowi. Podczas corocznych odpraw w Warszawie przewodniczący wojewódzkich komisji planowania (i czegoś tam jeszcze) zdawali relację z dokonań.   Przedstawiciel Poznania pochwalił się przywróceniem blasku tamtejszemu ratuszowi (z koziołkami), więc Bierut kolejnego w kolejce notabla zapytał też o ratusz. Jak się Państwo domyślacie, ten kolejny był przypadkowo z Białegostoku. 

  Po powrocie nad Białkę przekazał spiesznie informację I sekretarzowi KW PZPR, że prezydent Bierut pytał się o ratusz w naszym mieście. Reakcja musiała była natychmiastowa, no bo skoro sam towarzysz Bierut pytał. W tyle widać nową "starówkę" białostocką, jeszcze bez tynków.

  Po przeciwnej stronie ulicy rewolucjonisty B. Wesołowskiego (obecnie Suraskiej) stały jeszcze rusztowania. I jakże mogłoby być inaczej, koniki ciągnęły furmanki, podstawowy wówczas środek transportu miejscowych firm budowlanych.

  Na jeszcze jeden akcent, bardzo białostocki, chcę zwrócić uwagę. Oto przed odbudowanym Ratuszem na ławeczce siedzą sobie dwaj panowie. Nie piją bynajmniej piwa, nie grają w warcaby lub tysiąca, nawet nie łuszczą pestek słonecznikowych. To po co siedzą? Bo mieli ten nawyk wyrobiony w swoich zagrodach, gdzie przed domkiem musiała być ławeczka. Niestety, nie dowiemy się, o czym tak zapalczywie dyskutowali ci dwaj obywatele z fotografii.


Adam Czesław Dobroński 

Translate